Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Kim był Władca Much z Katowic? Historia seryjnego mordercy

Autorstwana 26 sierpnia 2021

W latach 60. XX w. w Katowicach zaczęły ginąć pracownice seksualne. Do dziś nie oszacowano, ile było ich dokładnie. Kiedy odnaleziono ich ciała, były w takim stanie rozkładu, że ciężko było je od siebie oddzielić. 

Zdradził go zapach

Gdyby nie odór, który czuć było na klatce schodowej przy ulicy Dąbrowskiego 14 w Katowicach i robactwo, które zaczęło się pojawiać u pozostałych mieszkańcach bloku, prawdopodobnie zbrodnie Bogdana Arnolda nie ujrzałyby światła dziennego. Lokator tłumaczył się swoim sąsiadom, że nieznośny zapach unoszący się w korytarzu, jest spowodowany problemem z toaletą. Po tym, co zobaczyła milicja po wejściu do środka, plotki o niechlujnym zaczęły brzmieć jak komplementy. Bogdan Arnold był seryjnym mordercą kobiet. Zbrodni dopuszczał się w latach 60. XX w. w Katowicach. Z zimną krwią mordował pracownice seksualne, a ich ciała rozczłonkowywał. Bywało, że część trzymał w skrzyni z chlorem, głowy gotował, a następnie wyrzucał na osiedlowy śmietnik. Pseudonim zyskał przez muchy grasujące w jego mieszkaniu. Po ok. 50 latach po tych wydarzeniach, przy Dąbrowskiego 14, w sąsiedztwie dawnego mieszkania seryjnego mordercy z Kielc, znajdują się stylowe apartamenty, które można wynająć krótkoterminowo. Kamienica, w której dochodziło do masowych morderstw, mieści się w bardzo atrakcyjnym miejscu w Katowicach i ma się dobrze. Jednak mieszkanie Arnolda stoi zamknięte od 1967 r. czyli od czasu, kiedy został schwytany przez milicję. 

Bogdan Arnold urodził się 17 lutego 1933 r. w Kaliszu i był najstarszy z trójki rodzeństwa. Od najmłodszych lat miał problemy w szkole. Mimo nieuniknionego biegu czasu i stałych trudności, pojawiło się coś, z czym radził sobie wręcz wybitnie – kontakty z kobietami. W ciągu 10 lat poślubił trzy kobiety, a w czasach pomiędzy małżeństwami, nie narzekał na samotność. Nie stronił od zdrad i skoków w bok. Trudno było mu zagrzać miejsce na dłużej. Pierwszy raz ożenił się mając zaledwie 17 lat. Wówczas został szybko ojcem. Małżeństwo zakończyło się po 7 latach z jego winy. Już wtedy zachowywał się agresywnie w stosunku do kobiet. Kolejną partnerką była Cecylia S., z którą żył w konkubinacie i miał dziecko. Na rozprawie zeznała, że pewnego wieczoru, kiedy Arnold wrócił pijany do domu, zgwałcił ją osiem razy w ciągu nocy, a podczas napaści rozkazał jej, by go gryzła. Powiedziała też, że jej były partner miał niepohamowany pociąg seksualny. Stosunki uprawiali nawet pięć razy dziennie. Kolejny związek małżeński zakończył się równie szybko, jak się zaczął.

Gdy kobieta dowiedziała się o nieślubnym dziecku mężczyzny, zażądała natychmiastowego rozwodu. Arnold nie tracąc czasu, pobrał się po raz trzeci, ale i tym razem związek zakończył się rychłym rozstaniem. Trzecia żona wyznała, że mąż upokarzał ją słownie, wiązał ręce i nogi drutem, gwałcił butelkami po wódce, katował, a następnie przepraszał i przytulał, co dopiero pozwalało mu osiągnąć satysfakcję seksualną.

Jak Arnold wybierał swoje ofiary?

W 1961 r. w celach zarobkowych, Arnold przeprowadził się do Katowic. Rozpoczął pracę jako elektryk. Wszystko szło w dobrym kierunku, gdyby nie fakt, że popadł w alkoholizm. Wkrótce zamieszkał w kamienicy przy Dąbrowskiego 14/9 na poddaszu.

