„Jesteś moją ukochaną melodią i zawsze nią będziesz” – recenzja książki „Ostatnia róża Szanghaju” Weiny Dai Randel
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 5 sierpnia 2023
Na takie miłosne wyznanie zdecydowała się autorka Ostatniej róży Szanghaju, które skierowała do swojego męża. Oprócz tego to właśnie tymi słowami zamknęła całą książkę. Nie powinno się zaczynać od końca, ale w tym przypadku uznałam, że jest to konieczne, aby przedstawić pewną analogię. Nie zdradzę jednak jej w tym momencie, bo chcę, abyście zostali do końca tekstu.
O czym jest ta książka? Między innymi o miłości. Miłości, która przetrwa wszystko, taka, której nic ani nikt nie zdoła zniszczyć. Jednak bez wątpienia przedstawiona historia miłosna nie była cukierkowa ani tym bardziej nawet nie stała obok takiej, jaką można spotkać w amerykańskich romansidłach o nastoletniej miłości. Głównie za sprawą osadzenia bohaterów w niezwykle trudnych okresie, jakim była II wojna światowa.
Żydowski pianista Ernest Reisman przyjeżdża z siostrą do Szanghaju w poszukiwaniu lepszego życia. Bez pieniędzy, od początku walczy o przetrwanie jako uciekinier z Berlina. Miasta, które z dnia na dzień stało się dla nich wrogim miejscem. Muzyka pozwala mu przeżyć i zapewnić pierwsze środki do życia tuż po przyjeździe do Szanghaju, bowiem jego pierwszą pracą jest posada pianisty w ekskluzywnym klubie nocnym. Właścicielką tego miejsca jest wywodząca się z jednej z najbogatszych szanghajskich rodzin Aiyi Shao. Muzyka nie tylko zagwarantowała przeżycie, ale również połączyła tych dwojga ze sobą.
Aiyi i Ernest to para do szaleństwa zakochanych w sobie młodych ludzi, których burzliwe życiorysy wystawiały ich niejednokrotnie na niezwykle trudne do przebrnięcia próby. Weina Dai Randel stworzyła wyidealizowany (miłość, szczególnie ta książkowa musi być wyidealizowana) topos odpornej na wszelkie, zło płynące z okrutnego świata miłości. Wyidealizowany to słowo, w którym wiele osób dostrzeże negatywne konotacje, jednak ta historia mimo wszystko przemawia do serca (nawet do takich osób jak ja, które do tej pory nie zawędrowałyby z własnej, woli będąc w Empiku do alejki z romansami). Od pierwszych stron szybko emocjonalnie przywiązałam się do tej dwójki i w pewnym sensie mimo tego, że nie pochwalałam ich wszystkich postępowań, to jednak do ostatniej strony życzyłam im jak najlepiej. Po prostu chciałam, żeby los w końcu się do nich uśmiechnął.
Urzekły mnie rzeczowe i proste opisy, w których autorka po kolei przedstawiła wszystko to, co przyniósł los głównym bohaterom i za pomocą umiejętnie dobranych słów oddała dynamiczny charakter przemian, dokonujących się w życiu każdej z tych postaci. Odniosłam wrażenie, że z pewnego rodzaju czułością „oprowadza” czytelnika po każdym niemal szczebelku tej przejmującej i mimo wszystko pięknej opowieści. Pierwsze skrzypce wśród wątków tej książki gra rzecz jasna miłość, jednak gdybym poprzestała na wymienieniu tylko jej, dokonałabym samoistnego spłaszczenia sensu, jaki ma przekazać Ostatnia róża Szanghaju.
Książka podejmuje również problematykę związaną z rzeczywistością wojenną Szanghaju, znajdującego się wtedy pod okupacją japońską. Autorka ze szczegółami opisała elementy tworzące ówczesny pełen brutalności świat (dokładne opisy tortur, zabieranie majątków najbardziej zamożnym osobom w Szanghaju, morderstwa, bombardowanie miasta, wywożenie w szczególności cudzoziemców do obozów urągających godności człowieka). Inną kwestią, jaka została poruszona, jest pozycja kobiety na drabinie społecznej w trakcie II wojny światowej w Chinach. Jedna z głównych bohaterek, Aiyi Shao, to kobieta w pewnym stopniu wyzwolona jak na tamte czasy ze względu na posiadanie klubu nocnego. Jest to jednak wyzwolenie pozorne, bowiem Aiyi jest tylko pionkiem w rozgrywkach rodzinnych, w których o najważniejszych sprawach (również jej losie) decydują mężczyźnie.
