Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Gambit zabrzański. Podsumowanie 25 kolejki ekstraklasy

Autorstwana 22 marca 2023

Już za momencik, już za chwileczkę mecz kadry z Czechami, więc jak wiadomo, ta ostatnia kolejka Ekstraklasy przeszła bez większego szumu. Kibice przygotowują się na występ Orłów Santosa, dziennikarze ostrzą ołówki i czyszczą klawiatury a piłka klubowa zamiera na dwa tygodnie. Wszyscy będą mogli złapać oddech, drużyny w kryzysach przygotować się do szturmu mającego odmienić ich los, a najsilniejsi postarają się nie zapomnieć, jak się gra w piłkę. No i jest jeszcze Górnik Zabrze – nie wiem co oni zamierzają robić, czy raczej, co robią.

*****

Jak wspominałem tydzień temu, władze Górnika Zabrze zapowiedziały, że ten mecz może być decydujący dla ocenienia pracy trenera Bartoscha Gaula i jest szczególnie ważny dla zarządu. Chodzi o piątkowe spotkanie, w którym zespół z Górnego Śląska podejmował u siebie Wisłę Płock, obecnie szukającą stabilizacji formy po beznadziejnym początku rundy wiosennej.

Zabrzanie zaczęli jak zespół walczący o wszystko. Trenerowi Gaulowi nie tylko udało się zawodników przygotować do meczu, ale również zmotywować ich. Przez pierwsze 10 minut Nafciarze praktycznie nie opuszczali własnej połowy, tracąc co chwila piłki przy rozegraniu wskutek wysokiego pressingu Górnika. Bardzo blisko odebrania piłki bramkarzowi Wisły był Włodarczyk. Swoje okazje ze skraju pola karnego lub tuż sprzed 16 mieli Podolski i dwukrotnie Yokota. Ba, mistrz świata z 2014 roku spróbował raz zaskoczyć Kamińskiego z połowy boiska, ale piłka choć minęła wysuniętego bramkarza to przeszła obok prawego słupka. Nafciarze wydawali się zagubieni.

Jednakże to nie świetnie dysponowany Górnik rozpoczął strzelanie na swoim stadionie. W końcu Wisła opuściła swoją połowę i to w jakim stylu. Rajd Wolskiego z piłką musiał faulem przed polem karnym zatrzymać Jensen. Rzut wolny na bramkę zamienił Mateusz Szwoch potężnym uderzeniem obok muru w lewy dolny róg. Zabrzanie płacili cenę za zbyt wysoko wysuniętą do pressingu linię pomocy, która cała w momencie przyjęcia piłki znajdowała się na połowie Nafciarzy.

„Stracona bramka podcięła im skrzydła” – ten truizm doskonale można zastosować do drużyny z Zabrza, która od 17 minuty i gola Szwocha okropnie skapcaniała. Górnik wciąż prowadził grę i miał więcej okazji, lecz grał bardziej zachowawczo i bez przekonania, obawiając się straty drugiej bramki. Nie uratowało ich to jednak, kiedy w 46 minucie długą piłkę za linię obrony otrzymał od Dominika Furmana Dawid Kocyła. Młody napastnik Wisły zmieścił się idealnie tuż przed linią spalonego, wyszedł sam na sam z Bielicą i z zimną krwią wykończył akcję uderzeniem po ziemi. Na przerwę lepiej grający Górnik schodził z bagażem dwóch straconych bramek i wiszącą na coraz cieńszym włosku posadą Gaula.

Zdawało się, że już po meczu. Wisła mogła się po prostu okopać w drugiej połowie, piłkarze Górnika zdawali się już pokonani po pierwszej bramce. Zarząd zabrzańskiego klubu już zacierał ręce, by ogłosić nowego trenera – takiego, który na pewno i bez żadnych przeszkód doprowadzi drużynę do glorii i chwały, jakie zespół z Górnego Śląska przeżywał w latach 60. Wystarczyło, żeby Górnik przegrał.

Tak się jednak nie stało, bo w drugiej połowie podopieczni Gaula odżyli. Podolski i Yokota – ta dwójka była najaktywniejsza z przodu. Odpowiedzialność na swoje barki wziął Podolski, który pokazał w ten sposób, że mimo wielu wad związanych z arogancją wobec rywali i samolubstwem na boisku jest w stanie być liderem drużyny, kiedy ta tego najbardziej potrzebuje. 

