Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Historia goryczy i zawiedzionych nadziei – podsumowanie 17 kolejki ekstraklasy

Autorstwana 8 grudnia 2021

„Historię piszą zwycięzcy”, powiedział Churchill. „Vae victis”, wykrzyknął Brennus na uwagi Rzymian dotyczące sfałszowanych odważników. „Albo zwyciężyć, albo umrzeć”, widniało na pieczęci konfederacji barskiej. Dzisiaj również będzie o zwycięzcach, lecz to nie oni będą głównymi bohaterami tego tekstu. Na pierwszy plan wyjdą przegrani, a dokładniej dwóch przegranych, których studium warte jest przybliżenia. Chodzi mi o Legię i Jagiellonię, dwa kluby, które przed sezonem miały duże ambicje, a skończyło się, jak to zwykle w życiu bywa, goryczą i zawiedzionymi nadziejami.

*****

Na początek przytoczę spotkanie z sobotniego wieczoru, które odbyło się w Białymstoku. Na Podlasie zawitał Górnik Łęczna. Zdawać by się mogło, że będzie to łatwy mecz dla Jagi. Fakt, byli w przeciętnej formie, ale na kim się odkuć jak nie na Górniku, który nie wyrwał na wyjeździe ani jednego zwycięstwa. Jakikolwiek rezultat inny niż wygrana byłby dla Białostoczan klęską.

Jagiellonia zachowała czyste konto przez 41 sekund. Wtedy, zupełnie nienaciskany Jason Lokilo wrzucił z prawej strony, piłka minęła adresata (Śpiączkę) i dwóch obrońców Jagi i dotarła do nieobstawionego Damiana Gąski, który prawym pośladkiem skierował ją do bramki z najbliższej odległości. Piłka po drodze jeszcze obiła poprzeczkę i Białostoczanie przegrywali. Trzeba jednak przyznać, że jak już tracić gole w pierwszej minucie, to właśnie takie. 

Zatem co było dalej? Czy piłkarze Jagi, zmotywowani stratą bramki, rzucili się na beniaminka z Łęcznej? Zamknęli gości na własnej połowie i bombardowali stojącego między słupkami Gostomskiego kanonadą strzałów? Otóż, nie. Jagiellonia wydawała się bezradna, to Górnik kontrolował grę, spokojnie rozgrywając i okazjonalnie atakując. Piłkarze Ireneusza Mamrota nie oddali nawet jednego celnego strzału. Przypomnę tylko, że grali u siebie z czerwoną latarnią ligi. 

O celny strzał pokusili się jednak Łęcznianie, a konkretniej Damian Gąska w 29 minucie. Naciskany przez Śpiączkę Dziekoński zdecydował się podać środkiem do Tarasa Romanczuka. Na piłkę czyhał jednak ofensywny pomocnik Łęcznian. Uprzedził kapitana Jagi i oddał fantastyczny strzał w okienko nad oddalonym od bramki i bezradnym w tej sytuacji Dziekońskim. Pierwsza połowa skończyła się wynikiem 0:2 dla gości.

W drugiej części spotkania obraz gry nieco się zmienił. Jagiellonia wreszcie zaczęła coś konstruować. Tuż po wznowieniu gry, w 47 minucie, bramkę po dośrodkowaniu Michała Pazdana z lewego skrzydła (?) zdobył głową Fedor Cernych. Gol nie został jednak uznany, w rozwojowej fazie akcji był spalony. Cernych może jednak dopatrywać plusa w tym, że nie miał dylematu czy powinien świętować bramkę przeciwko byłej drużynie. 

Jagiellonia stwarzała zagrożenie głównie ze stałych fragmentów gry. Raz blisko był Pazdan, a w 81 minucie, po dośrodkowaniu z wolnego Pospisila, piłkę do siatki wpakował Israel Puerto. Prosty błąd w kryciu u Łęcznian, Hiszpan nie miał przy sobie nikogo, zupełnie jakby otaczała go iluzoryczna bariera, której piłkarze Górnika bali się przekroczyć. W zamian za to otrzymali nerwówkę w końcowych minutach spotkania.

