Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


WRAŻENIA PO „BARBIE”, KTÓRA PODBIŁA NASZE SERCA (I KINA)

Autorstwana 2 sierpnia 2023

Barbenheimer to z całą pewnością najważniejsze i największe wydarzenie kinowe ostatnich dekad XXI wieku. Te dwa bardzo różne od siebie filmy miały za zadanie uratować kina i przywrócić ich znaczenie po kryzysie pandemicznym. Dzisiaj możemy już głośno stwierdzić, że im się to udało. Zarówno Barbie, jak i Oppenheimer zaliczyło w pierwszym weekendzie ogromne otwarcie i nie zapowiada się na szybki spadek w kolejnych tygodniach. Dużo znaczenie miał w tym wypadku marketing tych produkcji, które wzajemnie się reklamowały, uwypuklając swoją odmienność. Sam dałem się po części wciągnąć w te wyjątkowe wydarzenie. Parę dni temu, odziany w różową koszulę i krótkie spodenki, udałem się do jednego z największych multipleksów w Krakowie, by zapoznać się z prawdopodobnie najbardziej oryginalną i autorską wizją na temat lalki firmy Mattel, która zdążyła wywołać już niemałe kontrowersje.

Hi Barbie!

Nigdy nie miałem Barbie w domu. Nigdy też za specjalnie nie bawiłem się tymi zabawkami z moimi koleżankami. Byłem świadomy ich istnienia na rynku, jednak nie odcisnęły one dużego piętna w moim życiu. Z takim też podejściem czekałem na premierę filmu. Nie jako fan lalki, którego do kin przyciągnął sentyment za minionymi latami, a raczej odbiorca obeznany ze znaczeniem tej konkretnej zabawki w naszej popkulturze. Dodatkowych emocji dostarczył mi również wybór reżyserki (a także współscenarzystki) najnowszego hitu Warner Bros.

Greta Gerwig to prawdopodobnie jedno z najważniejszych nazwisk w Hollywood ostatnich lat. Jedna z reprezentantek wysokobudżetowego kina autorskiego i twórczyni głośnych nominowanych do Oscara filmów jak Lady Bird oraz Małe kobiet. Nigdy nie była ona w czołówce mojego subiektywnego rankingu najlepszych reżyserów, ale zwykle wzbudzała moją ciekawość w tym nieco sztampowym i przewidywalnym amerykańskim kinie. W swoich filmach wypowiada się w imieniu kobiet, obsadzając w rolach protagonistów kobiety i dotykając tematów, które są bezpośrednio związane z kobietami. O ile jednak we wcześniejszych projektach te feministyczne elementy były jedynie subtelnie wplecione w fabułę, tak w Barbie Gerwig uczyniła z tego główny motyw filmu, korzystając w pełni ze swobody twórczej, jaką dali jej producenci. Wiemy teraz, że opłaciło się to z punktu widzenia finansowego, ale czy pod względem artystycznym również możemy mówić o takim sukcesie? To trochę skomplikowane, ale zacznijmy od fabuły (UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ ARTYKUŁU MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY!).

Co kryje pudełko?

