Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Morderstwo po włosku, czyli o nurcie filmowym z Półwyspu Apenińskiego

Autorstwana 28 maja 2021

Z racji tego, że Włochy wygrały w sobotnim finale Eurowizji, pomyślałam sobie, że wato by napisać kilka słów o jednym z najciekawszych typowo włoskich gatunków filmowych. Chodzi tutaj o giallo, czyli produkcje czerpiące garściami z różnych innych dzieł kultury, ale jednocześnie będące wyrazem typowo włoskiej mentalności.

Gdyby przyjrzeć się kinu włoskiemu, to okaże się ono jedną z najbardziej zróżnicowanych kinematografii na świecie. Mamy na przykład czwórkę Wielkich Autorów (czyli Federico Felliniego, Luchino Viscontiego, Pier Paolo Pasoliniego oraz Michelangelo Antonioniego), którzy byli przedstawicielami ambitnej klasy reżyserów. Ale z drugiej strony mamy do czynienia z kinem gatunkowym, przeznaczonym dla szerszej i niekoniecznie festiwalowej publiczności. Do najpopularniejszych typowo włoskich gatunków można zaliczyć: spaghetti westerny („trylogia dolara” Siergio Leone), peplum (kino „miecza i sandałów” z Hannibalem Bragaglii na czele), a także poliziottesco/poliziotteschi (kino policyjne po włosku i Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem). Dzisiaj z kolei skupię się na, dla mnie, najciekawszym przejawie apenińskiej mentalności, czyli giallo.

Nazwa tego gatunku, po polskiemu oznaczająca żółty, wzięła się od koloru okładek wydawanych we Włoszech serii powieści kryminalnych. Jego największą popularność można było uświadczyć głównie w latach 70. i 80., potem ten nurt powoli wymarł. Reżyserzy tychże filmów inspirowali się przede wszystkim książkami sensacyjnymi, ale też kinem amerykańskim z dziełami Alfreda Hitchcocka na czele. Są to dość brutalne obrazy (więc nieprzeznaczone dla bardziej wrażliwszych widzów) okraszone pewną dozą erotyki i muzyką mającą wprowadzić widza w trans oraz specyficzny klimat danego filmu. Ostatnią ważną rzeczą wartą odnotowania jest fakt, że bardziej istotna okazuje się tu forma opowiadania, a nie sama treść filmu (co nie zmienia tego, iż fabuły potrafią przyprawić o ból głowy nawet najbardziej zatwardziałych kinomanów).

Przechodząc już do samych dzieł, mamy do czynienia z zawsze powtarzanym schematem fabularnym. Morderca w czarnych rękawiczkach (element zawsze obecny i znaczący dla giallo) dokonuje zbrodni, którą widzimy z całym krwawym dobrodziejstwem inwentarza. Świadkiem staje się osoba „z zewnątrz” (czytaj: obcokrajowiec), która, chcąc nie chcąc, zostaje wprowadzona w śledztwo. Wraz z rozwojem fabuły bohater (w zasadzie zawsze jest to mężczyzna) zatraca się w nowych faktach związanych z zagadką, która staje się coraz bardziej fantastyczna i nie mająca racjonalnego uzasadnienia. Z kolei finał po jakże fascynujących śledztwach to konfrontacja bohatera i mordercy, podczas którego nie zawsze uświadczymy uczucia katharsis związanego z thrillerami. 

Jak giallo jest długi i szeroki, tak można zapoznać się z kilkoma odrębnymi dziełami, które stanowią o sile tego gatunku. Z jednej strony mamy filmy Mario Bavy, którego Sześć kobiet dla zabójcy (1964) jest pierwszym w pełni wykrystalizowanym przykładem kina spod znaku czarnych rękawiczek. Bava lubuje się w dziełach brutalnych i obrazowym ukazywaniu przemocy, wobec czego jego filmy są przeznaczone dla osób lubujących się w krwawych mordach. Tak naprawdę to dzięki Bavie w późniejszych latach filmy gore mogły tak mocno zaistnieć w świadomości widzów.

Z drugiej strony mamy Dario Argento i wysmakowane kadry, które przyniosły największe zasługi dla giallo. Dzięki Ptakowi o kryształowym upierzeniu (1970), Kotu o dziewięciu ogonach (1971), a zwłaszcza Głębokiej czerwieni (1975) widzowie mogą pozachwycać się pięknymi obrazkami, które można drukować, oprawiać w ramki i wieszać na ścianach. A do tego filmy Argento mają ręce i nogi, i fabuły jego filmów zawsze mają logiczne rozwiązane, oczywiście w ramach omawianego gatunku.

Ogólnie rzecz biorąc, giallo jest swego rodzaju ukłonem kinematografii włoskiej w kierunku kryminału, który został okraszony perwersją mającą na celu zwabienie widzów do kin. Dzięki dziełom Bavy, Argento czy Lucio Fulciego nawet współcześnie można znaleźć filmy starające się być duchowymi spadkobiercami tego specyficznego gatunku (wartym obejrzenia jest chociażby Barberian Sound Studio o dubbingowaniu filmów i skutkach niedopowiedzeń). Mam nadzieję, że kogoś udało mi się przekonać do tego jakże zacnego gatunku, dzięki któremu zaczęłam się mocno fascynować włoską kulturą.

Tekst: Iwona Dominiec


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close