Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Heroinowe rodzeństwo z Berlina, czyli recenzja „Dzieci z dworca ZOO” w Teatrze Barakah

Autorstwana 2 kwietnia 2022

TRIGGER WARNING: Narkotyki, przemoc

Czasem bywa tak, że przypadkowy ciąg zdarzeń jest w stanie zmienić całkowicie pozornie najzwyklejszy dzień. Przyznam szczerze, w moim życiu przytrafia się to dość często, a i tak za każdym razem odczuwam ogromne zaskoczenie – kiedy w końcu zdaję sobie sprawę z wpływu danego wydarzenia na moje postrzeganie rzeczywistości. Tym razem ogromne ukłony należą się w stronę Teatru Barakah za możliwość przeżycia czegoś, co każdy przez te chociaż dwie godziny powinien przeżyć. 19 oraz 20 marca mieliśmy okazję zobaczyć sztukę, której tytuł kojarzy niemal każdy. 

„Dzieci z dworca ZOO” od bardzo wielu lat są pewnego rodzaju prekursorem w edukacji dotyczącej narkotyków. Niezwykłą więc niespodzianką i radością było dla mnie dowiedzenie się o tym, że mogę zobaczyć historię nastoletniej Christiane na deskach teatralnych, bo z taką formą dotychczas się nie zetknęłam. 

Opowieści przedstawiać szczegółowo chyba nie muszę nikomu, natomiast mimo wszystko bardzo chcę. Bo warto, bo powinno się, bo wypada. O przerażającej wręcz historii Christiane Felscherinow wiemy już dość dużo. Od niemal dwunastego roku życia miała styczność z narkotykami, które zawładnęły jej umysłem, przyszłością i ciałem w każdym prawie calu. Zarówno na kartach biografii, jak i w sztuce w reżyserii Sebastiana Oberca, odbiorca może zatracić się w tej absurdalnej, innej, a jednak tak przyziemnej rzeczywistości bohaterów.

Wybranie się na tę sztukę było dla mnie nowym doświadczeniem. Odkąd tylko otworzyłam drzwi teatru, moim oczom ukazał się ogromny tłum złożony całkowicie z moich rówieśników. Była to naprawdę duża odmiana, bo zwykle moje wyjścia do teatru wiązały się z obecnością starszych, ważnych i pięknie wystrojonych osobistości. Teraz natomiast poczułam, że są tu obecni ludzie, którzy tak samo jak ja przyszli w pewnym sensie odnaleźć siebie w odmętach problemów i pokus współczesnego świata.

Już od pierwszych minut sztuki uderzyły mnie niezwykle młodzieńcze twarze aktorów. Czułam, że bohaterowie to moi rówieśnicy, a nawet i ludzie młodsi. Ludzie, którzy niegdyś tak jak ja mieli marzenia, rodziny, a teraz razem z nimi znalazłam się w mrocznym i niebezpiecznym świecie. Jeśli w kwestii aktorów i samych ról już jestem, to powinnam zwrócić tutaj szczególną uwagę na to, że każdy doskonale wcielił się w zupełnie inną osobowość. Połączenie genialnej reżyserii Sebastiana Oberca i talentu całej obsady aktorskiej dało w efekcie możliwość przekroju przez wszystkie typy osobowości młodego pokolenia. Wszyscy byli inni, a jednak tak samo zagubieni. 

Zwróciłam również szczególną uwagę na wiele elementów fabularnych bezpośrednio nawiązujących do współczesnej sytuacji na świecie. Był to bardzo sprawny zabieg, który wplótł aktualne wydarzenia w ciąg fabularny z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Nadało to sztuce uniwersalizmu, który, będąc szczerą, uważam za trudny do zrealizowania w przypadku adaptacji tekstu z ubiegłego stulecia, nie wspominając już o wiernym oddaniu wydarzeń z pierwowzoru literackiego bez zakłócania ciągu fabularnego. Tym bardziej jestem zmuszona docenić efektywną pracę reżysera.

Bardzo długo starałam się znaleźć minusy tego wydarzenia, ale za każdym razem dochodziłam do wniosku, że dane elementy tylko nadawały ogromnej wyjątkowości temu dziełu. Jako osoba głęboko odbierająca wiele bodźców emocjonalnych z zewnątrz, zwracam zwykle szczególną uwagę na kontakt aktorów z widownią. Jak najbardziej takowy się pojawił i rozpoczął w mojej głowie szalony, emocjonalny rollercoaster. Nie jest to miejsce na opisywanie moich wewnętrznych rozterek, ale były i są nadal one ogromne.

Jak to mówią, najlepsze powinnam zostawić na koniec, dlatego też w tym miejscu chciałabym wprost przyznać, że czuję gdzieś w środku, że moja obecność na „Dzieciach z dworca ZOO” nie była przypadkowa. Wyjście do teatru zwykle kojarzyło się z wyjątkowym, eleganckim wydarzeniem, gdzie roi się od pięknie ubranych osób wymieniających się w przerwie między aktami spostrzeżeniami na temat sztuki wysokiej. Będę szczera, nie byłam w teatrze. Ja dostałam możliwość odbycia podróży przez demony własnej psychiki, przeszłości i aktualnego życia. Jestem w stanie potwierdzić, że nie tylko ja miałam takie odczucia. Rozglądając się po widowni, ujrzałam naprawdę niesamowity widok, gdzie każda osoba przeżywała swoją wewnętrzną, bolesną historię razem z bohaterami. My nie byliśmy publicznością, my wszyscy byliśmy dziećmi z dworca ZOO. 

„Dzieci z dworca ZOO” to zdecydowanie coś, co mogę nazwać jedną z lepszych sztuk jakie przyszło zobaczyć mi w życiu. Chociaż niesamowicie trudna, emocjonalna i drastyczna, to jednak warta uwagi. Nie polecam jej na spokojny i miły wieczór. Polecam ją każdemu, kto tak jak ja i wiele spotkanych mi w Teatrze Barakah osób pragnie poczuć, że ktoś go rozumie, że ktoś jest w stanie przedstawić doskonale jego wewnętrzną walkę z wieloma aspektami współczesnego życia. Polecam to każdemu, kto bez względu na wiek chociaż raz stał się emocjonalnie dzieckiem z dworca ZOO.

Laura Lewandowska


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close