Odbłocić błoto. „Nurt” w Łaźni Nowej

Autor: dnia: 6 czerwca, 2025

To, co pierwsze rzuca się w oczy, to gumofilce. Cała obsada aktorska w gumofilcach. Niby detal, a jednak tak bardzo znaczący. Gumofilce to coś więcej niż zwykła część kostiumu –  to znak przynależności, swoich korzeni, ale też ciężaru jaki się z tym faktem wiąże. Przypominają o miejscu, z którego ci ludzie pochodzą, ale też, być może, o tym, co ich ogranicza. Są elementem stałym i znaczącym, jakby nie dało się ich zdjąć nawet na scenie i tym samym stały się nierozerwalną częścią ich tożsamości.

 

fot. Dawid Ścigalski

„Nurt” bez wątpienia odważnie gra z konwencją. Aktorzy celowo „źle” grają, a właściwie doskonale udają bardzo złe aktorstwo. To celowy zabieg. Innymi słowy, to ukłon w stronę robotników z grupy teatralnej Nurt, którzy w latach 50. tworzyli teatr bez profesjonalnego przygotowania. Byli absolutnymi amatorami. Mimo to ich niedoskonałość była bardzo autentyczna i pełna szczerości – i właśnie ta szczerość jest wartością samą w sobie w tym przypadku.

W spektaklu Małgorzaty Szydłowskiej błoto gra jedną z pierwszoplanowych ról – nie tylko dosłownie, w scenografii i kontekście budującej się Nowej Huty, ale przede wszystkim symbolicznie. Błoto to materia zlepiona z ciężkiej pracy, upokorzeń, wstydu i codziennego brudu, który wsiąka w ciało i tożsamość robotnika. Ale „Nurt” próbuje to błoto odbłocić – nie udając, że go nie ma, ale pokazując, że można je przekształcić w coś więcej. Teatr staje się tu aktem oczyszczania, uniesieniem człowieka ponad ziemię, choćby na chwilę.

Twórcy nie unikają tematów trudnych – trauma wojenna, niesprawiedliwość społeczna, walka z systemem czy marginalizacja klasy robotniczej nie są tłem, ale osią spektaklu. Widz ma świadomość, że siedzi pośród aktorów – publiczność otacza scenę z obu stron, znosząc tradycyjny podział na „tych, co patrzą” i „tych, co grają”. To doświadczenie wspólnoty, ale i pewnej niewygody – bo teatr ten nie daje komfortu, tylko zmusza do konfrontacji. Co dla mnie jest zabiegiem zdecydowanie na plus, bo przez cały czas trwania spektaklu miałam wrażenie, że jestem częścią tej historii, mimo że bezpośrednie mnie nie dotyczyła i nie dotyczy. Ale przez takie, powiedzmy „zmuszenie” widza do bycia w tej historii jest to przeżycie bardzo angażujące emocjonalnie i zapada w pamięci na długo.

Przeszłość była stałym punktem przedstawionej historii. Znakomitą ilustracją tego, jak trudno uwolnić się z przeszłości, jest postać Basi. Ona nie „tapla się w pamięci”, ale nie potrafi też od niej uciec. Jej wewnętrzne rozdarcie oddaje stan wielu ludzi, którzy próbują nie patrzeć za siebie, a mimo to błoto dzieciństwa, biedy, przemilczeń ciągle im o sobie przypomina.

Spektakl stawia też pytanie o granice solidarności – bo to nie tylko władza odbierała robotnikom siłę. Czasem robili to sami sobie – przez ambicje, interesy, rywalizację. To gorzkie, ale potrzebne przypomnienie, że wspólnota nie jest dana raz na zawsze, trzeba ją świadomie budować. Doskonale było to widać w scenie, w której aktorzy grający robotników coraz bardziej zaczynali się ścierać.

Warto również zwrócić uwagę na motyw konfrontacji przedstawicieli krakowskiej sceny artystycznej krytykującej działalność, wysiłki Nurtu. To odzwierciedlało realne napięcia między centrum a peryferiami, między sztuką tzw. oficjalną a oddolną inicjatywą. Na dodatek inicjatywą jak na tamte i obecne czasy kontrowersyjną, bo złożoną w większości z klasy robotniczej strudzonej do tej pory tylko wyłącznie pracą fizyczną a nie profesjonalnym aktorstwem.

„Odbłocić błoto” to nie tyle hasło, co proces. Nurt nie czyści historii z brudu, ale pokazuje, że ten brud może być tworzywem – teatru, tożsamości, godności. I to wcale nie jest metafora. To teatr, który mówi głosem tych, którzy przez lata milczeli albo których nikt nie słuchał. Dziś wychodzą na scenę – w gumofilcach, bez profesjonalnego warsztatu, ale z czymś znacznie cenniejszym: z prawdą.

Spektakl grany jest w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa – miejscu, które samo od lat redefiniuje, czym może być zaangażowany teatr lokalnej wspólnoty. I muszę dodać: bardzo mi się podobało. Nie tylko jako przedstawienie, ale jako odważny gest – wobec przeszłości, wobec publiczności i wobec samych aktorów.

„Nurt” to nie tylko spektakl teatralny. To manifest. W czasach, gdy kultura, sztuka często bywa oderwana od rzeczywistości, ten spektakl przypomina, że teatr może być narzędziem społecznej zmiany, miejscem, gdzie głos zabierają ci, którzy przez lata byli pomijani, a nawet uciszani. To opowieść o sile wspólnoty, o potrzebie pamięci i o tym, że nawet z błota można zbudować coś pięknego. Mimo wielu niepowodzeń po drodze i trudności z jakimi borykali się bohaterowie. W krakowskiej Łaźni Nowej „Nurt” staje się symbolem odrodzenia — nie tylko teatru, ale i ludzkiej godności.

Karolina Harchut


Aktualnie gramy

Tytuł

Artysta

Audycja on-air

Background