Sygnał do ataku dał w 57 minucie Damian Rasak. Środkowy pomocnik Zabrzan zebrał przed polem karnym Nafciarzy źle przyjętą przez Włodarczyka piłkę i uderzył z wielką siłą w lewy róg bramki. Kamiński jeszcze podbił piłkę lekko do góry, ale strzał był zbyt mocny i bramkarz Wisły nie był w stanie skierować uderzenia poza bramkę. Kontakt został złapany.

Dosłownie moment później przed polem karnym zabawił się Yokota i po wejściu między dwóch obrońców Wisły i założeniu siatki jednemu z nich został sfaulowany tuż obok linii 16 metra. Podolski wziął chyba osobiście to, że Górnik stracił bramkę z rzutu wolnego, które są jego specjalnością, więc nie dość, że w 61 minucie doprowadził do wyrównania z podobnego miejsca, co Szwoch strzelił swojego gola, to jeszcze załadował petardę prosto w lewe okienko bramki Kamińskiego, tym samym pokazując, kto na tym boisku ma najlepsze uderzenie ze stojącej piłki.

Górnik się nie zatrzymywał, ale brakowało szczęścia. Pomimo straty dwóch goli i błędzie w pierwszej połowie, Kamiński uwijał się w bramce, by nie pozwolić Nafciarzom na stratę przynajmniej punktu, co przy niemrawości defensywy z Płocka stawało się coraz bardziej prawdopodobne. 

Jednak nawet Kamiński mógł tylko rozłożyć bezradnie ręce w 87 minucie, kiedy Górnik zdobył bramkę decydującą o tym, że trzy punkty zostają w Zabrzu. Zaczęło się od straty Vallo, który wyprowadzał piłkę prawą stroną, lecz zbyt późno zareagował na doskakującego do niego Janżę. Lewy obrońca dobiegł do linii końcowej i dośrodkował. Piłka minęła wszystkich obrońców Wisły oraz wyskakującego do niej Kamińskiego, a do pustej bramki wpakował ją nie kto inny niż Podolski. Co za mecz!

Górnik Zabrze zwyciężył po niezwykłym starciu. Opuścił tym samym strefę spadkową i opuścił ją ze stylem. I wszyscy w Zabrzu żyli dobrze i szczęśliwie…

…tylko, że nie do końca. Okazuje się, że zarząd nie spodziewał się w tym decydującym meczu zwycięstwa i już z góry zaplanował zwolnienie Bartoscha Gaula. W niedzielę zostało ujawnione, że jego miejsce zajmie zwolniony z Górnika przed sezonem po konflikcie z prezesem i Lukasem Podolskim Jan Urban. Widocznie dobra gra drużyny i zmotywowanie jej do odmienienia losów spotkania nie zaimponowała nikomu w Górniku. 

Być może jest to forma jakiegoś gambitu zabrzańskiego i teraz po poświęceniu trenera zespół z Górnego Śląska będzie grał jak z nut. Być może Jan Urban podoła i utrzyma drużynę. Być może odważna ofensywna taktyka nie pasowała do walki o utrzymanie. Być może zarząd Górnika się ośmieszył, okazał niesłowność i panikarstwo, które być może przypłaci spadkiem oraz konfliktami wewnętrznymi. Być może.

*****

Sukcesy Lecha w europejskich pucharach sprawiły, że zaczęto, a przynajmniej ja zacząłem, patrzeć na ten klub z dużą dozą pobłażliwości. Potknięcia w lidze z Zagłębiem i Śląskiem? Luz, zdarza się, przynajmniej przechodzą pewnie do kolejnych faz Ligi Konferencji. Jednakże strata do Legii wynosi już 9 punktów, a przyszedł czas na mecz z rewelacyjnym w tym sezonie, choć będącym obecnie w dołku, Widzewem. Lech musiał udowodnić, że jest w stanie pogodzić grę na dwóch frontach i musiał to zrobić na arcytrudnym, łódzkim terenie. Był to bezsprzecznie hit kolejki.

No i oczywiście pierwsza połowa zawiodła. Lech i Widzew weszły w mecz bez przekonania i jakby od niechcenia. Piłkę lepiej posiadał – tak, posiadał, bo ciężko powiedzieć, żeby w nią grał – Widzew, ale piłkarze klubu z Łodzi nie stworzyli sobie w pierwszej połowie żadnej dobrej sytuacji. Wszystko, na co było ich stać to kilka niecelnych uderzeń z dystansu. Lech natomiast był w innym świecie. Wyglądało to tak, jakby wraz z czwartkowym zwycięstwem ambicje i zaangażowanie Poznaniaków mogły znaleźć ujście wyłącznie w meczach w Europie. Do przerwy bez bramek i bez emocji.

