[There are no radio stations in the database]

    „Dzień Osiemdziesiąty Piąty” w Teatrze Groteska

    Written by on 14 lutego 2025

    Są pewne lektury szkolne, które traktuje się zasadą ZZZ – Zakuć, Zdać, Zapomnieć. Są jednak też takie, które zdecydowanie na dłużej zostają w pamięci, dając o sobie znać nawet po wielu latach, w najmniej oczekiwanym momencie. Stwarzają one pewną osobną, bezpieczną strefę, dzięki której problemy stają się jaśniejsze i bardziej zrozumiałe. Ukrywać nie będziemy, jedną z takich pozycji jest Stary człowiek i morze, a Teatr Groteska wraz z reżyserką Agą Błaszczak pomógł nam w pielęgnowaniu rozwoju naszej strefy komfortu, w której chowają się lęki, marzenia, pragnienia i zmartwienia każdej osoby.

     

    „Dzień Osiemdziesiąty Piąty” (2025), Teatr Groteska

    Wiktor: Jako wielki fan książki Ernesta Hemingwaya pt. Stary Człowiek i Morze oraz jej adaptacji filmowej z 1990 roku w reżyserii Juda Taylora, byłem bardzo ciekawy wizji artystycznej tego spektaklu. Ostatecznie, ku mojej uciesze, oprócz zaskoczenia doświadczyłem również głębokiego wzruszenia. Przedstawienie sprawiło, że ponownie zacząłem rozmyślać o oryginale i o postaciach zarówno z książki, jak i z samego przedstawienia, a także na nowo odżyły moje wspomnienia, kiedy pierwszy raz czytałem książkę i oglądałem film.

    Laura: Popieram. Oboje spodziewaliśmy się spektaklu dla dzieci, młodzieży – bo w końcu jak jest teatr lalek, musi być i bajka. Jak bardzo pomyliliśmy się w tej ocenie! Paweł Kuźma, bo to właśnie on tchnął życie w Santiago znanego chyba nam wszystkim, pomimo przebywania na scenie przez cały czas, stanowił tło dla tak niesamowicie rozbudowanej postaci. Nie jest to w żaden sposób metafora! Santiago pomimo bycia faktycznie „tylko” lalką, wydaje się żywy, prawdziwy, naprawdę pełen emocji.

    Wiktor: Sztuka zaczyna się niemal jak w filmach Alfreda Hitchcocka. Jesteśmy wrzuceni w trzęsienie ziemi, gwałtowne błyski światła i dynamiczną muzykę. Wszystko imituje huragan na oceanie. Ale jest to sztorm rozgrywający się w umyśle głównego bohatera. Santiago jest tutaj pokazany w innym świetle. Nie jest aktywnym rybakiem szykującym się na kolejne wyprawy, a przynajmniej nie w stanie rzeczywistym, świadomym. Jego obecną łajbą jest łóżko, a port rybacki został zastąpiony przez szpital. Santiago ma do pomocy opiekuna – Pablo (Paweł Kuźma), który w jego oczach wciąż pozostaje chłopcem okrętowym z czasów wypraw rybackich, czyli Manolinem. Mimo postępującej starości i bądź co bądź, bliskości śmierci, Santiago szykuje się na swój ostatni połów. Dnia osiemdziesiątego piątego planuje złowić swoją największą rybę. Ostatecznie mężczyzna, przygotowany i zdeterminowany, wypływa w morze. Steruje okrętem, oczywiście z pomocą Manolina, ale również zarzuca liny, czy broni łodzi harpunem.

    Laura: Ten aspekt jest dla mnie niezwykle istotny. Pojawia się tutaj widoczna opowieść paraboliczna, gdzie rzeczywistość starości, śmierci, ostatnich chwil życia, gdzie człowiek nie jest w stanie sam podnieść się z łóżka, a opieka medyczna cały czas stoi na straży, płynnie przemyka z zapierającą dech w piersiach przygodą na morzu pełnym huraganów, burz, pięknych i niebezpiecznych stworzeń, czy w końcu chęci zrealizowania tego jednego, ostatniego marzenia.

    Wiktor: Podczas spektaklu doświadczamy nie tylko zmagań Starego Człowieka z przeciwnościami losu, ale poznajemy także jego przeszłość, jego przeżycia, które doprowadziły go do miejsca, w którym się znajduje. Mimo wszystko wciąż jego nieodpartym przeciwnikiem pozostaje starość, a także, podążająca za nim w jej cieniu nieuchronna śmierć, tak często spotykana na morzu. I tutaj chciałbym zwrócić uwagę na pierwszy ważny atut tej sztuki. Uważam, że właśnie tak powinno się opowiadać o starości. O doświadczonych życiowo (w pozytywnym sensie) postaciach. Było to przedstawienie realistyczne, nie upiększone, ale jednocześnie nie sprowadzające postaci Santiago do formy zdesperowanego staruszka. Nawet pomimo kruchości i słabości jego organizmu, która jest jawnie pokazana widzom. Nie jest to też stereotypowy Stary Człowiek, który jako zarozumiały ekspert zna się na wszystkich dziedzinach życia. Twórcy sztuki nie odarli Santiago z przysługującej mu tytułem wieku godności i z poczucia wartości, które on sam posiada, ale którego i my jesteśmy świadomi słuchając go i obserwując jego poczynania na morzu. Mamy wgląd w jego przeżycia, jego psychikę, która została przez nie ukształtowana.

