Dlaczego czekam na „Zelda: Tear of the Kingdom”
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 22 kwietnia 2023
Rzadko ekscytuję się nowymi grami. Jestem osobiście zmęczony powtarzalną formułą gier AAA, które wydają się być bliźniaczopodobnymi tworami na podstawie jednego sprawdzonego schematu. Wrzućmy postać bohatera do otwartego świata, dodajmy odrobinę misji pobocznych, wymieszajmy z podstawowym rozwojem bohatera. Ta-da! 300 zł się należy. Aktualnie gram głównie w strategię, więc czuję, że hypetrain mnie mija. Natomiast tytuł zdradza, że jest jedna gra, na którą bardzo czekam i dzisiejszy artykuł będzie Was przekonywać, że Wy też powinniście.
Zelda – NieZelda
Mógłbym moje marzenia o Tear of the Kingdom zamknąć w zdaniu: „to nowa Zelda”. Minąłbym się natomiast z prawdą. Przygody Linka to jedna z najpopularniejszych growych marek na świecie… poza Polską. Przez to, że Nintendo ma nasz kochany kraj gdzieś nie było nigdy szerokiej dystrybucji i promocji serii. Dodatkowo, gdy wszyscy zagrywali się w pierwszą część wypuszczoną na SNES-a, polskie Pegasusy zwyczajnie nie mogły tej gry uruchomić. Ten splot wydarzeń sprawił, że Polacy zwykle o Zeldzie nie słyszeli. Wszystko zmieniło Breath of the Wild. Przewrócenie formuły, połączone z najwyższą jakością przebiło skamieniałe serce Polaków.
Ja, szczerze powiedziawszy, nie przepadam za starszymi odsłonami Zeldy, próbowałem kilku części i nie kupuję ich formuły fantasy-gry-akcji, która jest RPG bez elementów RPG. Natomiast Zew dziczy kocham. Nie patrzę na niego jak na Zeldę, patrzę jak na spełnienie fantazji dotyczących gry z otwartym światem. Ta gra ma w sobie jakąś mistrzowską sztukę, która pozwala Ci poczuć, że jesteś tylko Ty, ten rozległy świat i Twoja przygoda.
Więcej tego samego
Tear of the Kingdom przezywane jest Breath of the Wild 2 i szczerze chcę, by tak było. Zwłaszcza, że Oddech dziczy nie jest grą idealną i łza królestwa może to naprawić. Większa różnorodność przeciwników i bronie, które nie psują się po dwóch ciosach, będą usprawnieniami, na które najbardziej liczę.
Dodatkowo BotW rozpoczęło falę klonów, które nie zrozumiały, na czym polegał fenomen tej gry. Mieliśmy Fenyx Rising i Genshin Impact, które garściami czerpały z omawianego tytułu: oparcie gameplay’u na eksploracji, brak wyraźnych misji i skupienie się na środowiskowych wyzwaniach. Na papierze było wszystko, ale w praktyce czuć było, że zastosowano podobne składniki bez wiedzy, jak je wykorzystać. Dla przykładu: w Zeldzie nie było znaczników na mapie dodanych przez grę. Wszystko musiał robić gracz, przez co miało się poczucie wolności i ciągłego szukania aktywności. Pozostałe gry nie poszły tak daleko (ich strata).
Wierzę, że tylko Nintendo umie powtórzyć sukces Oddechu dziczy i że Tear of the Kingdom wstrząśnie rynkiem gier. Nie spodziewam się, że dorówna Breath of the Wild, ale tutaj szykuję się na pomyłkę…
Szymon Stankiewicz