Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Gra z widzem – anime hazardowe i nie tylko

Autorstwana 18 listopada 2022

„Aschente”

Uwielbiam, gdy anime w jakimś stopniu dotyczy gier, bez wyjątku jakich. Przyjmę wszystko od nawiązań do komputerowych i konsolowych produkcji przez hazard, aż po gry psychologiczne i te mniej znane anime sportowe traktujące np. o shōgi.

Zapewniają mi one zastrzyk adrenaliny i zmuszają do wytężonego myślenia (tak boli) oraz budują we mnie „syndrom jeszcze jednego odcinka”, kusząc rozwiązaniem zagadek lub postawieniem nowych pytań. Piękne jest to, że pomimo domyślania się prawdy zawsze zasiane w nas ziarenko wątpliwości pozostaje przy tych anime do końca.

Dziś skupię się nad moimi ukochanymi aspektami różnych gatunków anime, które w mojej skromnej opinii są z tą „growością” mocno związane. Oczywiście nie będę skupiał się na elementach takich jak fabuła i strona audiowizualna tych dzieł, które są niewątpliwie ważne podczas ich odbioru, mnie jednak będą interesować zasady i mechaniki za nimi stojące.

„Today is the last day Yggdrasil’s servers will run. Why not stay until the end?”

Zacznijmy od gatunku, który bardzo wiele zapożycza sobie z tych najbardziej nam znanych obrazów gier, konkretniej gatunku isekai i jego podejściu do tworzenia alternatywnych rzeczywistości. Wielu przeciwników tego typu anime narzeka na powtarzalność w tworzeniu generycznych światów fantasy i przedstawiania w ich ramach zbyt silnych protagonistów. Osobiście kocham dobre power fantasy a możliwość przedstawienia świata, w którym nasi protagoniści dzięki wiedzy ze świata realnego lub całkiem ulepszonym postaciom mogą pokazywać swoją potengę. Nie ukrywam, że dużo iseaki wpada w pułapkę przedstawiania power fantasy, ale z drugiej strony dzięki temu mamy wyraźnie zainspirowanego D&D Overlorda, w którym nie można by było Ainsa przedstawić inaczej jak przekoszonego (swoją drogą ciągle liczę, że w anime pokarzą jego zaklęcie „tornado rekinów”).

Lubię też, gdy isekai podejmują próbę przestawienia zaczynania od zera. Tu na pewno wybija się Konosuba i Rising of the shield hero. Obie serie mają dla mnie klimat początkowych misji klasycznego RPG-a. Idź, zbierz ziółka, zabij szczury, użeraj się z pijaną boginią, tego typu sprawy. Dzięki mojemu ograniu bawi mnie to, że mogę widzieć siebie w postaciach bohaterów.

Interesuje mnie w tych seriach też projekt i zasady rządzące tymi miejscami. Jest tu miejsce na wiele kreatywnych zabiegów narracyjnych. Chociażby świat No game, no lfie, w wyjątkowym stopniu podejmuje zabawę z czytelnikiem lub widzem, zapraszając go do uniwersum, w którym o granicach państw może przesądzić gra w papier, kamień, nożyce. Mówiąc więc krótko, nie oczekują od isekai realności i rzeczowego podejścia, ale chcę, żeby realia odpowiadały narracji i były wewnętrznie spójne.

„We don’t need a Cleric”

Zupełnie inaczej czuję się, oglądając anime o postaciach grających po prostu w ramach anime. W tych seriach nie mogę przyjąć argumentu, że świat tak po prostu działa i tyle. Irytują mnie więc seriale przedstawiające wirtualną rozgrywkę i niekłopoczące się z wyjaśnieniem zasad tych gier. Krytycznym okiem patrzę na wszystkie zabiegi psujące potencjalny balans rozgrywki i decyzje niemające sensu przy założeniu, że więcej osób gra w daną produkcję. Przykładowo Bofuri, w którym protagonistka, tworząc postać, zainwestowała wszystkie punkty w obronę, mocno mnie raził, bo uczynił ją zbyt potężną, bym mógł uwierzyć, że jakikolwiek deweloper dopuścił takie MMO na rynek.

Oczywiście, nie wymagam hiperrealizmu. Wiem, że niektóre rzeczy po prostu muszą wyglądać odpowiednio epicko itd., wierzę jednak, że da się to przedstawić lepiej, co udowodniło mi The king Avatar, chińska animacja dotykająca tematów takich jak e-sport. Zdołała ona przedstawić jednocześnie wiarygodnie siłę bohatera (który dzięki doświadczeniu, po prostu gra lepiej), a do tego przemycała takie smaczki jak techniki speedrunu, wewnątrz growej ekonomii i takie sytuacje jak zwycięstwo w pojedynku, ponieważ pomimo stania we mgle wojny, było się w stanie atakować, patrząc na monitor nieobjętego efektem towarzysza. Nie wymagam od każdej serii takiego przywiązania do szczegółów, ale balans między efekciarstwem a zawieszeniem nie wiary powinien być w mojej opinii kluczowy w tych anime.