Pociąg do alkoholu, zaprowadzał mężczyznę najczęściej do barów, gdzie poznawał swoje późniejsze ofiary. Pewnego wieczoru 1966 roku, w barze Kujawiak, młoda kobieta poprosiła, aby kupił jej piwo. Podczas rozmowy zwierzyła mu się, że nie ma gdzie spać, jednak tak naprawdę była to tylko przynęta, na którą mężczyzna dał się złapać. Kobieta świadczyła usługi seksualne i będąc już w mieszkaniu Arnolda, przedstawiła mu swoją stawkę. Ten wściekł się i wyprosił ją. Kobieta podarła bluzkę, mówiąc, że jeśli jej nie zapłaci, zgłosi się na policję i oskarży go o gwałt. Ten mimo wszystko chciał ją wyrzucić z mieszkania. Jednak, gdy już wychodziła, przewrócił ją i zaczął dusić. Zadał jej kilka ciosów w głowę młotkiem. Kiedy prostytutka przestała się ruszać, ukrył jej ciało w tapczanie, a sam poszedł do baru i raczył się alkoholem przez trzy dni. Arnold na początku chciał spalić zwłoki, jednak nie miał węgla. Wyciął więc wnętrzności kobiety, które drobno pokroił i próbował spuścić w toalecie. Ciało włożył do drewnianej skrzyni obitej od wewnątrz blachą. Nie mógł nigdzie kupić sody kaustycznej, która miałaby rozpuścić ciało, dlatego zaopatrzył się w chlor. Zalał go wrzątkiem i włożył do niego rozkładające się już ciało. Do tej skrzyni Arnold później dokładał kolejne ciała. 

„Obciętą głowę włożyłem do garnka z ciepłą wodą. Nie mogłem znieść tego widoku, dlatego poszedłem się napić do baru. Kiedy wróciłem, postawiłem kociołek na elektryczny grzejnik. Zasnąłem. Po obudzeniu stwierdziłem, że zawartość kociołka zagotowała się.” – czytamy w aktach sprawy.

Kolejna ofiara przeżyła

Kolejną ofiarą również była pracownica seksualna. Ludmiła przeżyła tylko dlatego, że Arnold był w stanie mocnego upojenia alkoholowego i nie mógł zatrzymać kobiety. Na rozprawie zeznała, że została siłą zaciągnięta do mieszkania. Była duszona ręcznikiem, bita i gwałcona. Całe zajście na milicję zgłosili mieszkańcy kamienicy, ponieważ to oni wypuścili z budynku kobietę. Funkcjonariusze jednak z uwagi na wykonywany zawód Ludmiły, zbagatelizowali zgłoszenie. Sprawa ucichła.

Trzecią ofiarą Arnolda była około 40-letnia mieszkanka Mazur. Mężczyzna, podobnie jak w przypadku pierwszej ofiary, odciął jej głowę, dłonie i stopy, wnętrzności wrzucił do odpływu kanalizacyjnego, a ciało do skrzyni. Głowę natomiast ugotował. Kiedy odkryto zwłoki, były już w takim stanie rozkładu, że nigdy nie zidentyfikowano tożsamości kobiety. Kolejną osobą, którą zamordował mężczyzna była także pracownica seksualna. Młoda dziewczyna posiadała niepełnosprawność umysłową. Spędziła z zabójcą całą noc, a rano kiedy ten chciał ją wyprosić, śpiesząc się do pracy – kobieta nalegała, że poczeka do jego powrotu. Arnold w obawie, że prostytutka odkryje zwłoki, poprosił ją o związanie się. Tłumaczył się wówczas strachem przed kradzieżą. Kiedy kobieta zgodziła się, ten zaczął ją gwałcić, bić, razić prądem, a następnie udusił kablem. Z ciałem zrobił do samo, co z pozostałymi. Ostatnią ofiarę upolował na dworcu autobusowym. Nie wiadomo, czy kobieta była prostytutką. Podobnie jak przy poprzednich zbrodniach, zaprosił ją do mieszkania i po wspólnej nocy, związał ją i brutalnie, wielokrotnie zgwałcił. Skrzynia nie pomieściłaby już kolejnego ciała, dlatego tym razem, zostawił je pod oknem. Mężczyzna nie wiedział już, co robić z kolejnymi zwłokami. Nie mógł ich wynieść z mieszkania, bo wzbudziłby tym podejrzenia. Odór rozkładających się ciał, roznosił się więc po kamienicy, a żerujące na ofiarach robactwo, zaczęło wydostawać się z mieszkania. 