Całe szczęście, że po przerwie sytuacja boiskowa nieco się ożywiła. Być może w szatni jedni i drudzy mieli okazję obejrzeć skrót najlepszych akcji z pierwszej połowy i kiedy skrót okazał się mieć mniej niż 10 sekund to piłkarzom obu drużyn zrobiło się głupio. Czy to oznacza, że w drugiej połowie zobaczyliśmy hit ekstraklasy? Nie, jestem w stanie pokazać co najmniej 5 lepszych meczów w 25. kolejce. Ale przynajmniej nie było żenady. 

W 71 minucie wreszcie mogliśmy zobaczyć bramkę, która już całkiem popchnęła piłkarzy do działania. Po dość spokojnym rozgrywaniu na połowie Lecha prostopadłą piłkę do wbiegającego Pawłowskiego wypuścił Stępiński, a skrzydłowy Widzewa eleganckim, silnym strzałem przy krótkim słupku pokonał interweniującego Bednarka. Przysnęło się tutaj nieco defensywie Lecha.

Wtedy chyba, jak to się utarło mówić w polskiej piłce, „coś przestawiło się w głowach” piłkarzom Lecha, gdyż natychmiastowo rzucili się do ataku. Wyrównali w 73 minucie po pięknej główce Marchwińskiego. Młody skrzydłowy wzbił się w powietrze niczym koszykarz, by celnym strzałem wykończyć podcinkę w pole karne Kvekveskiriego. Dawno nie widziałem tak ładnego uderzenia głową w Ekstraklasie. Był to jednocześnie pierwszy (!) celny strzał Lecha w tym spotkaniu.

Pięć minut później, za sprawą kolejnej główki, Lech wyszedł na prowadzenie. Egzekutorem i niszczycielem widzewskich marzeń był Kristoffer Velde, który celnym strzałem po długim słupku wykończył wrzutkę Pereiry. Gospodarzy i ich kibiców po prostu zamurowało.

Wynik nie zmienił się już do końca. Lechowi, który męczył się bardzo, udało się wygrać, choć wydaje mi się, że gdyby nie impuls w postaci straconej bramki to zobaczylibyśmy bezbramkowy remis. Mecz nie zachwycił, ale goście pokazali, że nawet grając na dwóch frontach są w stanie punktować w ważnych meczach przeciwko silnym rywalom. Widzew natomiast spada coraz niżej w tabeli. Wszyscy skupieni wokół łódzkiego klubu z pewnością trzymają kciuki za odwrócenie trendu po przerwie reprezentacyjnej.

*****

Radomiak Radom uległ w meczu przyjaźni Legii Warszawa 0:2. Bramki dla Warszawiaków zdobyli Josue i Rosołek. Legia pomimo świetnej dyspozycji i serii 12 meczów bez porażki wciąż traci do Rakowa aż 9 punktów. Częstochowianie wygrali swój mecz z Cracovią aż 4:1

Śląsk Wrocław zremisował 1:1 ze Stalą Mielec. Punkt nie uratował posady trenera Adama Majewskiego, któremu, jak sam przyznał, skończyły się już pomysły. Po fatalnej serii 9 meczów bez zwycięstwa nowym sternikiem Mielczan został były trener Górnika Łęczna, Kamil Kiereś.

Remisem zakończył się również mecz Jagielloni Białystok z Zagłębiem Lubin. Pomimo dwubramkowego prowadzenia gości piłkarzom Jagi udało się doprowadzić do remisu przed własną publicznością. Remisem, tyle że bezbramkowym, zakończył się również kolejny sobotni mecz – starcie Pogoni Szczecin z Koroną Kielce.

Warta Poznań pokonała 2:0 Lechię Gdańsk. Bramki zdobywali Szmyt i Savić. Tym samym Gdańszczanie wracają do strefy spadkowej.

Miedź Legnica przegrała 0:1 z Piastem Gliwice. Nadzieję na choćby jeden punkt odebrał Legniczanom w 23 minucie Joao Felix.

Fot. https://www.gornikzabrze.pl/

Jan Woch

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close