Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Real vs. Barca, ale nigdy Madryt vs. Barcelona

Autorstwana 2 kwietnia 2020

Barcelona to Sangria i Cava, zapach morskiej bryzy, najsmaczniejsze owoce morza, zaskakująco różnorodna architektura i ponad 30 milionów turystów rocznie. Madryt to Tinto de verano, przepiękne parki z jeziorami, najlepsze tapas, architektura bardziej Wiedeńska niż luźna i spontaniczna, przepiękne balkony i minimum turystów, maksimum Hiszpanii. I weź człowieku wybierz, czy jesteś team jedno czy team drugie! Niemożliwe. Obydwa miasta są jak dwie osobne planety, a łączy je jedno – piłka.

Niestety, chociaż zachęciłam, nie będę o niej pisała, bo do znawcy sportu mi daleko. Od piłki jest mój towarzysz wyjazdowy, ja się zajmuję samym miastem, od jego trzewi. Dzisiaj więc przenosimy się do Hiszpanii, ale nie od strony historycznej. Burbonowie nie byli tak ciekawymi osobistościami jak Habsburgowie, ale na pewno mieli ładniejszy stołowy! 

Barcelona

Barcelona jest dosłownie dla każdego. Przez swoją różnorodność kulturowo-społeczno- gastronomiczno-architektoniczno-klimatyczną przyciąga miliony podróżnych każdego roku. Sami jej mieszkańcy, w tym tysiące Erasmusowych studentów, to również mieszanka całego świata. Wychwalając katalońską architekturę, wcale nie mam na myśli słynnych dzieł Gaudiego. Choć również zapierają dech w piersiach, ja byłam bardziej zachwycona tym, jak każda dzielnica się od siebie różni i jak bardzo zaskakuje, odrzucając wszystkie konwencje. Warto przeznaczyć dzień lub dwa na zgubienie się w wąskich barcelońskich uliczkach, wyłączyć Google Maps i oddać się temu, co miejskie budynki mają nam do zaoferowania. I będziemy mieli dużo większą frajdę jak nieświadomie za którymś rogiem naszym oczom ukaże się Sagrada Familia, gotycka katedra (która swoją drogą może być śmiałą konkurencją dla najsłynniejszej budowli w mieście), La Barcelonta- przepiękna i klimatyczna plaża w sercu miasta, Casa Mila czy Casa Battló autorstwa genialnego/kiczowatego Gaudiego. O ile zawsze staram się zaplanować każdy wyjazd krok po kroku, zabytek po zabytku, knajpa po knajpie, tak w Barcelonie… najlepiej dać się po prostu ponieść. Spontan i brak ograniczenia czasowego to tutaj najlepsze opcje. Miasto nas wchłonie i nie będzie chciało zwrócić. Najbardziej klimatyczne, urocze i pyszne knajpki również znajdziemy w czeluściach wąskich uliczek. Jednak tutaj warto znać konkretne adresy i zdać się na nawigację.

Barcelona

Wielbiciel słodkości nie będzie narzekał, deserami Barcelona stoi. Najlepsze croissanty na świecie, z przeróżnymi nadzieniami, które zaskoczą nawet najbardziej wymagającego smakosza, zjemy u Hofmanna. Z kolei Chök oferuje nam desery na bazie czekolady. Również wyjątkowo kreatywne i niebiańskie w smaku. Najlepsze miejsce z owocami morza, które miałam przyjemność kiedykolwiek odwiedzić to La Paradeta. W kilku lokalizacjach w mieście zachwyca codziennie świeżymi dostawami prosto z portu. Możemy sobie wybrać kogo zjemy (niektóre stworzenia niestety jeszcze żyją), sposób w jaki nam je przyrządzą oraz przyprawy, których użyją. Odbieramy i delektujemy się delicjami ze słonej wody. Kosmos! Mercat de la Boqueria, czyli raj dla perfekcjonistów. Wszystkie produkty na tym największym w mieście bazarze są poukładane od linijki. Warzywa i owoce z całego świata robią wrażenie. Ale znajdziemy tam dosłownie wszystko, przez ryby, sery, mięsa, słodycze, i najemy się za niewielkie pieniądze. Knajpka Can Paixano – niewidoczna z ulicy, bez szyldu, ale jak znasz i wejdziesz – bajka się zaczyna. Sami miejscowi, tłoczno, gwarno, głośno, pysznie i tanio. Kieliszek Cavy, katalońskiego wina musującego, za symboliczne 1 euro, i przeróżne tapas ze świeżych, lokalnych produktów za niewiele więcej.

Barcelona

Najlepszą kawę w mieście – i to opinia Barcelończyków – dostaniemy w Satan’s Coffe. Klimacik miejsca jest urzekający, a najlepiej oddaje go kilka zasad umieszczonych pod menu: No wifi, No vanilia, No bullshit, No fun for children, Fuck yelp, Fuck tripadvisor. Takich klimatycznych perełek jest pełno, znajdziemy je w każdej dzielnicy. Warto wcześniej zrobić internetowy research lub po prostu pytać miejscowych, i pamiętać, że tam gdzie kolejka, tam dobrze karmią, poją i traktują. A jeżeli jesteście ciekawi tych oklepanych turystycznie cudów jak Sagrada, to wpadnijcie je odwiedzić o wschodzie słońca. Wyglądają najpiękniej, nie tylko przez samo światło, najważniejsze jest to, że wokół Was nie będzie żywej duszy. I to jest magia.

