Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Wiec heroikomiczny

Autorstwana 25 czerwca 2020

W każdym człowieku rodzi się na starość pokusa, ażeby dzielić się różnymi ciekawymi historiami ze swojej młodości. Ale, gdy jesteśmy młodzi, nie myślimy o tym, żeby je jakoś utrwalać, a później się zapomina. Postanowiłam więc trochę z moich przygód zapisać. Pozwólcie, że jedną z nich zanotuję sobie tu, w tym felietonie.

A opowiem Wam o tym, jak byłam na wiecu prezydenta Andrzeja Dudy w Krakowie. Był rok 2020 – tak, ten słynny rok, o którym uczyliście się w szkole – a w Polsce zbliżały się wybory prezydenckie. 

Historia zaczęła się właściwie całkiem niewinnie. Przechadzałam się ulicami Krakowa, kiedy moim oczom ukazały się one – ulotki z ważnym obwieszczeniem:

WAŻNE !!!
PREZYDENT ANDRZEJ DUDA W KRAKOWIE, 21 CZERWCA, GODZINA 16.00

Myślę sobie: „nie no, skoro piszą, że ważne i skoro prezydent, i skoro nawet z wykrzyknikami, to faktycznie musi być ważne, to trzeba iść”. No i poszłam.

Dalsza część historii przypominać będzie właściwie bardziej poemat heroikomiczny niż wiec. Ale w Polsce uwielbia się odwołania do tradycji, więc jeżeli nawiążę teraz do tradycji literackiej, to mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone. Poemat heroikomiczny to parodia eposu rycerskiego – nie wiem, czy uczy się teraz tego w szkołach. W każdym razie z grubsza chodzi o to, że w sposób podniosły, nawiązujący do stylu eposu, opisuje się jakąś absurdalną bijatykę – jej powód jest błahy, a biorący w nich udział „rycerze” po prostu śmieszni. To wszystko ma tworzyć efekt komiczny. Od literatów wymaga to bogatej wyobraźni i odrobiny przerysowania – ja nie jestem literatem, ale na szczęście, naprawdę nic nie musiałam tu wyolbrzymiać.

Rzadkie zdjęcie z wiecu P.A. Dudy w Krakowie, które nie jest ani zmanipulowane, ani sfotoszopowane (a przynajmniej taką mamy nadzieję) – przyp. red.

Zaczęło się od tego, że ludzie zgromadzili się na Krakowskim Rynku (nazwałabym ich tłumem, ale miało być bez wyolbrzymiania). Kilka razy potknęłam się o 5-letnią dziewczynkę, krzyczącą: „MÓJ PRE-ZY-DENT-AN-DRZEJ-DU-DA”, aż w końcu znalazłam idealne dla siebie miejsce wśród rodzin z dziećmi i emerytów. Uśmiechnięty pan zapowiadał przez mikrofon przybycie Prezydenta Andrzeja Dudy, wszyscy oczekiwali w niecierpliwości tego niezwykłego wydarzenia, aż nagle… zaczął padać deszcz. Nie był to jednak zwykły deszcz – to prawdziwa ulewa połączona z gradem (z pewnością właśnie tak zaczynał się biblijny potop!).

„Znak od Boga?” – zapytałam na głos, ale wtedy jakaś starsza pani skarciła mnie spojrzeniem, więc na tłum wiernych wyborców uciekających przed deszczem pod sukiennice patrzyłam już w milczeniu. Biegli razem, solidarnie przepychając się łokciami. Ich wódz to prawdziwy strateg, że ich tak połączył. Widocznie w tym skrupulatnym planie zabrakło mu już czasu na sprawdzenie prognozy pogody. Ale każdemu się może zdarzyć, o ulewie przypominał tylko alert burzowy wysyłany do wszystkich obywateli. Bądźmy więc wyrozumiali.

Tym bardziej, że zaraz będą dziać się dużo ciekawsze rzeczy. Bo oto zaczyna się wiec. Tego podniosłego momentu przypadkiem nie zauważyła połowa elektoratu prezydenta Andrzeja Dudy, cały czas chowająca się pod sukiennicami. Dopiero tak po kilku minutach wierni zorientowali się, że coś się dzieje i z powrotem zaczęli przepychać się na swoje miejsca pod barierkami. I wtem rozpoczęła się walka.