Jaga nie wyprowadziła już jednak żadnego groźnego ataku. Blisko byli za to Łęcznianie, kiedy to w słupek, stając naprzeciw Dziekońskiego trafił Krykun, a dobitkę Banaszaka przed linią bramkową zatrzymał Puerto. Końcowy rezultat to 1:2 dla Górnika. 

Łęczna świętuje drugie zwycięstwo w sezonie i pierwsze na wyjeździe. Piłkarze i kibice Górnika znów mogli poczuć, jak w ich serca wlewa się nadzieja. Może jednak nie wszystko stracone i na przekór bolesnym lekcjom, jakie dostawali od Warty (0:4), Lechii (0:4) czy Pogoni (4:1) jednak pasują do najwyższej klasy rozgrywkowej. W ostatnich 5 meczach zdobyli 6 punktów, remisując z Rakowem czy Lechem oraz pokonując Jagiellonię.

A jak w przyszłość patrzeć mają piłkarze z Białegostoku? Co ma myśleć zarząd? Jak traktować kolejne porażki mają kibice? Miał być powrót na szczyt, z dobrze znanym w Białymstoku Ireneuszem Mamrotem za sterami. Zamiast tego, fani otrzymują przeciętność i miejsce w dolnej połowie tabeli, utrzymywane dzięki okazjonalnym zwycięstwom. Powoli robi się z sezonu 21/22 sezon przejściowy, a jak wszyscy śledzący ekstraklasę dobrze wiedzą, sezonem przejściowym miał być ten poprzedni, kiedy tylko jedna drużyna spadała i można było zbudować coś nowego, od podstaw, bez strachu patrząc na walczących o utrzymanie beniaminków. Jaga staje się symbolem przeciętności i szumnych planów zniweczonych przez brutalną, ligową rzeczywistość już po raz trzeci z rzędu. Kibicom pozostaje liczyć na to, że jest to jedynie tymczasowy marazm, a nie nowa norma. 

*****

W niedzielny wieczór piłkarze Legii przyjechali do stolicy Małopolski na mecz z Cracovią. Była to szansa dla stołecznych, żeby na dobre rozpocząć serię zwycięstw (2 mecze to jeszcze nie seria) lub rozbić się na pierwszej przeszkodzie. Cracovia jednak, z nowym szkoleniowcem, własną widownię i dodatkową motywacją towarzyszącą meczom z mistrzem, nie zamierzała ułatwić Legionistom tego zadania.

Mecz rozkręcał się powoli. Sporo fauli w środku polu, kilka długich piłek. Przyjemnie oglądało się grę Josue. Portugalczyk może i człapie po boisku, ale raz poda heel-to-heelem, drugi raz przerzuci piłkę ładnie ją podkręcając. Niby nic wielkiego, ale zawsze rzucam sobie w takiej sytuacji pod nosem „la zabawa”. Aktywny był również Skibicki, lecz jego podłączanie się pod grę nie dawało żadnych wymiernych korzyści. Zwykle tracił piłkę, był zbyt wolny w podejmowaniu decyzji, a w 13 minucie zmarnował stuprocentową sytuację, kiedy po świetnym podaniu Josue znalazł się w sytuacji sam na sam z Niemczyckim. 

Impas przełamał Pele van Amersfoort, wykorzystując dwukrotnie przedłużone, najpierw przez Emreliego, następnie przez Wieteskę, dogranie od Siplaka, wpakował piłkę do bramki strzeżonej przez Artura Boruca z odległości 2 metrów. Gol niezbyt spektakularny, ale trzeba oddać strzelcowi, że świetnie odnalazł się w sytuacji niespodziewanego otrzymania piłki tak blisko linii bramkowej.