Barcelona

Co jeszcze dorzuca swoje pięć groszy do niesamowitego klimatu Barcelony? Ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie. A dokładniej ich styl życia. Luz, chill, uśmiech i pozytywne nastawienie! Najlepiej oddaje to widok tłumnie zgromadzonych miejscowych o zachodzie słońca, na plaży lub punktach widokowych, które swoją drogą są dodatkową zaletą miasta. Popijając piwko, wino lub inne napoje koniecznie lekko zabarwione alkoholem, przegryzając tapas, śmiejąc się i krzycząc, Katalończycy cieszą się z życia, zarażając nas tym samym. To właśnie Barcelona w pigułce, a teraz udajemy się ponad 600 km na zachód.

Madryt

Madryt to już zupełnie inny świat. Przede wszystkim bardziej uporządkowany. Miasto zachowane jest w jednym stylu architektonicznym. Cała mozaika wąskich i rozrzuconych po całej metropolii uliczek rodem z Barcelony nie ma w Madrycie miejsca. Wszystkie ulice wychodzą od placów. Większych czy mniejszych. I najsłynniejszej oraz największej głównej ulicy miasta – Gran Via (coś jak Krupówki lub Times Square). Zdecydowanie więcej wolnej przestrzeni, na drogach trzy, czasem cztery pasy ruchu. Moje architektoniczne wymogi spełniły same balkony. Przysięgam, mam 167 zdjęć balkonów z całego Madrytu. Nie wiem czy rzeczywiście mieszkańcy przykuwają do tego specjalną uwagę, czy po prostu mi się wydawało. Ale nigdy bym nie przypuszczała, że balkon może robić większe wrażenie niż budynek! To detale, które czynią cuda. 

Madryt

Kulinarnie Madryt zdecydowanie chowa za sobą Barcelonę. Jednak stolica to serce państwa, w którym można poczuć w ustach prawdziwy smak Hiszpanii. Poza przepysznymi tapas w różnej postaci, serce skrada prawdziwa hiszpańska tortilla, patatas bravas, paella i jamon, jamon, jamon! Ach, no i oczywiście churros maczane w gorącej czekoladzie. Najlepsze w mieście to te w Chocolaterii San Gines, która raczy słodkością podniebienia Hiszpanów od 1894 roku. Dzięki uprzejmości naszego gospodarza trafiłam do takiego, można by powiedzieć, lokalnego baru mlecznego na obrzeżach Madrytu. Nie wiedziałam, co tłum kucharzy, kelnerów i gości do mnie mówi, co jem i co piję, ale jedno było pewne – jest pysznie i prawdziwie po hiszpańsku. Perełka. W Madrycie odkryłam również niesamowitą sieć „hiszpańskiego fast-fooda”. 100 Montaditos to knajpka rozrzucona po całej Hiszpanii, ale można ją spotkać również we Włoszech. Jak sama nazwa wskazuje, w karcie mamy do wyboru 100 mini kanapek w 100 różnych formach. Możemy do tego dobrać inne fast-foodowe przekąski i napoje. Również miejsce z historią, rządzące się swoimi określonymi regułami, za którymi przy pierwszej wizycie trudno nadążyć. Ale klimat i smak nieziemskie. Must have! 

Madryt

Kolejnym konikiem stolicy jest oczywiście Pałac Królewski, który robi niemałe wrażenie. Z zewnątrz brakuje ogrodów, zieleni i przyrody, ale wnętrze wszystko wynagradza. Pałace Habsburgów mają dużą konkurencję. Jadalnia Burbonów dosłownie wyrzuciła mnie z butów. Uczta dla oka. Zachwycająca jest również ogromna, zielona plama na mapie Madrytu. Przepiękny park miejski, z kaczkami, gęsiami, łabędziami i możliwością wypożyczenia za śmieszne pieniądze łódki i zwiedzanie go, pływając po wodzie. Zielona oaza w środku miasta. A skoro już o finansach mowa, warto wspomnieć o jednej z ważniejszych spraw. Madryt nie jest nastawiony na żerowanie po turystycznych portfelach. Nie trzeba się wysilać, żeby znaleźć tanie i dobre miejscówki. Nawet największe turystyczne atrakcje są bardzo tanie lub całkowicie za darmo, zwłaszcza jak jesteś studentem. Miło jest obejrzeć największe dzieła Salvadora Dali, nie wydając ani grosza. Targ/bazar jest równie zachwycający jak w Barcelonie, tylko oczywiście jak wszystko w mieście – bardziej uporządkowany i zadbany. Nie bójmy się tego powiedzieć: bardziej prestiżowy. Tak samo jak i ludzie i ich styl życia. Ale są równie, a nawet bym powiedziała, bardziej mili i pozytywnie nastawieni. Na pewno nie mają tak dość turystów jak Barcelona. I oby tak zostało.

Madryt

Tekst: Izabela Kulig


Kontynuuj przeglądanie

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close