Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Nightmare before Christmas, cz. I

Autorstwana 3 grudnia 2022

Zbliżają się święta. Jesteś tu, a to oznacza, że albo zgubiłeś się w Internecie, albo nie wiesz, jak sobie z tym czasem poradzić. Nazywam się Szymon i przez cały grudzień (lub póki mi się nie znudzi) pokażę Wam, jak można dostosować święta do siebie, swoich gustów i przyzwyczajeń, jednocześnie starając się poczuć tę magię świąt. Jestem sobą, więc skupię się głównie na popkulturze, ale możecie się też spodziewać wychodzenia z tej mojej strefy komfortu. Zaczynamy.

Dzisiejszy artykuł chciałbym zadedykować wszystkim, którzy nie szukają rewolucji, ale po prostu mają dosyć pewnej mainstreamowości świąt, i bez uciekania w radykalizm chcą odpocząć od tego, co jest już komercyjne i przesadnie wyeksploatowane. Dzisiaj ironiczne spojrzenie na to wszystko.

Uciekając od Last Christmas

Last Christmas można swobodnie nazwać fenomenem kulturowym i memicznym. Począwszy od obrazków, które pokazują wzrost wyszukiwań tej piosenki w Google z podpisem „zaczyna się”, po przypomnienie, że utwór w ogóle początkowo nie miał być o Bożym Narodzeniu. Bardzo dobre memy nie zmieniają jednak faktu tego, że od tej piosenki bolą już uszy. Lubię ten kawałek, ale to już symbol kiczu, przez który święta są krytykowane.

I oczywiście jakiś palant się znajdzie i powie „to nie słuchaj”, i w sumie ja Wam też to radzę. Łatwo powiedzieć, bo playlisty świąteczne raczej są mało zróżnicowane, natomiast pamiętajcie, że możecie poszukać świątecznego rocka, electro remixów lub nawet metalu, o którym jeszcze napiszę. Dla ludzi, którzy lubią Old School polecam świąteczną płytę Franka Sinatry, dla mnie osobisty symbol świąt.

Polecam też tradycję, którą kultywuję wśród znajomych – ruletka Last Christmas. Zasady są proste: wygrywa ten, kto dłużej nie usłyszy tego świątecznego przeboju. Powodzenia w unikaniu niektórych sklepów w galeriach, ściszaniu radia w aucie i sprawdzaniu po raz siedemnasty playlist YouTuba. To bezwzględna gra.

Niech Kevin zostanie w tym domu

Biedny Joe Pesci. Jeden z najwybitniejszych aktorów świata, człowiek, który wcielał się w bezwzględnych morderców i typów, którzy w co drugim zdaniu używali słowa na „k” (tak, tego słowa na „k”), zostanie przez wielu zapamiętany jako ten śmieszny włamywacz z Kevina. I nie odbieram mu tego, że jest zabawny w tym filmie, ale z samym Kevinem… mam wiele problemów. Nie mówię o jego jakości, bo to kino familijne i jest mi ciężej je oceniać, tylko o tym, że tej produkcji nikt chyba nie traktuje poważnie. Polsat emisję tego filmu traktuje jak tradycję równą ubieraniu choinki, przygotowywaniu pierogów i kłóceniu się o politykę.

Ja osobiście polecam sięgnąć okiem na zachód. Tam filmem, który uzyskał taki status jak Kevin… i stał się symbolem świąt, jest Szklana Pułapka. Więc, jeśli chcecie poczuć się jednością z krajem oraz współtworzyć narodową tradycję (co prawda Stanów Zjednoczonych, ale jednak), i przy tym nie chcecie się męczyć, patrząc, jak Joe Pesci nie może przeklinać – wybierzcie film Johna McTiernana.

Biedny Joe, gdyby ten film nakręcił Scorsese, Kevin by umarł po 15 minutach (ale i tak by produkcja trwałaby 3 i pół godziny).

Zakończenie

W tej części ustaliliśmy dwóch największych wrogów na drodze do spokojnego przeżycia świąt, niczym prawdziwi anarchiści. W przyszłym tygodniu porozmawiamy o ubieraniu choinki, ale w taki sposób, żeby nie wspominać tego tylko jako smutne zostawienie jednej strony na pastwę losu. 

C.D.N.

Autor: Stankiewicz Szymon

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close