Meduzy. Część 2
Written by Redakcja Online on 16 marca 2025
Kwitnąca bawełna
– Przestańcie w to rzucać! – krzyczę. – Boją się.
– Nie mogą. Meduzy nie czują, nie mają mózgu, ani serca. To takie istotki, po prostu są – odpowiada Zofia, rzucając kolejny kamień. Plusk powtarza się, rzuca Daniel i Adam. Robią to zawsze, jak widzą meduzy i świetnie się przy tym bawią. Zawsze powtarzają tą regułkę, że przecież te stworzenia nic nie czują. Dorzucają czasem, że meduzom się to podoba.
Meduza nie ucieka, wisi w miejscu spokojnie, jakby czekała, aż spróbuje rzucić ktoś z trafnym okiem myśliwego. Może nawet czeka na swój koniec i zastanawia się nad plażą, na której wyląduje jej galaretowate ciało. Dzieciaki będą próbowały wyłowić ją patykiem z płycizny, żeby zobaczyć jej przejrzystość i fioletowy rdzeń koloru, który rozmywa się, zbliżając się do granicy jej postaci.
Nie. Nie planuje, nie czeka, nie myśli, nie ma mózgu.
Może jest tak szczęśliwa i zakochana w życiu, że podziwia wodę, która ją otacza, obserwuje promienie słońca przebijające się pod powierzchnię i beztrosko dryfuje wśród nich? Nawet nie wie, co los chce z nią zrobić. Jej spokój nie daje jej zauważyć tego, jak jej życie traci swoją beztroskość. Jest w swoim tu i teraz. Daniel, Zofia i Adam wykraczają poza granice powierzchni, a więc granicę jej uwagi. A gdy meduza już straci beztroskość, straci siebie. Zacznie płynąć, by uciec, ale przez panikę może obrócić się w stronę, z której leci kamień.
Nie. Nie czuje, nie podziwia, nie ma serca.
– Nie wiem czy możemy te dwie rzeczy, szczęście i samobójstwa, tak ze sobą mieszać – odpowiada Daniel, nie o sytuacji meduzy i kamienia, ale gdy pytam o to, jak widzi paradoks Skandynawii. Jestem ciekawa, czy żyjąc tam już ponad 10 lat jego przesycony skandynawskim otoczeniem umysł znalazł jakąś zależność szczęścia i odsetka samobójstw. Albo nieszczęścia, etykiety szczęścia i odsetka samobójstw. Albo przypadków i losowości pomiędzy. Bo nie sądzę, że wyjaśnienie istnieje. Istnieje tyle wyjaśnień, ile samobójstw i tyle, ile w Skandynawii szczęśliwych serc. A może tyle właśnie wyjaśnień nie istnieje, bo kto potrafi wyjaśnić emocje, szczególnie te skrajne – zwłaszcza swoje. Większość rzeczy domagających się wyjaśnienia nigdy go nie dostanie. Bo wyjaśnienie nigdy niczego się nie domaga. A na pewno nie rzeczy, która domaga się jego. My jesteśmy pośrednikiem między rzeczą, a wyjaśnieniem, ale żadna ze stron nie chce pośredników.
Ja paru potrzebuję. Niech będą moją lupą, która przybliży zależne od siebie przypadki, występujące obok siebie na jednym półwyspie, ale do dziś się nie znające. Do dziś od siebie się oddalające.
– Najpierw może potrzebujemy definicji szczęścia – kontynuuje Daniel. – Te pytania, które są zadawane, nie są w ogóle odnoszone do stanu psychicznego ludności danego kraju. Ja bym znalazł 3 główne powody, które robią robotę w szczęściu Norwegów. Po pierwsze: politykę, polityków i przepisy, czyli wolność wyboru; aspekty finansowe i mentalność ludzką.
Pytam więc, co z wolnością wyboru. – Patrząc przez pryzmat kobiet – zaczyna – jest zupełnie inaczej. Czemu w Polsce na tabletki antykoncepcyjne musisz mieć receptę, a prezerwatywy możesz kupić w zwykłym sklepie? Tutaj idziesz do apteki, bierzesz z regału tabletkę „dzień po” i kupujesz. Ale – dodaje od razu, nawet nie zdążę skomentować. Ma już przygotowany cały wywód, wziął moje pytania na poważnie. Rozpoznaję to po wyrazie jego twarzy i gestach, które, gdy jest poważny, wykonuje częściej lewą ręką – chodźmy krok dalej. Mentalność ludzi starszych. Tutaj, zażycie takiej tabletki jest normalne, matki tak robiły, dzieci tak robią, nikt cię nie zlinczuje. W szkole jest edukacja seksualna, a tabletki antykoncepcyjne możesz dostać od pielęgniarki.
