Norge. Od 1222 m n.p.m. wzwyż
Written by Redakcja Online on 15 stycznia 2025
Przed nami ogrom błękitnej półprzezroczystej wody. Głośny szum i siła. Ta woda jest umięśniona. Spieniona. Czy jest zła? Potok płynie szybko, na naszych oczach ogromne ilości wody przetaczają się z góry, z lodowca Hardangerjøkulen – szóstego co do wielkości w Norwegii. Śledzi szlak w dół, w stronę doliny za naszymi plecami. Rozciąga się tam płaski teren, na którym potok się gubi. Próbuje płynąć to w lewo, to w prawo. Tu ma pod górkę, tam znów jezioro. Postanawia się rozdzielić, żeby znaleźć dalszą drogę. Mniejsze wstęgi wiją się jedna obok drugiej, penetrują dokładnie cały teren szukając gdzie najlepiej byłoby płynąć dalej. Gdzie jest nasza droga?
To co widzimy, nie chce pozwolić nam spokojnie oddychać. Nasze płuca wzdychają szybko i urywają wdech gwałtownie. Zachwyt jest głośny jak woda, struny głosowe donośnie opisują, wargi naciągają się do uśmiechu. Sięgam prawą ręką do paska małej torby, przeciągam ją z pleców na brzuch i wyjmuję aparat. Jestem tak podekscytowana, że nawet nie sprawdzam jak wychodzą zdjęcia, co nie zdarzyło mi się chyba nigdy wcześniej.
Dopiero za jakieś 6 godzin wejdziemy do świeżo wyremontowanej czerwonej hytty i chętnie zdejmiemy ze zmęczonych i obolałych stóp buty trekkingowe. Niechętnie zrobimy nad nimi wdech. Zsuniemy z czerwonych policzków zasmarkane kominy, a ze sztywnych palców rękawiczki. Na boso przejdziemy salę, usiądziemy, zamówimy czarną, kwaśną, za mocną kawę i odpowiednik fanty. Jedzenie wyjmiemy z plecaków. Żując twarde, bo przypalone dzień wcześniej bułki, przeglądnę zdjęcia i zobaczę to prześwietlenie. Będę się karcić w myślach, ale nie długo. Z takich miejsc najlepsze zdjęcia i tak wychodzą robione szeroko otwartymi oczami, gdy migawkami są powieki zamykające i otwierające się szybko, żeby nic nie przegapić.

Zofia i Daniel, Finse

Daniel przekraczający dziurawy pomost, Finse.
Zofia pstryka mnóstwo serii swoim telefonem. Przechodzimy przez dziurawy, drewniano-metalowy mostek nad potokiem parę razy, próbując ująć jak najwięcej w nasze karty pamięci. Kładka jest masywna, dość szeroka, liny są grube, drewno jasne. Prawie się nie chwieje, straciła tylko parę desek od strony brzegu, na którym stoję. Pierwszy krok musi być pewny i duży – z respektu do tego, co widzimy pod powoli przemieszczającym się nad dziurą butem. Następne, mimo porządnego wykonania kładki, nie są wiele śmielsze. Martwy lodowiec pod martwym drzewem jest za głośny, a skały, o które się poniewiera za ostre, za duże, za twarde.
Cmentarz dla lodu – myślę. Zadbano nawet o kamienne pomniki, ale imiona zmył deszcz lub zwiał wiatr. Co jeśli cały ten teren będzie za niedługo jednym ogromnym grobowcem dla całego lodowca? Potoki, bo jest ich parę, płyną jak na wyścigi. W głębokości i szerokości chyba też konkurują. Skoro tyle wody z lodowca spływa to jak on musi być duży, że tej zmiany nie widać gołym okiem z dnia na dzień? A może widać? Nikt z naszej czwórki nie potrafi sobie tego wyobrazić. Mam ochotę pobiec w stronę tego szlachetnego błękitu, prześwitującego spod szarej warstwy brudu. Chcę przebiec na szczyt wzniesienia uformowanego przez lód i zobaczyć co jest dalej – ile jest dalej. Nie robię tego i wiem, że musiałabym to pewnie powtarzać parę, paręnaście, parędziesiąt minut, godzin i dni, żeby dotrzeć do drugiej strony lodowca.