To tylko problem z toaletą

Kiedy sąsiedzi zwracali Arnoldowi uwagę na wydostający się smród z mieszkania, ten mówił, że zepsuło mu się mięso lub ma problem z toaletą. Gdyby nie wydostające się ze zwłok robactwo, wdzierające się do lokum sąsiadki, może zbrodnie pozostałyby nieodkryte. Ta jednak była przekonana, że larwy musiały pochodzić z jakiegoś rodzaju mięsa. Kilka razy kłóciła się o to z Arnoldem, ale z jakiegoś powodu nie zgłosiła tej sprawy nigdzie. Dopiero zaniepokojony sąsiad, który mieszkał w bloku naprzeciwko, dostrzegł, że w oknie przy Dąbrowskiego 14/9, zgromadziła się niewyobrażalna ilość much. Nie widział też przez długi czas elektryka, dlatego szybko połączył fakty – odór i masa robactwa w mieszkaniu, wskazywała na to, że Arnold umarł. 8 czerwca 1967 r. podzielił się swoimi obawami z milicją, która od razu udała się na miejsce.

Milicja czując już na klatce schodowej smród przypuszczała, co może zastać w mieszkaniu,  dlatego wezwała kryminalnych. Drzwi były zamknięte, więc postanowiono wybić szybę w oknie. Strażak, który miał dostać się do środka, zażądał maski przeciwgazowej. Smród był tak intensywny, że funkcjonariusze przeszukując mieszkanie, co chwilę wymiotowali. 

„Pod parapetem leżały ludzkie zwłoki w stanie daleko posuniętego rozkładu. W łazience stała duża drewniana skrzynia murarska obita cynkową blachą. W jej wnętrzu ujawniono kilka ciał. Nie mogliśmy określić płci, ani nawet liczby zwłok. W cuchnącej, rozkładającej się ludzkiej tkance, ruszały się tysiące larw, poczwarek, owadów. Spod wanny wystawało owinięte w gazetę podudzie. Weszliśmy do kuchni. Na piecu stał garnek. Wiedzieliśmy już, co będzie w środku… na powierzchni gara pływała rozgotowana ludzka głowa. Na stole tykał budzik. Obok niego leżał mokry pędzel do golenia. Nie mieliśmy wątpliwości, że tutaj cały czas ktoś mieszkał”. – czytamy w aktach sądowych. Arnold wracając z pracy zobaczył, co dzieje się w jego mieszkaniu. Uciekł na hałdy węgla. Był poszukiwany w całym województwie. Jego wizerunek rozpowszechniono w mediach. Został rozpoznany przez mieszkańców Katowic i ujęty 14 czerwca 1967 r.

Wizja lokalna

W trakcie przeprowadzonej wizji lokalnej, Bogdan Arnold ze szczegółami opowiadał, jak wyglądał proces zabijania i pozbywania się zwłok. Zapewniał sąd, że w trakcie popełniania zbrodni był świadomy i poczytalny. Po sześciu dniach zapadł wyrok. 9 stycznia 1968 r. Bogdan Arnold został skazany na potrójną karę śmierci i karę dożywotniego pozbawienia wolności, lecz po rewizji zmieniono wyrok na czterokrotną karę śmierci. Wykonano ją 16 grudnia 1968 r.

Kamienica na Dąbrowskiego 14 nadal stoi, a część odremontowanych pokoi wynajmowana jest w ramach wynajmu krótkoterminowego na popularnych serwisach. Pokój Arnolda jest zamknięty od 1967 r.

Anna Piętoń

Źródło: A. Gawliński „Władca Much. Bogdan Arnold – seryjny morderca kobiet”.


Kontynuuj przeglądanie

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close