Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Streamingowe wojny

Autorstwana 9 kwietnia 2022

Jedną z moich absolutnie ulubionych premier ostatnich lat jest serial „Iron Fist” – nie dlatego, że uważam go za specjalnie dobry. Ba, szczerze powiedziawszy to nic o nim nie uważam, bo go nie widziałem. Dlaczego więc jest moją ulubioną premierą? Dlatego, że był to serial, który wyznaczył kres pewnej ery. Ery postrzegania Netflixa jako platformy z dobrymi serialami. Narracja wokół „Iron Fista” była wszędzie taka sama: „Pierwszy zawód od Netflixa”, „Tym razem się nie udało”, „Pierwszy zły serial od czerwonego N”. Dziś nikt nie patrzy na tę platformę jak na miejsce, gdzie się zdziwisz, gdy trafisz na coś kiepskiego, lecz wręcz przeciwnie: produkcje takie jak „Gambit królowej” czy „Squid Games” są postrzegane jak perły w szambie.

Jednak ja się nie dziwię tym ludziom, którzy 5 lat temu patrzyli z niedowierzaniem na „Iron Fista” i jego wątpliwą jakość. Netflix przecież w tamtym okresie był nowinką i obietnicą nowej ery seriali. Seriali legalnych, ale lepszych niż to barachło lecące w telewizji. Netflix był w ich oczach serwisem, który za opłatą miał oferować jakość. Opłata czyniła to czymś luksusowym w porównaniu do wspomnianej powszechnej telewizji i piractwa. Dziś zaryzykowałbym stwierdzenie, że Netflix nie musi już dostarczać jakości, dlatego że spowszedniał. Mówię to przede wszystkim z własnej perspektywy, bo płacę za N, mimo że nie oglądam tam prawie nic, ale mam jakieś dziwne poczucie, że jest to streamingowe minimum. Nie czuję się jednak w tym osamotniony, bo obok narzekań na jakość Netflixa nie spada jego popularność. Ten serwis sprzedaje się poprzez obietnicę tego, że znajdziemy tam wszystko, a to zarazem największa wada i zaleta.

Jasne, fajnie jest mieć ogromną bibliotekę, której obejrzenie trwałoby pewnie setki lat, ale co z tego, skoro przeglądanie jej nie ma za bardzo sensu. Bo nawet gdy widzę coś potencjalnie dobrego na N, to mam poczucie, że skoro nie słyszałem o tym, że jest dobre, to na 99 procent ma średnią 4,2 na portalach z recenzjami. Nie jest tak zawsze, jednak taki obraz mi Netflix sprzedaje; nie pomaga również ich fiksacja na punkcie produkcji dla nastolatków, które znowu mogą mieć swoich fanów, ale mnie odrzucają.

Na przeciwnej stronie skali do przepakowanego Netflixa stoi Amazon Prime, na którym nie ma nic. Dobra, coś tam jest, jak „Supernatural” czy „The Boys”, natomiast nie da się ukryć, że platforma Jeffa Bezosa kusi swoich klientów jedną bądź dwoma konkretnymi, bardzo dobrymi produkcjami, i tak zachęca ich do kupienia usługi na rok po zaniżonej cenie. Czasami mi się wydaje, że Amazon Prime powstało tylko po to, by mieć platformę, na której będzie można wypuścić nową wersję „Władcy pierścieni”.

Ostatnio też do Polski zawitało HBO MAX. Chociaż może to za dużo powiedziane, bo po prostu zastąpiło HBO GO. Dla wielu była to tylko podmianka symboliczna, ale wiązała się z lepiej działającą aplikacją i mocnym zastrzykiem contentu. Powiem, nieobiektywnie, że po miesiącu korzystania z HBO chyba najmocniej kibicuję tej platformie. Produkcji tam jest, mówiąc kolokwialnie, w sam raz. Na tyle dużo, by móc rozplanować sobie długie maratony i na tyle mało, by nie mieć poczucia obcowania z „zapchajdziurami”. Dodatkowo, przeglądając biblioteki, mam mocniejsze poczucie, że mogę włączyć cokolwiek, co wyda mi się ciekawe, i się nie zawiodę. 

Przez to, że HBO podlega bezpośrednio pod oddział WB, jest on bogaty w kolekcje klasyków oraz nowości tej wytwórni. W tym znane i lubiane marki z Cartoon Network i uniwersum DC, co jest bardzo dobrą strategią, bo buduje korelacje między produkcjami, które promują się nawzajem w ramach jednej platformy…

I gdy już poruszyliśmy ten temat: Disney plus. Platforma, na którą czekam i narzekam od początku jej istnienia. Nie cierpię jej, bo nie mogę jej mieć jako Polak (nie, VPN nie jest rozwiązaniem). Uważam osobiście, że strategia Disneya, która łączy ich seriale w spójne historie w ramach jednego Uniwersum i jednocześnie przedłuża to, co zostało wytworzone w filmach, jest genialna. Będę jedną z pierwszych osób, które obejrzą legalnie Lokiego w Polsce i niczego nie żałuję.

Stankiewicz Szymon

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close