Adam i Daniel, lodowiec Hardangerjøkulen

Lodowiec Hardangerjøkulen
Od 2020 r. norweskie lodowce są w szczególnie trudnej sytuacji. Mimo, że wcześniej kraj był wystarczającym schronieniem dla lodowców to nie jest wystarczającym, żeby nie dopuścić do siebie globalnego ocieplenia. Lodowiec Hardangerjøkulen jeszcze na początku XXI w. dzielnie wcielał się w rolę planety Hoth w Gwiezdnych Wojnach, ale aktualnie planeta ta byłaby już dużo mniejsza. Aktor osłabł, widocznie się starzeje, kurczy i garbi. Jednak to nie jest jego naturalne tempo przekwitania. W miejscach nagrywek pokrywa jest już mniejsza o 15 m, a czoło lodowca cofnięte o ponad 460 m[1]. Nie tylko celebryta ma problem z przyspieszonym starzeniem. Najgorzej jest na północy Norwegii, gdzie lodowce Engabreen i Austre Okstidbreen w Nordland i Steindalsbreen w Troms cofnęły się już o ponad 70 m. Topnienie jest rekordowe. Przewiduje się, że do 2100 roku stopnieją wszystkie w całym kraju[2]. Czy naprawdę będziemy musieli zbudować dla nich cmentarze?
Potok pędzi w dół, my kroczymy w górę. Powoli zbliżamy się do celu, który jeszcze ze stacji kolejowej w Finse wydawał się być tak blisko. Wysiedliśmy z pociągu, poczuliśmy nędzę 4°C i opatuliliśmy się prawie po nosy. Przygotowaliśmy mapy w naszych telefonach i nie pierwszy, nie ostatni raz, myśleliśmy, że mapy szlaków w Norwegii się mylą. Oczywiście mylimy się my, zwodzeni tym zaskakującym ukształtowaniem terenu.
Cel – lodowiec – mamy ciągle przed oczami, ale dystans do niego jakby nie chciał się zmniejszać. Nie wiem czy to przez to, że szlak jest coraz gorzej oznaczony, więc coraz dłużej zastanawiamy się gdzie iść, czy przez małego zabawnego zwierzaka, wystawiającego głowę zza kamieni jak surykatka, z którego długo się śmiejemy. Oznaczenia to wcześniej nawet parę prawdziwych znaków – teraz to wytarte, wymyte, wsiąknięte czerwone krzyżyki na poszczególnych kamieniach w całym ich oceanie. Zaraz drogę wskażą patyki rzucone na śnieg, które może nawet nic nie oznaczały, ale sami stworzyliśmy ich sens.
Wiatr – mroźny, mocny, traktuje nas jak duchy, bo przechodzi na drugą stronę naszych ciał bez najmniejszego zastanowienia, ani nawet zauważenia. Słońce też chce nas przeszyć, promienie gonią powiew powietrza, a my obok tego wyścigu pijemy herbatę wśród ogromnych skał, w których mamy swój pit stop. Podwyższamy temperaturę palców, trzymając ciepłą zakrętkę termosu i niwelujemy niepokojące dźwięki z brzucha poprzez dokręcenie poziomu najedzenia. Dolewamy potrzebne płyny. Uwieczniamy najdłuższy pit stop jaki kiedykolwiek miał miejsce i dokładając części termo-ochronne ruszamy wzwyż. Znowu.
Lód – szary, niebieski, odbijający światło, które razi mnie i obiektyw. Szary? No właśnie dlaczego on jest taki brudny? I dlaczego musi mieć tyle dziur z przelewającą się w środku wodą?
Chodzimy po nim ostrożnie, gdzieniegdzie po starym śniegu, żeby zaraz znów nadepnąć na prześwitujący, czysty lód. Prześlizgujemy się po jego powierzchni, jak prześlizgują się po naszych zajętych zachwytem i wdzięcznością głowach myśli. Myśli o tym, jak ten lodowiec przez następne lata będzie nas gonił – w dół, coraz szybciej i szybciej, jakby zmieniał stan po to, by dogonić pociąg, którym odjedziemy do Bergen.

Szarość lodowca
Izabela Adamik
[1] MSI, Znikają w ekspresowym tempie. Tej atrakcji już nie uświadczysz, https://turystyka.wp.pl/.
[2] M. Pianowska, Rekordowe topnienie lodowców w północnej Norwegii. To skutek wyjątkowo ciepłego lata, https://www.mojanorwegia.pl/.