Legia goniła wynik, ale jej akcje, mozolnie pchane środkiem pola niby ustawianie kolumbryny, kończyły się najczęściej niezbyt groźnymi strzałami z dystansu w wykonaniu pomocników. Cracovia natomiast od czasu do czasu kontrowała. Pierwsza połowa nie przyniosła jednak więcej bramek.

W drugiej połowie obraz meczu nie zmienił się. Legia słabła z minuty na minutę, jej akcje były coraz mniej dynamiczne, a piłkarze wyglądali, jakby przeszła im ochota do bycia na boisku. Rozumiem, niedziela wieczór, ja sobie siedzę pod kaloryferem z laptopem, obok herbata, a oni muszą biegać na mrozie. Nie będę ich obwiniał, jednak nie zrobiło to na mnie zbyt dobrego wrażenia. Kolejne zmiany nic nie dawały i mecz skończył się wynikiem 1:0 dla Cracovii. 

Nie warto się nad tym spotkaniem więcej rozwodzić, warto zapamiętać tyle, że Legia była fatalna, Cracovia natomiast nie zachwyciła, ale zagrała rozważnie, wykorzystała swoją najlepszą okazję i dopisała trzy punkty. Być może Jacek Zieliński rzeczywiście działa na piłkarzy Pasów orzeźwiająco.

Legia? Legia wciąż na dnie, Legia zwyciężona, Legia upadła. Kibice zawiedzeni, piłkarze rozgoryczeni. Marek Gołębiewski coraz bardziej bezradny, a Dariusz Mioduski obserwuje to wszystko z cienia, niczym władca upadającego królestwa. Wszyscy w Warszawie (no może nie wszyscy, zapomniałem o Polonii) z zapartym tchem czekają pewnie na koniec rundy i przerwę zimową. Wtedy będzie nadzieja na rewolucję, przyjdzie nowy trener, kontuzjowani dojdą do siebie i przynajmniej przez jakiś czas będzie można odpocząć od czerwonej linii w statystykach.

Trzeba się jednak jeszcze przemęczyć przez spotkania ze Spartakiem przy Łazienkowskiej, Wisłą Płock na wyjeździe (która jeszcze w Płocku nie przegrała), podłamanym Zagłębiem Lubin i będącym w gazie Radomiakiem. Będzie ciężko, ale myślę, że kibice Legii przeżyli już w tym sezonie tyle, że zostaje się jedynie uśmiechnąć i przywołać moją poradę o kultywowaniu w sobie fatalizmu.

*****

Górnik Zabrze potwierdza świetną dyspozycję i zalicza trzecie zwycięstwo z rzędu. Jak na razie sprawdza się reguła, że kiedy Podolski strzela, to Zabrzanie wygrywają. Tak było i w ostatni weekend. Górnik – Śląsk 3:1.

W meczu na szczycie Raków Częstochowa przyjechał do Gdańska, gdzie został pokonany przez Lechię Gdańsk, która, czując na sobie widmo wypadnięcia z wyścigu o mistrzostwo, zmobilizowała wszystkie siły i rozniosła Częstochowian 3:1. Nie ustają plotki w sprawie Marka Papszuna i jego przyszłości, lecz jak zapowiedział szkoleniowiec Rakowa, decyzję w sprawie przejścia do Legii poznamy przed końcem roku.

Poza tym Pogoń zwyciężyła z Termalicą 3:1, Stal Mielec pokonała 2:1 Śląsk, a Zagłębie Lubin uległo Lechowi Poznań 2:3. Warta Poznań i Wisła Kraków podzieliły się punktami, po tym jak wyrównującą bramkę na 1:1 zdobył w ostatniej minucie meczu Frydrych. Mecz Radomiaka z Piastem został przeniesiony na 14 grudnia. Wesołych Mikołajek i Szczęśliwej Barbórki!

Jan Woch

Oznaczono, jako

Kontynuuj przeglądanie

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close