Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


„Styczniowa letnia noc”, czyli romans inny niż wszystkie?

Autorstwana 13 lutego 2022

Nowa Zelandia, przygoda, przystojny chłopak. Brzmi niesamowicie, prawda?

Dla głównej bohaterki na pewno. Po tym, jak zrywa z nią narzeczony, Zuza jakby budzi się z iluzji wygodnego, bezpiecznego i komfortowego życia we Wrocławiu, do którego już zdążyła się przyzwyczaić. Rzuca pracę, wyprowadza się z mieszkania, przyjmuje zaproszenie swojej przyjaciółki i… wylatuje na trzy miesiące do Nowej Zelandii. Postanawia, że od teraz będzie szczęśliwą singielką. Jak się jednak można domyślić, jej postanowienie upada, kiedy do domku, w którym spędza sylwestra na wyspach, wchodzi przystojny, dobrze zbudowany i wysoki chłopak. Zuza jednak i na to znajduje rozwiązanie – postanawia, że Simon będzie tylko jednorazową przygodą. Czy jednak na tym ich znajomość się zakończy? 

W tym sensie to na pewno romans inny niż wszystkie. Rzadko spotyka się książkę, w której bohaterka postanawia uzależnić swoje szczęście tylko od siebie samej, a nie od tajemniczego bad boy’a, który pojawia się w jej życiu. Trzeba również zauważyć, że Zuza wykazała się wielką odwagą, porzucając wszystko to, co stabilne w życiu i wylatując na drugi koniec świata, aby podjąć tymczasową pracę – opiekę nad dziećmi, w której nie ma żadnego doświadczenia. 

Przyznam jednak szczerze, że nie zachwyciła mnie ta pozycja. Oczekiwałam książki z nutką przygody, zwiedzania innego, egzotycznego kraju z powolną, dojrzałą relacją, której rozwijanie się będę mogła śledzić z wypiekami na twarzy. Dostałam gorący (oj naprawdę gorrrrący) soczysty romans z relacją seksualną na pierwszym planie, z kapką Nowej Zelandii, która mnie nie nasyciła. Zamiast czytania kolejnej sceny erotycznej wolałabym mocniej zachłysnąć się widokiem rozgwieżdżonego, niezmąconego sztucznym światłem nieba, zrobić więcej kroków na plaży czarnej jak heban, odbijającej blask tysiąca gwiazd i poczuć na twarzy krople niesione przez oceanową bryzę. Co tu dużo mówić, jestem niepoprawną romantyczką i, niczym Mickiewicz, wolę wzdychać i marzyć niż działać. 

W związku z tym, jeśli to jeszcze nie jest jasne, to nie byłam dobrą czytelniczką dla tej pozycji. Przez słodką, kolorową okładkę i niecodzienny opis nastawiłam się na książkę Miki Modrzyńskiej jak na obietnicę przygody w egzotycznym kraju. Jeśli również na to liczycie, to od razu uprzedzam, możecie się zawieść. Jeśli jednak lubicie historie trochę pikantne, podane na ostro, to myślę, że to może być coś dla Was. 

P.S. Czy wspominałam już, że Simon ma boskie włosy poskręcane niczym czarne pierścionki? 

Michalina Bujak


Kontynuuj przeglądanie

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close