Moje życie to scena – „grzybobranie/Zima Nuklearna”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 18 października 2023
TW// Spektakl zawiera sceny nagości i przemocy, używany jest wulgarny język, poruszany jest temat narkotyków i uzależnienia. Jeżeli jesteś osobą wrażliwą na te tematy, zalecamy szczególne zwrócenie uwagi na swoje samopoczucie i na tej podstawie zdecydowanie, czy ten spektakl jest czymś dla was. Zadbajcie o siebie.
Ogólnopolski Telefon Zaufania Uzależnienia – 800 199 990, codziennie 16.00-21.00
Ania: grzybobranie/Zima nuklearna to spektakl – choć właściwie dwa spektakle w jednym – w reżyserii Piotra Mateusza Wacha, studenta drugiego roku reżyserii i dramaturgii AST. Dotychczas jednak Piotra M. Wacha można było znać z performatywno-choreograficznej praktyki, którą teraz zdecydował się poszerzyć o medium słowa i zaproponować widzom coś w rodzaju medytacyjnego doświadczenia, w którym to dialogi, myśli, gesty i ruchy aktorów wzajemnie się uzupełniają, tworząc niebagatelną, kontemplacyjną całość.
Nana: „grzybobranie/Zima Nuklearna” to uczta dla wszystkich zmysłów – zachwycają aktorzy, którzy improwizują sporą część interakcji między bohaterami (tutaj świetni studenci drugiego roku aktorstwa – Oliwia Durczak, Adam Paczkowski, Maksymilian Piotrowski, Katarzyna Skowron i Błażej Szymański), a gdy tylko oderwiemy wzrok od tego, co dzieje się na pierwszym planie możemy obserwować hipnotyzujące wizualizacje w wykonaniu Kuby Kotyni i nastrojowe zdjęcia Magdy Woch. Współpraca tych wszystkich mediów doprowadziła do stworzenia widowiska transmedialnego, dziejącego się w teraźniejszości, przeszłości, potencjalnej przyszłości i w tej fikcji, która nigdy nie nadejdzie, ale czy na pewno?
Ania: Przed wejściem na salę – prawdę mówiąc – znałam tylko tytuł spektaklu. Właściwie lubię w ten sposób podchodzić do sztuki nowoczesnej – iść, nie wiedząc, co mnie czeka. Dotychczas takie podejście się sprawdzało, mogłam dzięki temu wyciągać własne wnioski i interpretować widowisko na swój własny sposób. I tym razem ta metoda się sprawdziła. Starałam się uchwycić każdy detal, każde słowo, każdą nutę, każdy gest, każdy element wizualizacji. Przez cały spektakl zastanawiałam się nad tym, do czego to dąży, o czym właściwie to wszystko, co widzę. I chyba jedyna sensowna odpowiedź brzmi – to opowieść o narkotykach. W dzień trzydziestych urodzin Aliny grupa znajomych postanawia się trochę zabawić, rozerwać, skutkiem czego jest zażycie halucynogennych grzybków. Obserwujemy całą gamę reakcji organizmu ludzkiego na ten specyfik, widzimy miotające się ciała i nazbyt spokojne ruchy, słyszymy krzyki, narkotyczny śmiech, ale też ciszę, spokój i dialogi z jednej strony pełne sensu, z drugiej całkowicie go pozbawione. Obserwujemy to wszystko, co dzieje się na spotkaniu przy jeziorze (a może właśnie nie jeziorze?), doświadczamy i przeżywamy razem z bohaterami. Byłam pod wrażeniem choreografii. Naprawdę, na scenie działo się niesamowicie wiele, a mimo to wszystko ze sobą współgrało. A nie były to banalne gesty i zachowania. I to wszystko przy akompaniamencie naprawdę świetnej muzyki Michała Smajdora.