Daniel zamyśla się na chwilę. Ma w głowie swój wiatr, który rzuca nim po jego myślach. Wciska swój przycisk i przenosi się w sytuację, w miejsca, w przykłady, które zaraz wypowie na głos, ale najpierw będzie je oglądał w myśli. Z każdej ze stron, dokładnie, przemyśli wszystkie interpretacje wydarzenia. Jego głowa będzie te ruchy umysłu ujawniać, będzie nią kręcił, jakby naprawdę oglądał jakiś przedmiot z każdej ze stron. Obkręci swoją szyję wokół jednej myśli. Przestudiuje ją i zacznie powoli wygłaszać. Będzie robił to, patrząc lekko w górę, zwykle pod kątem, w lewo, z przymrużonymi oczami.
– Norwedzy bardzo ufają władzy. Jeżdżą przepisowo, bo widzą w tych przepisach sens. Jest przepis, to nie pojadą. A jak weszły ograniczenia covidowe, to oni się wszyscy do tego stosowali. Co do jednego. Co prawda są wysokie mandaty i kary, ale ja nie sądzę, że o to chodzi. Zakazane, więc nie robię. Ale władza dba o to zaufanie, ono nie jest znikąd. W Polsce to nie działa, bo nie ufamy. No bo jest jeszcze to ich podejście. Ich mentalność. Chodzi o to, żeby znaleźć w sobie pozytywne myślenie, nastawienie i luz. Oni mają też te swoje uśmiechy, wszędzie każdy się uśmiecha. Aż do przesady. Są reklamy w autobusach, które o tym przypominają. Tego nie lubię akurat. Czasem widać, że jest to sztuczne. Ale tak, to luz. No nawet ostatnio na lotnisku, pamiętasz Zofia? Opowiadałem Ci to. Zostawiłem samochód na parkingu i rozglądam się za busem, który odwozi na lotnisko. No i widzę, że jeździ. Starszy gość. Zobaczył, że idę, to się zatrzymał. Automatycznie przyspieszyłem i już później to zacząłem trochu podbiegać, żeby nie czekał tyle na mnie. No i mnie wziął, ale zrobił jeszcze jedną rundkę i ruszał w stronę wyjazdu. Nagle zobaczył, że idzie jeszcze dziewczyna. Stanął i otworzył drzwi. Ale nie ruszyło ją nic! Ona szła dokładnie tym samym wolnym tempem, a była dość spory kawałek od nas. Myślę sobie „No, no dawaj! No rusz się, trochu przynajmniej, pokaż tym ciałem, że się starasz!” Pan za kierownicą – ani go nie drgnęło nawet. I z tych trzech osób najbardziej zciśnieniowany byłem ja. A miałem czas na samolot, nigdzie mi się nie spieszyło. Później jeszcze następne osoby brał, bo szli gdzieś tam na dole. „No kurwa, dojedziemy dzisiaj? Czy ja jednak się spóźnię na ten samolot?” Ale ja dalej miałem czas… ale jestem w sumie Polakiem – śmiejemy się wszyscy. – Ale wiesz co, ja zastanawiałem się nad tym głębiej, bo możliwe, że to jest taką nawet ich filozofią. Bo jak się zastanowisz nad danym problemem – na przykład w tym busie to był mój problem. Oni nie mieli żadnego. Problem to ja sobie stworzyłem. Problem powstaje przez ludzką rękę.
Hi w autobusie od uśmiechniętego obcego można usłyszeć naprawdę codziennie, a w pracy od obcych dostać sadzonki fioletowo zielonych roślin i ciastka. Na następny dzień można porozmawiać o przepisie na te pyszności, które będą się piec w twoim piekarniku przez następne lata regularnie. Zapach, który będzie się rozchodził to za każdym razem te same wspomnienia. Kamienista plaża na Herdli – końcu wyspy Askøy – i koc, ułożone pod nim wyselekcjonowane, względnie płaskie kamienie, wbijające się w łopatki, jakby chciały zastąpić ci kości. Każdy ze swoją książką, a Daniel jak zawsze z czymś o matematyce, fizyce lub programowaniu. Ja z pożyczoną od Zofii Złodziejką książek, ale nie pamiętam co czytała Zofia. Wspomnienie zwiał ze mnie wiatr, ale pewnie nie było to cięższe niż otaczające nas kamienie, bo Zofia wertuje książkę w średnio 3 dni. Jest szybsza od wiatru, który przegląda strony, gdy zostawisz mu otwartą powieść na ławce w ogrodzie. Do tego trochę jedzenia, piwo i wino. I pojedyncze ciasteczko w cukrze i cynamonie, zawinięte w papier, które dostałam w tym dniu w pracy i zostawiłam sobie na teraz. No i wiatr, ścigający się z Zofią.
Pracowałam w Bergen przez wakacje 2 lata, sprzątając biura i obsługując kantyny. Jadąc po raz pierwszy chciałam wszystko wiedzieć najlepiej miesiąc przed wyjazdem. Ale wchodząc do biura, by podpisać umowę, dalej nie wiedziałam nic. Wszystkiego miałam się dowiedzieć „na spokojnie, po przyjeździe” lub gdy przełożeni sami się dowiedzą, wymyślą, rozplanują. Jakby chcieli zrobić to wszystko na ostatnią chwilę, jakby mieli zamiar o tym pomyśleć w dzień mojego przyjazdu. Przecież mogło tak być. Nawet pracujący tam Polacy nauczyli się tego luzu. Nikt na nikim i nikt na sobie samym nie wywierał presji – wszystko było „na spokojnie”, „po kolei”, „nie wszystko na raz”.