Od razu twórcy wrzucają nas w kolorowy, bajkowy świat, zamieszkały przez lalki każdego rodzaju. Idealna i harmonijna przestrzeń wprost wylewa się z ekranu. To właśnie świat Barbie, a naszą protagonistką jest jej najbardziej stereotypowa wersja (Margot Robbie). Biała blondynka o niebieskich oczach, której każdy dzień wygląda tak samo. Od zjedzenia niewidzialnego jedzenia zaczynając, przez witanie się z każdą napotkaną na plaży Barbie i Kenem, na piżamowej imprezie kończąc. W tej idyllicznej rzeczywistości trwa jej piękne życie, gdy pewnego dnia zaczyna coś się w niej zmieniać. Bohaterka zaczyna bowiem być coraz częściej targana myślami o śmierci. Pragnąc dowiedzieć się, co jest tego przyczyną, zwraca się o pomoc do Dziwnej Barbie, która nakazuje jej się szybko wybrać do Prawdziwego Świata, by odnaleźć swoją właścicielkę. Nie mając innego wyjścia, wyrusza swoim różowym kabrioletem ku nieznanej krainie, zabierając ze sobą pasażera na gapę: plażową wersję Kena (w tej roli Ryan Gosling), który od lat pragnie, by to właśnie ona go zauważyła. Taką historię mniej więcej przestawiły nam zapowiedzi na wiele miesięcy przed światową premierą. Można powiedzieć: nihil novi! W historii kina mogliśmy zobaczyć wiele filmów opowiadających o przejściu postaci fikcyjnych (zwykle animowanych) do naszego świata i konfrontując ich zwariowany charakter z szarością ludzkiej rzeczywistości. Na usta aż się cisną słowa: To już było!

Pozytywnie zaskoczony

Nic bardziej mylnego, gdyż najnowszy film Grety Gerwig w ogóle się na tym nie skupia. Podróż między krainą Barbie a Prawdziwym Światem jest tak naprawdę mało znaczącym wątkiem. Reżyserka w swoim najnowszym dziele skupiła się na czymś zupełnie innym, co szczerze mówiąc, nawet mnie zaskoczyło, mimo że znałem jej wcześniejszą twórczość. Po przekroczeniu (a w zasadzie to przejechaniu na rolkach) granic dzielących obie rzeczywistości, tytułowa Barbie całkiem szybko odnajduje swoją właścicielkę. Poznaje też przy okazji jej córkę i razem wyruszają drogą powrotną do ojczyzny blondwłosej lalki. Zupełnie inną ścieżkę wybrał towarzyszący jej na początku Ken. Będąc zawsze w cieniu kobiecych bohaterek, nagle znajduje się w świecie, w którym to mężczyźni sprawują rządy. Zafascynowany system patriarchalnym wraca do Barbielandu, by przekonać pozostałych Kenów do przejęcia tam władzy.

Greta Gerwig stworzyła film, który stanowi tak naprawdę satyrę polityczną o toksyczności systemu patriarchalnego, który wyrządza wiele krzywd dla każdej z płci. Reżyserka udarze najmocniej w mężczyzn pragnących głównie zaspokoić swoje żądze bycia dominującą jednostką. Widzimy zatem pełno starych białych mężczyzn w garniturach zarządzających wielkimi korporacjami (genialna kreacja Willa Ferrella), hektolitry schłodzonego piwa, drogie futra, kowbojskie kapelusze i muskularne konie. Wszystko to, co kojarzy się ze stereotypową męskością. Po premierze filmu pojawiło się wiele komentarzy na temat głównego przesłania filmu. Duża część wypowiadała się o nim pozytywnie, ale było też wiele głosów krytycznych. Jakie jest moje zdanie?

Zgadzam się z tym, że wątek ten jest przedstawiony bardzo stronniczą, a reżyserka w wielu przypadkach wyolbrzymia pewne kwestie, ale zaskakująco wpływa to korzystnie na przekaz filmu. O co chodzi? Poznajemy Świat Barbie, który w swoim założeniu jest bardzo przesadzony, jeśli chodzi o jego „dziewczęcość” (nie mogłem znaleźć lepszego słowa). Wszystko jest tam bardzo słodkie i urocze, a dominującym kolorem jest naturalnie różowy. Uzasadnionym jest więc to, że chcąc zobrazować toksyczną męskość i wady patriarchatu w wykonaniu Kenów, konieczne będzie zastosowanie takiej samej hiperboli w ich wydaniu. Początkowo rzeczywiście może ona bawić (a niektórych pewnie też denerwować), ale z czasem, gdy się przyzwyczaimy do tej stylistyki, zaczynamy coraz bardziej rozumieć problem, jaki reżyserka dotyka. Warto nadmienić, że Gerwig unika metafor czy nadmiernej symboliki, bezpośrednio przekazując przesłanie tego filmu za pośrednictwem jednej z bohaterek. Można się go łatwo domyślić, ale nie będę go tutaj zdradzał (delikatna złośliwość do tych, którzy jeszcze filmu nie widzieli). Polecam za to samemu przekonać się o tym, idąc do kina.

