Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Bez prądu? Przetrwa tylko Zalewski

Autorstwana 26 listopada 2021

Zalewski nie daje za sobą zatęsknić. I dobrze. Zaledwie rok temu wydał płytę Zabawa, a równo tydzień temu premierę miał film Bo we mnie jest seks, w którym partnerując Marii Dębskiej vel Kalinie Jędrusik gra – wyjątkowo – drugie skrzypce. W graniu na wszystkich innych instrumentach jest natomiast numerem 1. Udowadnia to w swoim najnowszym przedsięwzięciu: koncercie MTV Unplugged, który od 23 listopada można przesłuchiwać w całości w płytowej wersji audio, a od 16 października oglądać w Canal+. Miło się słucha – to jak zwykle, ale dodatek wizualny też robi swoje.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby naprawdę zabrakło prądu, to tak właśnie wyglądałyby koncerty Zalewskiego realizowane do końca świata. Nie byłaby to dla niego zbyt duża przeszkoda, zdążył on już przyzwyczaić wszystkich do tego, że na różnych okazjonalnych wydarzeniach, live’ach czy pandemicznych koncertach online bierze spontanicznie gitarę w dłoń i gra swoje utwory w trochę innych niż na co dzień, delikatniejszych dla ucha aranżacjach.

Bardzo cieszy to, że i Zalewski w końcu dostał możliwość wystąpienia pod szyldem MTV Unplugged, zostając niejako uhonorowanym swoistym znakiem jakości. Cała ta godzinna podróż muzyczna, kondensująca w sobie ostatnie dziesięciolecie pracy twórczej artysty, to przekrój przez różne gatunki, inspiracje i zmienne sposoby tworzenia, które jednak w obranej koncertowej konwencji pozostają spójne i dopracowane w najmniejszym szczególe.

Wybory utworów były i oczywiste, i nieoczywiste jednocześnie. Bardziej oczywiście robi się pod koniec, piosenki otwierające to mniej popularne kawałki. Są też zupełne nowości, bo na potrzeby koncertu został na przykład stworzony utwór Ptaki, przy którym nie można oprzeć się wrażeniu przeniesienia w okres twórczości z czasów płyty Zelig. Gdyby ktoś odczuwał sentyment do tamtego momentu kariery artysty, to nie będzie zawiedzony, bo dostanie jeszcze m.in. Ósemkę wraz z rozpoczynającym cały koncert Her Majesty. Wybór tej piosenki na początek trochę dziwi, jednak odświeżona Ósemka dobrze się broni w nowej formie.

Z zupełnie nowych rzeczy jest też na scenie sekcja dęta, do której w Kurierze swoje trzy grosze, a raczej kilkadziesiąt taktów dorzuca sam wokalista. W tej międzywojennej aranżacji stworzonej w 2019 roku na koncert Redbull SoundClash Zalewski chwyta za klarnet i dogrywa niektóre partie. Brzmi to naprawdę zachwycająco.

Dalej mamy też o wiele spokojniejsze niż zwykle Polsko w towarzystwie pianina, które płynnie przechodzi w Jaśniej, co tekstowo świetnie składa się w całość nabierając nowego znaczenia. A muzycznie – Zalewski popisuje się umiejętnościami gry na ksylofonie i wibrafonie. Bo przecież dawno nie pokazywał na czym jeszcze potrafi grać, prawda?

Koncert może i jest bez prądu, ale Zalewski naładowany jak zwykle. Jak zwykle w każdej możliwej chwili biega po scenie, a w Zabawie może nareszcie potańczyć.

„Chciałbym zaprosić na scenę dwie bardzo bliskie mi osoby” i od razu wiadomo, że zaraz zobaczymy Natalię i Paulinę Przybysz. A usłyszymy Jednego Serca – tu nie ma dużych zmian w energetyce – subtelny i oszczędny w środkach utwór z płyty Zalewski śpiewa Niemena takim właśnie pozostaje i to się sprawdza, jak zawsze.

Następna w kolejce jest Romanca Cherubina. Wciąż siostry Przybysz i dalej Niemen, choć wcześniej niewykonywany w takim składzie i wzięty na tapet dopiero za sprawą MTV Unplugged. Za wibrafonem Miłosz Pękala, a na parkiecie znowu szaleństwo.

https://www.youtube.com/watch?v=rfx1BDgZOjk

Szaleństwo kontynuowane, nie-kontrolowane. W pierwszej połowie Ojców towarzyszy Zalewskiemu połowa zespołu The Dumplings – Kuba Karaś, potem dołącza też Justyna Święs, która zostaje także na następne Tylko Nocą. I to, trzeba przyznać, jeden z najciekawszych aranży całego wydarzenia – z typowo koncertowego elektronicznego kawałka staje się pięknym akustycznym wykonem. Justyna Święs pasuje tu więc idealnie. Po pierwszych kilku akordach nie można oprzeć się wrażeniu, że zaraz usłyszymy Where Did You Sleep Last Night Nirvany prosto z koncertu MTV Unplugged, tylko sprzed 27 lat. Krzysztofie Zalewski – jeśli puściłeś w ten sposób do słuchaczy oko, to ja jestem w pełni ukontentowana. Jeśli podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe – też.

https://www.youtube.com/watch?v=qWHGo2ZwNY0

Jest też stały punkt programu – trochę już wyeksploatowana Miłość Miłość. Koncert chyba po prostu nie byłby kompletny bez niej, choć tak naprawdę widać i słychać ją od pierwszych minut. Miłość Zalewskiego do sceny, muzyki i występów na żywo.

Trzeba przyznać, że choć koncert w swojej akustycznej wersji jest bardzo spójny, chyba nie wszystkim piosenkom jednak służy to spokojniejsze, melancholijne granie. Najbardziej szkoda świetnego kawałka Annuszka i pierwotnie mocno rockowego Chłopca. Ale na przykład Zabawa, mimo że zupełnie inna, nic nie traci. A kilka kawałków – i tych świeższych, i starszych, dostało zupełnie nowe życie. Można Zalewskiemu za to uprzejmie podziękować.

Wspaniałe jest też to, że człowiek znowu czuje się jakby był tuż pod sceną. Bo choć artysta jak zawsze czymś zaskakuje, nie brak też stałych motywów, które doświadczony koncertowy weteran wyłapie „po jednej”. Tak jak na przykład motyw z Under Pressure na początku Początku, który jest ostatnim utworem koncertu. W tej arizońskiej scenografii zachodzi słońce i kończy się dzień, swój występ kończy też Zalewski. Wyśpiewał sobie i wygrał owacje na stojąco wśród obecnego na wydarzeniu audytorium. No i kolejną bardzo dobrą płytę.

Aleksandra Wieczorek

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close