Czy Beth Harmon miała za łatwo? Życie kobiet w latach 60. – oczekiwania a rzeczywistość
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 18 stycznia 2021
Jeśli 2020 rok obfitował w cokolwiek pozytywnego, to na pewno w kreatywne twory, np. serialowe. Podczas przerwy świątecznej miałam w końcu okazję obejrzeć miniserial, który wpłynął na o nawet kilkuset procent wyższą sprzedaż szachów na amerykańskich portalach. Mowa, oczywiście, o „Gambicie Królowej”, który szczególnie na tle tegorocznych wydarzeń w Polsce sprowadza moje refleksje do nietypowego podejścia do feminizmu w serialu.
Muszę przyznać, że od początku sympatyzowałam z główną postacią Beth Harmon. Jej z pozoru zdystansowany, chłodny charakter nie przeszkadzał mi w dopingowaniu jej. Chciałam jej sukcesów szachowych, jak i zdrowia psychicznego. Po całym jej życiu w poczuciu opuszczenia, niezrozumienia i próbach udowodnienia swojej wartości, naprawdę trzymałam jej stronę, mimo że w prawdziwym świecie prawdopodobnie bałabym się, że nie będę wystarczająco dobra dla jej towarzystwa. Beth i tak radziłaby sobie bez czyjejkolwiek kompanii. Wiedziała, że jest wystarczająco dobra. Nie chciała dopuścić do odkrycia swojej niepewności, co dzięki jej umiejętnościom świetnie jej wychodziło. Dokładnie jak królowa na szachownicy, zawsze w swoim środowisku była jedyną kobietą, ale potężniejszą od kogokolwiek.
Tak ciekawy zarys postaci kobiecej zyskał fandom, który swoje uwielbienie wyraża np. dla feminizmu w serialu. Beth Harmon spotkała się z drobnymi seksistowskimi przytykami przed pierwszymi turniejami, gdy była nastolatką. Po tym jak zręcznie je odpychała, matowała rozgrywkę za rozgrywką i szybko zyskiwała respekt współzawodników. Tu pojawia się pytanie: „Czy to nie za proste?”
Trudy życia Beth, realia sierocińca i jej uzależnienia od początku kodują nam w głowie, że bohaterka nigdy nie dostawała niczego za darmo. Wspomniany wcześniej seksizm od czasu do czasu dodatkowo kreuje surowy, męski świat, w którym Beth musiała sobie poradzić. Dlatego dostajemy postać, która, żeby móc się rozwijać, musi zakasać rękawy, nie przejmować się komentarzami, być dobrym graczem i wtedy da sobie radę.
Na początku właśnie to podejście było powodem, dla którego serial od razu mnie wciągnął, główna postać mnie inspirowała i dałam się ponieść przyjemnie moralizatorskiej fali równości płci. Jednak to wciąż są lata 60., a Beth wciąż jest kobietą w typowo męskiej dziedzinie. Może dziś to nie jest już tak oczywiste, że nasza bohaterka musiałaby pokonywać jeszcze jakieś bariery poza swoimi zdolnościami, by zostać mistrzynią, ale akcja serialu toczy się w USA w latach 50. i 60., zatem mniej więcej w drugiej fali feminizmu w Stanach, kiedy to kobiety nie mogły samodzielnie zaciągnąć kredytu, pracować w urzędzie czy w policji. Biorąc pod uwagę tło historyczne, dochodzi do nas, że ludzie wokół Beth naprawdę łagodnie ją potraktowali i prawdopodobnie miała dużo łatwiej, niż „powinna”. Beth brakowało bardzo ważnego przywileju: nie była mężczyzną. Dlatego w rzeczywistości, nawet jeśli ona myśli inaczej, same jej umiejętności nie wystarczyłyby do przeżycia w szachowej dżungli. Z socjologicznego punktu widzenia takie wydarzenia miałyby rację bytu raczej dziś niż w zeszłym wieku.
Być może celem tej narracji było skupienie uwagi widza na samej Beth, jej charakterze, autodestrukcyjności, uzależnieniu od wygranej, niesamowitym talencie. Być może dla rozwoju tej postaci ważniejsze było pokonanie osobistych problemów, na które naprawdę miała wpływ (np. narkomania, alkoholizm, niezależność do granic) niż postawienie się normom społecznym. Beth to intelektualistka i pasjonatka szachów, nie aktywistka. To w grze udowadnia swoją wartość (zresztą, mam wrażenie, że bardziej sobie samej niż innym) i nie sądzę, by „nagadanie” komuś o światopoglądzie było w jej stylu. Być może wyidealizowanie szachowych realiów i podejścia konkurencji było konieczne do ukazania Beth jako Beth, nie jako kobiety. Nawet jeśli kobiecość była ważna dla Beth, gdy chodziło o szachy, chciała po prostu grać z najlepszymi i być traktowana poważnie.
Czy Beth Harmon faktycznie otrzymałaby tyle altruistycznej pomocy i wyrozumiałości od mężczyzn, nawet byłych partnerów, żeby otrzymać tytuł mistrzyni? Czy miałaby wystarczająco szczęścia, żeby trafić na tych wszystkich otwartych, dobrych ludzi? Czy nie byłaby oskarżana o oszustwo? Nie wiem, czy rzeczywistość byłaby tak optymistyczna, ale serial wciąż mnie ujmuje i myślę, że pomimo nieścisłości jest pełen lekcji dla współczesnego człowieka.
Harmon nie rezygnuje ze swojej kobiecej strony. Gdy odkrywa swoje ciało, styl i modę, zdobywa więcej pewności siebie. Wniosek? Nie musisz czegokolwiek w sobie ukrywać, żeby osiągnąć sukces w dziedzinie. Być może to tej perspektywy brakuje Ci, by wspiąć się na szczyt?
Beth, pomimo poczucia wyższości i tego, że jej mózg działa inaczej niż innych, ostatecznie przyjęła pomoc kolegów, którą jej tak hojnie ofiarowano w dniu finalnego pojedynku. Zdaje sobie sprawę, jakie ma szczęście. W końcu czym byłaby królowa na szachownicy w pojedynkę przeciwko reszcie figur?
[Spoilery!]Choć została mistrzynią, nie zapomniała, że doprowadziła ją do tego pasja. Ostatnia scena, w której wybiera grę w parku z nieznajomymi starszymi mężczyznami zamiast kariery i sławy wybrzmiewa wyzwoleniem.
[Koniec spoilerów!]Wśród wzlotów i upadków przy życiu trzymała ją pasja, a tego żadne normy społeczne nie byłyby w stanie jej odebrać.
Julita Stefańska