Jaki ładny domek dla lalek

Bo wybrać się tam w przypadku tej produkcji jest naprawdę warte wolnego czasu. Lalki Barbie przyciągały konsumentów głównie za sprawą swojego wyglądu, więc nie powinno być dużym zdziwieniem, że film ten zachwyca też pod względem wizualnym. Nie uświadczymy jednak tutaj plastikowej sztuczności, a zamiast tego twórcy raczą nasz wzrok scenografią zaprojektowaną w duchu klasycznych zabawkowych domków i z miłością do całego lalkowego dziedzictwa. Gerwig zadbała również o takie szczegóły jak brak schodów, gdyż jak wszyscy wiemy, Barbie potrafi w takich sytuacjach korzystać tylko ze zjeżdżalni (ewentualnie pomocy naszych rąk). Kostiumy natomiast odwołują się do linii sprzedażowych z przeszłości firmy Mattel, co z całą pewnością może ucieszyć wszystkich geeków, którzy pasjonującym się zabawkową modą. Czym jednak byłyby te wymyślne stroje, gdyby nie było postaci, które mogłyby je nosić?

W tym miejscu przechodzimy do rzeczy, które najbardziej się udała, czyli casting dwójki głównych bohaterów. Uśmiechnięta i pełna wdzięku Margot Robbie udowodniła, że jest wprost stworzona do tej roli. Wciela się ona w najbardziej stereotypowy obraz Barbie, przez co łatwo było o stworzenie kreacji, która byłaby po prostu nudna i nijaka. Dostajemy jednak coś zupełnie innego. Australijska aktorka uczłowieczyła plastikową lalkę, czyniąc ją postacią, wobec której trudno być obojętnym. Jej spektrum emocjonalne w filmie obejmuje zarówno radość, jak i smutek, co wydaje się paradoksalne, jeśli zdamy sobie sprawę, że wciela się ona w zabawkę, której charakter zwykle my sami nadawaliśmy. O ile jednak Margot Robbie nie budziła moich zastrzeżeń przed wejściem na salę kinową, tak wyrażając się, jak najbardziej szczerze, obawiałem się, jak wypadnie Ryan Gosling. Na szczęście moje złe przeczucia okazały się błędne. Gwiazda oscarowego La La Land była doskonałym wyborem to przedstawienie postaci Kena jako „uciśnionego” i poszukującego siebie mężczyzny, ale również sprawdza się w roli głównego czarnego charakteru, pozując na silnego i niezależnego fanatyka systemu patriarchalnego. Na dodatek po raz kolejny udowadnia swój talent musicalowy, wykonując dwie piosenki, z których jedna może mieć spore szanse w wyścigu po Nagrody Akademii.

Francis Ford Coppola niedawno powiedział, że Barbenheimer to zwycięstwo kina. Z autorytetami zawsze warto się spierać (pamiętamy przecież poprzednie wypowiedzi tego reżysera o współczesnej kulturze popularnej), ale tym razem trzeba twórcy Ojca chrzestnego przyznać rację. Filmowi o tytule Barbie bardzo daleko do arcydzieła. Scenariusz za mało miejsca poświęca istotnym postaciom drugoplanowym, niektóre wątki są również potraktowane bardzo pobieżnie, ale nie jestem o to zły. Wyszedłem z kina szczęśliwy i pełen nadziei na przyszłość. Sala kinowa była pełna… i różowa.

Autor: Bartłomiej Misiuda


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close