Prezydent Andrzej Duda coś tam mówi, a pięcioosobowy sztab jego rywala, pana Tanajny, przygotowuje się do ataku. Bo oto on, wódz pięcioosobowej grupy, przyszedł na zgromadzenie i stanął wśród ludzi, żeby uświadomić ich, że nie powinni obok siebie stać, bo mamy zakaz gromadzenia się, i że to dla ich dobra. Jego prawdziwie bohaterską podstawę reprezentował metrowy podest, na który wgramolił się z dumą, by stamtąd pouczać lud. Z tym, że ten lud niezbyt chciał go słuchać, czemu wyraz dał heroiczny emeryt, rzucając się na ów podest i kopiąc go z taką siłą, że na miejsce zbiegli się policjanci. Funkcjonariusze zgromadzili się pod wodzem, wzywającym teraz dla odmiany do bojkotowania słów Prezydenta Andrzeja Dudy, ale to nie powstrzymało pani z pięcioosobowego sztabu, żeby pobić się z inną panią, ale nie ze sztabu, tylko z dumnego elektoratu Prezydenta Andrzeja Dudy. Ten pięcioosobowy sztab to właściwie chyba była jakaś rodzina. Należące do niego dwie nastoletnie siostry i ich mama wdały się w szarpaninę z emerytką, owiniętą zmiętą biało-czerwoną flagą. Była to brutalna walka czterech kobiet, podczas których starsza siostra została poważnie ranna – nadszarpnięta została skórka przy jej paznokciu. Ta porażka ostatecznie wycofuje sztab pana Tanajny, ale spokojnie, bo oto ich rolę przejmują kolejni śmiałkowie. 

Młody chłopak z niewiastą u boku przerywa wyzywanie jakiejś kobiety po czterdziestce, żeby zrobić awanturę dziennikarzowi, że ten nie ma prawa nagrywać jego i jego niewiasty i że w ogóle to jest kłamcą, jak wszyscy, którzy działają przeciwko Prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Tymczasem emerytka z parasolką naparza jakiegoś mężczyznę, krzycząc: „Kłamca, kłamca! Wracaj do siebie!”. Jej postulaty ochoczo przejmują inni emeryci, którzy stoją już tyłem do Prezydenta Andrzeja Dudy, który cały czas coś tam mówi, a przodem do pana Tanajny (już niestety bez pięcioosobowego sztabu), żeby wspólnie krzyczeć: „Kłamca, Kłamca!”.

Policja nie może interweniować, bo jest zajęta wyganianiem dwóch 13-letnich chłopców z napisem: „KRAKÓW PRZEPRASZA ZA DUDĘ”. Ci bezczelni młodzieńcy złamali zasadę zachowywania między sobą dwóch metrów odległości. Trzymali przecież wspólnie jeden baner i stwarzali (tym banerem…) prawdziwe zagrożenie. 

Wierny elektorat Prezydenta Andrzeja Dudy, pogrążony w szlachetnej walce o chrześcijańskie wartości i szacunek do bliźniego, nie zauważył nawet, kiedy wiec dobiegł końca. A no i później, jakoś tak każdy poszedł w swoją stronę.

A, zapomniałabym nadmienić, bo w tym czasie pod pomnikiem Mickiewicza był też protest przeciwko Karcie Rodziny. Ale że jego uczestnicy na krok nie ruszyli się spod tego pomnika w kierunku prawdziwie ważnej uroczystości, to jakoś niezbyt jest o czym opowiadać. Zresztą, Prezydent Andrzej Duda bardzo chciałby, żebym ten protest opisała – to jego ulubiony temat do sztucznego nagłaśniania w gorącym okresie kampanii. Jednak nie mogę wyświadczyć Prezydentowi Andrzejowi Dudzie kolejnej przysługi – i tak cały mój tekst jest już dla niego wyjątkową reklamą.

Tekst: Gabriela Gryc


Kontynuuj przeglądanie

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close