Wtedy myślałam, że muszę mieć plan, ale od tamtych ludzi nie da się nie chłonąć spokoju. Spierasz się i chcesz po swojemu, szukasz więc możliwych opcji we własnej głowie, ale wiesz, że te scenariusze nigdy się nie urealnią. Na początku zmusisz się do spokoju i braku oczekiwań, do „tu i teraz”, bo wszystko ma swój moment i wszystko się zawsze na końcu układa. A później, nawet nie wiesz kiedy, nie będziesz umiał inaczej. Bo to jest jakaś prawda, którą narody z taką mentalnością (mimo, że nie ma czegoś takiego jak mentalność całej społeczności) jak Norwedzy odkryły. I jak ją odkryjesz sam, to po prostu – już to wiesz. I jesteś jak bawełna na wietrze.
– O samobójstwach się słyszy, ale od ludzi, nie z wiadomości – rzuca Zofia. – Oni tego nie nagłaśniają ze względu na osoby, które są w stanie depresyjnym. Żeby nikogo w tą stronę nie pchnąć. To znaczy oni tak to tłumaczą – dodaje.
– Ale sam fakt zabudowy mostów, wyciągania tych ogrodzeń do góry, dokładania barierek – wtrąca się Daniel. – One są bardzo wysokie. To, że nie piszą o tym, nie znaczy, że tego nie ma. Jeśliby nie było to nie wyciągaliby pieniędzy, żeby to budować, zakładać monitoring i płacić ludziom za pilnowanie mostów w porze ciemnej.
– Ale ciężko mi zrozumieć, z czego to się bierze. Ta ilość. – Mówię, mimo, że myślenie w kategoriach „rozumieć” i „nie rozumieć” kompletnie tu nie działa.
– Z klimatu – odpowiada zdecydowanie. – Jak ciągle leje, jest ciemno, a ktoś się wychowuje w takim kraju to mimo przyzwyczajenia jest ciężko. Ogrom Norwegów wyjeżdża na porę ciemną za granicę. Domy mają w Hiszpanii, Włoszech, Portugalii, Azji nawet. Zwłaszcza nagminnie, w Hiszpanii są osiedla Norwegów.
– A północ? – dopytuję.
– Północ to już całkiem inna historia. Kiedy byliśmy tam w porze ciemnej to na 2 godziny w ciągu dnia robił się półmrok. A podczas dnia polarnego organizm nie zwalnia, cały czas jesteś na obrotach. Niby masz na noc rolety, ale normalnie jak przychodzi wieczór, to stopniowo robi się ciemno i organizm stopniowo się wycisza. A tak, cały czas czujesz pobudzenie. Co dopiero jak mieszkasz tam parę lat! To zaczyna się to kumulować. Niektórzy są tam wychowani, każdy ma też inny charakter, inaczej to odbiera. Ten klimat to jeden z głównych czynników tych depresji, jak nie nawet 90%, powiedziałbym.
– Tutaj też bardzo nadużywa się alkoholu – odzywa się Zofia po chwili ciszy. – Nawet przez pryzmat tego, że podczas pandemii zamknęli szwedzką granicę, skąd ogrom ludzi sprowadzał alkohol. Tam jest dużo taniej. W sklepach monopolowych kolejki ciągnęły się przez miasto, bo nie masz alkoholu wszędzie. Jest tylko jeden sklep, który sprzedaje mocne alkohole. Plus, oczywiście, prohibicja. Po koronawirusie policzyli, że dzięki zamknięciu granicy, zostały w państwie miliardy koron.
Problem z alkoholem, podejrzewam – zamyśla się, – jest na równi z narkotykami. Narkotyki, alkohol… ale masz wsparcie. Zadzwonisz i od razu dostajesz pomoc. Teoretycznie. Są ośrodki dla narkomanów, noclegi, a w aptece dostajesz… no nie to samo co brałeś, ale coś na zastępstwo o podobnym działaniu. To jest w formie leczenia, ale dla mnie to jest wspomaganie uzależnienia. Są te punkty, w aptece lub ośrodkach, gdzie możesz po prostu dostać działkę.
– W poprzedniej pracy – wtrąca się Daniel – remontowaliśmy ośrodki dla narkomanów. Albo teraz powstają też pokoje, gdzie będą sobie mogli strzała dawać czy ten. No i to jest wszystko z komuny, to są państwowe pieniądze. To nie chodzi nawet o to, żeby nie przerywać, a schodzić stopniowo z dawkami, tylko to jest diagnozowane jako choroba. Jesteś chory, idziesz, dostajesz. I to nie jest jeden ośrodek, tych ośrodków jest mnóstwo.
Izabela Adamik
Wraz z Patrykiem Zaczkowskim opowiadamy o Skandynawii w audycji Słychać tylko wiatr w piątki o godzinie 10 (co 2 tygodnie). Zapraszamy!