Myślę, że umieszczenie przez Weinę Dai Randel wątku Żydów przybyłych w trakcie II wojny światowej do Szanghaju, kolokwialnie mówiąc, już na starcie czynią książkę niezwykle intrygującą i nietuzinkową (przynajmniej w moim odczuciu), ponieważ w przestrzeni ogólnej, medialnej czy chociażby szkolnej zostaje to zupełnie przemilczane. Jest to w pewnym sensie fragment historii z zakresu tamtego okresu, o którym niewielka część populacji w Polsce kiedykolwiek słyszała. Muszę przyznać, że dzięki uwzględnieniu go przez autorkę zostałam zainspirowana do dalszych poszukiwań i zgłębiania wiedzy na temat losów Żydów, którzy w trakcie wojny przypłynęli aż do Szanghaju, a również tych przybyłych do państw, o których w ogólnodostępnym przekazie historycznym nie wspomina się ani słowem.
Nie obyło się bez mankamentów. Jako osoba, której znajomość języka niemieckiego ogranicza się do „Guten Morgen!” i nic poza tym, to pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, były nieprzetłumaczone na język polski fragmenty rozmów w jednej z części książki. Odrywanie się od frapującej historii w celu sprawdzenia w zasobach Google’a jakie jest znaczenie złożonej z kilku długich zdań wypowiedzi, jest mało komfortowe.
Historia ta sprzyja wielu dywagacjom. A co by było, gdyby ta dwójka poznała się w zupełnie innych okolicznościach, żyłaby w innych czasach? Czy ich uczucie byłoby nadal tak silne? A może to właśnie trudne czasy są doskonałą weryfikacją darzonego uczucia? A może jednak w innym czasie i w zupełnie innym miejscu na ziemi byłaby równie niezniszczalna?
Cała opowieść opatulona jest muzyką, która połączyła Ernesta i Aiyi. To dzięki miłości do jazzu narodziło się pomiędzy nimi płomienne uczucie. W momentach, w których ta dwójka była rozdzielona, zarówno wspomnienia Aiyi, jak i Ernesta zabierały ich do chwil, w których mogli rozkoszować się dźwiękami pianina w klubie nocnym. Pomimo częstych rozłąk spowodowanych dramatycznymi zdarzeniami, ukochaną melodią Aiyi do samego końca pozostał Ernest. I nawet po jego śmierci nadal nią był. Dowodem na to jest ostatnia scena już z 1980 roku, w której Aiyi z sentymentem i uczuciem opowiada o swoim ukochanym dziennikarce.
Przyszła pora na ostateczny werdykt. Jeśli jesteście fanami romansów, to sięgnijcie po Ostatnią różę Szanghaju. Natomiast jeśli tak jak nie pałacie gorącym uczuciem do tego typu literatury… również po nią sięgnijcie. Już wyjaśniam dlaczego. Otóż Weina Dai Randel świetnie ozdobiła wątek miłosny interesującym i poruszającym kontekstem historycznym, a także skupiła się na scharakteryzowaniu tak odległych od siebie i niezwykle różnorodnych środowisk, z jakich wywodzili się główni bohaterowie (obszerny opis żydowskiej rodziny Ernesta i zwyczajów panujących w jego domu, czy chociażby za pomocą słów czytelnik mógł bez najmniejszego problemu wyobrazić sobie nawet najdrobniejszy szczegół posiadłości rodzinnej rodziny Shao, czy poznać tradycyjne chińskie potrawy, jakie jadano w zamożnych szanghajskich domach). Każdy tak naprawdę znajdzie coś dla siebie. Autorka dołożyła wszelkich starań, aby miłość nie dokonała banalizacji książki. Fakt, miłość mimo wszystko jest głównym tematem tej książki, ale na szczęście nie pozostała sama na powieściowej arenie. Dzięki czemu Ostatnia róża Szanghaju nie stała się kolejnym nudnym romansidłem, tylko miłosną powieścią, która zmusza do wielu refleksji i pozwala na poszerzenie perspektywy.
Karolina Harchut