    Laura: Właśnie – śmierć. Śmierć jest postacią, która tylko przemyka gdzieś pomiędzy scenami; porusza się cicho, jednak cały czas powoduje to kolejne przeciwności, jakie spotykają Santiago i Manolina podczas wyprawy. Czy to zbliżający się koniec? Czy może oznaki sypiącego się już szybko zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego? Każde kolejne potknięcie osłabia głównego bohatera, a jednak widzimy jego walkę, jego determinację i nawet, mogłabym rzec, małą rywalizację ze śmiercią. W sztuce jest ona zarówno postacią, zjawiskiem i energią trudną do pojęcia ludzkim umysłem. Mam nawet wrażenie, że określenie „śmierć” nie do końca tutaj pasuje. Nie budzi ona negatywnych emocji, pozwala Santiago na przeżycie ostatniej przygody swojego życia, bacznie go obserwując, by na koniec z godnością i podziwem przyjść do niego, gdy ten czuje, że spełnił swoje ostatnie pragnienie.

    Wiktor: We współczesnej kinematografii, czy też sztuce w pojęciu ogólnym istnieje, co prawda nie wszechobecna, ale aktywna, tendencja do przedstawiania osób doświadczonych jako „Starych Ludzi”, którzy bezrefleksyjnie powinni zrobić miejsce dla młodszych pokoleń. Santiago wychodzi naprzeciw temu, ukazując postać złożoną, dzierżącą własną legendę, ale wciąż aktywną i zdeterminowaną do działania. Wierzę, że do końca swojego życia byłby w stanie wyśmiać każdego, kto mówiłby mu słowa pokrewne do wyrażeń „Musisz mierzyć siły na zamiary i nie przemęczać się, bo – bo tak. Bo masz już swoje lata. Bo w końcu jesteś stary”.

    Mamy tego samego bohatera, ale w nieco innej rzeczywistości. Są cytaty żywcem wyjęte z książki i nieco zmodyfikowana, ale wciąż spójna historia, która w idealny sposób balansuje na granicy kontynuacji adaptacji. Przedstawia się ona widzom jako forma książkowego oryginału, która jednocześnie jest związana jak żagiel mocnymi liniami z płynącą łódka, jaką jest dzieło Hemingwaya. Żagiel i łódka, w taki sam sposób, potrafią sprowokować prawdziwe i niewymuszone emocje.

    Laura: Patrząc już na techniczną stronę spektaklu, pierwszą kwestią, która zwróciła moją uwagę były efekty dźwiękowe. Pomijając samą muzykę, która pojawiała się w tle, wszelkie dźwięki otoczenia, natury czy nawet przesypywanie piasku dłonią były na żywo tworzone przez Dominikę Guzek, która również wcieliła się w rolę śmierci. Uważam, że to cecha zdecydowanie pozytywna, zwłaszcza, że jestem fanką minimalizmu. W Dniu osiemdziesiątym piątym bogata scenografia nie była potrzebna. To łóżko szpitalne zmieniało się w łódź, dźwięki same przenosiły widza na pełne morze, a kawałek prześcieradła idealnie imitował wiatr w żaglach. Myślę, że osiągnięcie tak bogatego tła poprzez największy minimalizm potrafi najlepiej przedstawić widzom emocje, przestrzeń i przede wszystkim morał. Nie tylko to, co widoczne, jest prawdziwe, prawda?

    Wiktor: Na scenie jest tylko dwóch aktorów. Taka liczba wystarcza w zupełności, by zainteresować widza i uwidocznić najważniejsze emocje, którymi bohaterowie są przepełnieni. Oboje aktorzy zasługują na słowa uznania. Odtwórca roli Manolina, a zarazem opiekuna Pablo utrzymywał dwie odrębne od siebie głosy i osobowości przez cały spektakl, a także opanował do perfekcji ruchy lalką, u której w pewnych momentach nie byłem w stanie dostrzec, że była kierowana przez aktora. Odtwórczyni roli śmierci poza perfekcyjnym dopasowaniem emocji, wykazała się idealną koordynacją dźwięku oraz wykorzystania oświetlenia na scenie podczas czy to zmiennych warunków na morzu, czy wspomnień Santiago.

    Dzień Osiemdziesiąty Piąty w Teatrze Groteska naszym zdaniem to sztuka zdecydowanie godna polecenia! I niech nie zniechęca kategoria wiekowa Jest to jedna z tych bajek, której powinien doświadczyć każdy bez względu na PESEL. Miejmy nadzieję, że ta sztuka nie zniknie z afiszów Teatru i będzie wciąż zachwycać kolejnych widzów.

    Laura Lewandowska & Wiktor Trzecina


    [There are no radio stations in the database]

      Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

      The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

      Close