Z łóżka do historii – „Skandal po krakosku” w Teatrze Współczesnym

Autor: dnia: 29 maja, 2025

UWAGA – spektakl przeznaczony dla widzów dorosłych!

Jedną z moich absolutnych obsesji jest Maria Pawlikowska–Jasnorzewska. Zbiór jej poezji dumnie stoi na mojej półce, a strony są poprzetykane kolorowymi zakładkami, oznaczającymi odpowiedni nastrój utworu, gdybym potrzebowała pocieszenia czy wspólnego spędzenia czasu w bólu z moją ulubioną poetką. Dlatego pewnie nikogo nie zdziwi, że z ogromną chęcią wybrałam się do Teatru Współczesnego na Skandal po krakosku, który mi tą moją ukochaną Marysię (i nie tylko!) ożywia.

Skandal po krakosku opowiada rok 1921 w Krakowie. Po Plantach i Rynku spacerują najwięksi artyści okresu międzywojennego, zaś w mieszkaniu Boya–Żeleńskiego rozkręca się skandal, który wstrząśnie spokojnym królewskim miastem. Do Żeleńskich przybył Witkacy, ich przyjaciel i, jak śpiewał Krzysztof Krawczyk, „żonę wziął(eś) sobie sam”. Pomiędzy panią Żeleńską a gościem nawiązuje się romans, który jednak nie jest największym zmartwieniem Boya – w wyniku popijawy zniszczony zostaje portret marszałka Piłsudzkiego, a ten ma zaraz odwiedzić Kraków! Tym większy szkopuł, że autorem tego portretu jest Kossak, który takiej obrazy łatwo nie wybaczy.

Spektakl jest szaloną komedią operującą prawdziwie Witkacowym absurdem, wypełnioną obsesjami tych niższych i wyższych pobudek. Pełen jest żartów zarówno o cielesności (a jest jej w tym spektaklu naprawdę sporo), jak i wyobrażeń o Wielkiej Polsce, które w 1921 roku były jeszcze żywe, a które, jak wiemy, zaraz rozwieje wojenna zawierucha. Jest on świetnym spektaklem dla przyszłych Krakusów – na widowni towarzyszyła mi moja kuzynka, która dopiero w tym roku wprowadziła się do Krakowa, i która bawiła się jeszcze lepiej ode mnie, szczególnie w trakcie sekcji „żartów z brodą” o naszym wspaniałym mieście (nieśmiertelne „jak w Krakowie otworzysz okno, to wietrzysz Kraków” i wiele innych).

Co do mojej obsesji i mojej ukochanej Marysi, zostałam usatysfakcjonowana, a nawet zachwycona cudownym podlotkiem, który zaserwował mi Teatr Współczesny. Nie tylko zresztą Marysieńką – każdy z aktorów nadał takiego życia swojej postaci, że momentami miałam wrażenie, że faktycznie obudziłam się w 1921 roku u Boyów.  Scenografia zachwycała (koniecznie chcę w swoim przyszłym mieszkaniu takie ściany!) a „Boy, oh Boy” nuciłam jeszcze długo po wyjściu z teatru. Na koniec może nie o samym spektaklu, a o budynku Teatru – czułam się jak Alicja w Krainie Czarów wspinając się po schodach. Czy takie było założenie architekta? Nie wiem, ale wiem, że na pewno jeszcze nie raz pobiegnę na górę, czy za Białym Królikiem, czy za obietnicą wspaniale spędzonego czasu na widowni.

Nana Afua Asante


Aktualnie gramy

Tytuł

Artysta

Audycja on-air

Background