Zaskoczenia kontrolowane. Sinfonietta Cracovia na zakończenie sezonu

Autor: dnia: 20 czerwca, 2025

Finał sezonu Sinfonietty Cracovii w urzekającej galerii sztuki polskiej XIX w. w Sukiennicach pokazał, że zamknięcie koncertowego roku wcale nie musi oznaczać prostych, przewidywalnych wyborów repertuarowych. Wręcz przeciwnie-pod dyrekcją Katarzyny Tomali-Jedynak orkiestra zrealizowała program pełen kontrastów i zaskakujących połączeń, a do roli solisty zaprosiła jednego z najciekawszych trębaczy młodego pokolenia, Simona Höfele.

Simon Höfele, jeden z najwybitniejszych trębaczy swojego pokolenia. fot. Marco Borggreve

Wieczór otworzyło mozartowskie Divertimento D-dur K. 136, czyli klasyka z najwyższej półki. Zagrane przejrzyście, z wyczuciem formy i szczyptą subtelnej figlarności. Powstały w 1772 roku, utwór jest częścią trylogii divertiment, czyli lekkich, wieloczęściowych kompozycji, które miały przede wszystkim bawić i umilać czas, najczęściej wykonywane były na salonach lub podczas spotkań towarzyskich. A dodatkowo opatulone tamtego wieczoru anturażem w postaci galerii sztuki można było przenieść się na tamtejsze salony.

Przyszła pora na Koncert Es-dur na trąbkę Johanna Nerudy. Pierwotnie został napisany na róg, jednak poziom trudności oraz następujące zmiany w budowie instrumentu spowodowały, że utwór ten zyskał ogromną popularność właśnie wśród trębaczy i do dziś jest bardzo chętnie przez nich wybierany. W pierwszej chwili wydawałoby się, że wybór utworu bardzo klasyczny. Ale Simon Höfele zagrał go z energią i dozą humoru pokazując przy tym, że nawet XVIII wiek może brzmieć świeżo, gdy za instrumentem stoi muzyk z nietuzinkową wyobraźnią. Było elegancko, ale i przekornie. Jakby Neruda za pośrednictwem Höfele puszczał oczko do każdego obecnego wtedy na sali słuchacza.

Variations on Sellenger’s Round to utwór, który nie tyle interpretuje dawny taniec, co bawi się jego historią i stylami. Oryginalna melodia znana z XVI-wiecznego angielskiego kręgu tanecznego, grana kiedyś na wirginale lub lutni była prosta, pogodna i użytkowa, osadzona w realiach renesansowego dworu. Britten wraz z innymi brytyjskimi kompozytorami tworzącymi to dzieło, zamiast ją rekonstruować, poddaje ją serii stylizowanych wariacji: barokowych, klasycznych, ale z wyraźnym neoklasycznym dystansem. Każda z sześciu odsłon to inna maska muzyczna – trochę Händel, trochę Purcell, ale wszystko przepuszczone przez filtr XX wieku. A żeby być bardziej precyzyjnym można rzec, że Britten nie stylizuje bezpośrednio w tym przypadku na konkretnych kompozytorów, choć niektóre wariacje mogą przywodzić na myśl barokową retorykę. Innymi słowy są to stylizacje przywołujące ducha baroku, czyli gdzieś między Purcellem a Händlem, ale zawsze z nutą Brittenowskiego dystansu. W efekcie otrzymujemy pastisz pełen klasy, gdzie muzyka starej Anglii odbija się w lustrze współczesnej wyobraźni. Koniec końców, Sinfonietta Cracovia zagrała tę kompozycję z lekkością i wyczuciem stylu, świetnie oddając balans między dawnym a współczesnym idiomem.

Jako ostatnia wybrzmiała The Simple Symphony Benjamina Brittena. Dzieło wyjątkowe pod wieloma względami. Kompozycja ta, powstała na podstawie motywów z wczesnych, dziecięcych szkiców Brittena, emanuje świeżością i spontanicznością. Choć z pozoru prosta i radosna, „The Simple Symphony” to misternie utkane połączenie lekkości i humoru, a zarazem mistrzowskiej orkiestracji. Sinfonietta Cracovia wprowadziła słuchaczy w świat tej symfonii z finezją i wdziękiem, podkreślając naturalną melodyjność i taneczny charakter poszczególnych części. Na przykład trzecia część to Sentimental Saraband, a jak wiadomo sarabanda jest jednym z tańców pochodzenia hiszpańskiego wchodzącego w skład klasycznej formy suitowej. Kompozycja stała się muzycznym oddechem po wcześniejszych momentach wieczoru, przypominając, że w muzyce jest miejsce na beztroskę i radość zabawy formą. W tej lekkości i urzekającej prostocie kryje się prawdziwa głębia-wrażliwość i świeżość, które pozwalają The Simple Symphony przemawiać do słuchaczy na wielu poziomach. Właśnie dlatego był to finał idealny – zamykający koncert utworem, który sam w sobie jest zaskoczeniem. Niby nieskomplikowany, a jednak głęboki. Niby dziecięcy w duchu, a jednak dojrzały w konstrukcji. To zaskoczenie nie wynikało z przeżytego szoku czy efektowności, ale z konsekwentnie budowanej dramaturgii wieczoru, w której każdy element miał swoje miejsce i cel. Zaskoczenia były więc nie tylko celowe, ale i przemyślane – kontrolowane. I dlatego też finał z Brittenem wybrzmiał nie jako banalna puenta, lecz jako inteligentne domknięcie muzycznej opowieści.

Zamiast rutyny i banału, Sinfonietta Cracovia zaproponowała więc prawdziwie świadomą podróż przez style i epoki-od renesansowej melodii, przez barok i klasycyzm, aż po modernistyczną psychodramę XX wieku. Zaskoczenia? Tak. Ale absolutnie kontrolowane.

Karolina Harchut


Aktualnie gramy

Tytuł

Artysta

Audycja on-air

MUZYKA WSZYSTKA

16:00 18:00

Background