„If Kira gets caught, he is evil. If Kira rules the world, he is justice”

Specyficznymi seriami w moich oczach są anime psychologiczne, które bardzo często polegają na specyficznej grze w kotka i myszkę pomiędzy poszukiwanym i detektywem. Tu przede wszystkim należy wytworzyć odpowiednie napięcie, by odbiorcom chciało się obserwować i analizować te zmagań. Grzechem kardynalnym dla mnie są wszelkiego rodzaju deus ex machiny służące tylko scenariuszowi i niemające podstaw we wcześniej zaprezentowanych poszlakach. Jako widz chcę mieć szansę znaleźć odpowiedź na własną rękę, móc przewidzieć akcje, jakie zostaną podjęte lub zostać zaskoczonym przez wytłumaczenie procesu myślowego, który doprowadził do rozwiązania. Z tego też powodu uwielbiam serię Zaregoto, które już w pierwszym odcinku daje nam wszystkie karty i z odcinka na odcinek buduje z nich sens, aż do momentu wyjaśnienia, w którym uświadamiamy sobie, że już na początku mogliśmy wydedukować, o co chodziło.

Poniekąd osobną sprawą są Batlle Royale, które opierają się na stworzeniu sytuacji gry na śmierć i życie pomiędzy jej uczestnikami. Lubię sam pomysł, ale anime – jak i manga – potrafią ten intrygujący fundament wykorzystać jeszcze bardziej kreatywnie, tworząc różne wariacje tego tematu. Przykładem może być Mirai Nikii, gdzie uczestnicy posiadają urządzenie przepowiadające przyszłość, Btooom osadzone na opuszczonej wyspie i skupione na pojedynkach z użyciem bomb, lub zapomniana seria od Netflixa High-Rise Invasion, gdzie konflikt rozgrywa się na wieżowcach połączonych chybotliwymi mostami.

Cenię to, że te serie zmuszają nas i ich bohaterów do amoralnych przemyśleń i zimnej kalkulacji. Czy on/ona mnie zdradzi? Czy jesteśmy w stanie wszyscy przeżyć z ograniczonymi zasobami? Czy mamy wziąć udział w grze? Czy postać pozostanie zgodna ze swoimi ideałami?

Nie bez znaczenia jest tu też większa ilość postaci w przeciwieństwie do serii o uciekającym i detektywie. Nie mamy tu tak mocnego przywiązania do jednostki, możemy szukać swych ulubieńców w ramach grupy grających i poniekąd im kibicować.

„Obstawiam duszę swojej matki”

Hazard jest zły i nie bawcie się w hazard. To powiedziawszy, uwielbiam anime z tym motywem. Wysokie stawki i konieczność kombinowania, oszukiwania, a także napięcie się z tym wiążące jest niesamowicie uzależniające. Nie, ja nie mam problemu, ja zawsze mogę przestać.

W tym konkretnym podgatunku anime growych chyba najmocniej cenię charyzmę i efekciarstwo w przedstawieniu intelektu bohaterów. Mogę nie rozumieć zasad mahjonga, ale oglądając Akagiego i jego coraz bardziej wymyślne pojedynki nie mogę nie wstrzymywać oddechu. Oczywiście chciałbym, żeby anime tego typu dawały szansę przewidzenia tego, w jaki sposób można by wygrać daną grę, jednak nie poświeciłbym aranżacji pojedynków i ciekawych osobowości partycypujących w nich graczach na rzecz tego.

Gdybym miał więc wybrać tylko jeden element z tego, to byłoby to właśnie przeestetyzowane przedstawienie całego pojedynku osobowości uczestników i oczywiście umiejętne stopniowania napięcia samej rozgrywki.

„Could you be with me, when the world ends”

Na sam koniec zostawiłem sobie anime sportowe z grami. Jak kiedyś wspominałem, nie lubię sportówek, toteż nie traktuję tych serii jako takie. Bardziej interesują mnie relacje wytwarzane na tle motywu grania. Zarówno relacje samych postaci pierwszo- i drugoplanowych do siebie nawzajem, jak i relacji do gry. Chihayafuru oglądam bardziej dla romansu w tle niż Karuty.

Z kolei March Comes In like a Lion, pomimo że starał się mi przekazać zasady Shōgi, to kupił mnie czymś zupełnie innym. Konkretnie traumą i niemal autodestruktywną relacją bohatera do tego sportu, kształtowaną przez strach, obawę przed odrzuceniem i brak innych perspektyw.

Paradoksalnie więc w tych anime sportowo growych, doceniam je głównie jako tło do przedstawienia mi życia i przemyśleń samych postaci.

„There are limits to what a solo player can do”

Jestem ciekaw, czy któreś z tych motywów was również przekonają do siebie. Nie będę się jednak o to zakładał, bo ostatnio szczęście mnie opuściło i ciągle przerywam w pokera. Koniec końców zostawiam was z mymi przemyśleniami, a sam wracam grać w grę.

Patryk Długosz

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close