Nana: Ja również tak jak Ania, zdecydowałam się na niemal całkowite ograniczenie informacji o przebiegu spektaklu, by nie narzucić sobie kodu interpretacyjnego. Po krótkiej chwili na sali sama poczułam się, jakbym uczestniczyła w narkotycznej zabawie z bohaterami spektaklu. Wczułam się niezwykle w ich spory, tak jakbym obserwowała nie aktorów odgrywających rolę, a moich bliskich przyjaciół. Szybko zauważyłam, że zaczynam ich oceniać, wybierać strony, po cichu kibicując jednym postaciom bardziej, drugim mniej. To spektakl zdecydowanie o narkotykach i uzależnieniu, ale też o relacjach – trudnych, tych pomiędzy bliskimi przyjaciółmi i między dwoma połówkami. Uważam, że głównym motywem „grzybobrania” była samotność, obezwładniająca, zmuszająca do szukania ukojenia w spotkaniach na jedną noc, alkoholu, narkotykach, w zasypianiu znów koło tej jednej osoby, z którą się jest mimo wszystko, mimo że dawno powinniśmy odpuścić i odejść. Nieprawdopodobna wręcz atmosfera trzymała w swoich szponach aż do końca, kiedy to okazało się, że czas wyjść na przerwę. Wtedy zorientowałam się, jak bardzo padłam ofiarą grzybobrania – pierwsza część spektaklu trwała dla mnie może pół godziny, a w rzeczywistości minęły prawie dwie. Może ja też wzięłam nieświadomie jakieś grzyby i wspólnie z bohaterami udałam się na podróż w głąb siebie i relacji międzyludzkich?
Ania: I potem następuje antrakt. A po antrakcie widzimy tylko jednego aktora, siedzimy przy zapalonym świetle, jakbyśmy byli zaproszeni na scenę. Czytany nam jest pamiętnik chłopaka, który odstawił wszelkie używki. Jest to bardzo osobiste, intymne i pokazujące wszystkie – także i te najmroczniejsze – aspekty wychodzenia z nałogu. Czy jest to proces prosty? Absolutnie nie. Tak naprawdę to droga przez mękę, której doświadczamy wraz z narratorem.
Nana: Wchodząc po przerwie, byłam w szoku, jak również reszta widzów. W trakcie pierwszej części widownia była skryta w mroku, słychać było z niej śmiechy obserwatorów ukrytych w anonimowości ciemności. W tej części na sali panowała idealna cisza, a my siedzieliśmy oświetleni. Nagle przestaliśmy być tylko widzami, którzy swoim oceniającym wzrokiem patrzą na postacie, ale staliśmy się częścią spektaklu, znaleźliśmy się na scenie w blasku reflektorów razem z aktorem. Błażej Szymański, który został obdarzony tą odpowiedzialnością nauczenia się i odczytania najbardziej trudnych momentów z życia samego reżysera sprawdził się w tej roli niesamowicie. Od początku do końca nie mogłam oderwać od niego wzroku, zaczarował mnie kompletnie i sprawił, że aż czułam dreszcze, słuchając tego niezwykłego monologu.
Ania: Zawsze zastanawiam się nad tym, co dany spektakl może mi przekazać, czego może mnie nauczyć. W przypadku „grzybobrania/Zimy Nuklearnej” można wynieść ze sobą myśl o tym, że nie ma sensu nikogo oceniać, bo każdy musi przejść swoją drogę po swojemu, doświadczyć, przekonać się na własnej skórze i wyciągnąć na tej podstawie wnioski. To widowisko pokazuje to, co niesie za sobą zażywanie narkotyków, ale zostawia nas z rozmyślaniami, nie narzuca żadnych wniosków, a raczej pozwala nam na samodzielne ustosunkować się do tematu.
Nana: Ze mną „grzybobranie/Zima Nuklearna” na pewno pozostanie na dłużej, szczególnie momenty związane z nawiązywaniem i rozwiązywaniem relacji, tego, jak łatwo dać się wciągnąć w sytuację niebezpieczną dla nas i dla naszego otoczenia, jak łatwo zatracić się w pozornych przyjemnościach i uzależnieniu. Nie zawsze to, co wydaje nam się dobre, takie jest, czasem trzeba odejść od tego, co wydaje nam się tworzyć nas i zastanowić się, czy na pewno tego potrzebujemy do szczęśliwego życia? Czy teraz jesteśmy szczęśliwi?
Nana Asante, Anna Lala