Cwaniactwo i siła wpływu. Recenzja „Waszyngtońskiej gorączki” Bena Terrisa
AutorstwaRedakcja Onlinena 2 grudnia 2024
„Zero procent misji, sto procent cwaniactwa” to zdanie, którym czytelnik blurba tej pozycji czytelniczej zostaje znokautowany. Odnosi się ono do bohatera tej książki, czyli sztuki wchodzącej w skład politycznej artylerii, jaką jest lobbing. Jednak w tej branży cwaniactwo jest niezbędne jak się okazuje. Waszyngtońska gorączka to książkowy debiut Bena Terrisa, w którym w sposób naprawdę dogłębny i szczegółowy przedstawił kulisy amerykańskiego lobbingu i wpływów, jakie mają na amerykańską politykę i społeczeństwo. Terris jest amerykańskim dziennikarzem politycznym pracującym dla The Washington Post. Postanowił poddać analizie świat, w którym kształtowanie decyzji politycznych ku rozczarowaniu niektórych nie leży w rękach wyborców, lecz wpływowych grup interesów. Lobbing, a raczej jego ciemna strona, staje się głównym tematem, który autor zgłębia z niebywałą precyzją i wnikliwością.
Książka kieruje główną uwagę czytelników na zobrazowanie wpływu lobbystów na amerykańską politykę, a także na specyfikę miasta jakim jest tytułowy Waszyngton, która sprzyja takim wpływom. Terris przedstawia amerykańską stolicę jako miejsce, w którym decyzje polityczne są często rezultatem rozmów za zamkniętymi drzwiami, w których udział biorą zarówno korporacje, jak i organizacje pozarządowe, ale także osoby prywatne, które, dzięki swojemu bogactwu lub znajomościom, mają możliwość wpływania na polityków i urzędników. Autor podaje konkretne przykłady, które ilustrują, jak lobbing działa w praktyce. Od ogromnych korporacji technologicznych, przez organizacje związane z przemysłem zbrojeniowym, aż po fundacje charytatywne. Z rozmachem i przede wszystkim klarownie pokazuje, jak te grupy potrafią wpływać na struktury legislacyjne, zmieniać kierunki polityki publicznej, a także na sposób, w jaki amerykańscy politycy prowadzą kampanie wyborcze, a właściwie są sterowani przez lobbystów. Waszyngtońska gorączka została zaopatrzona w szereg anegdot i historii, które ukazują, w jaki sposób lobbing często wymyka się spod jakiejkolwiek kontroli, tworząc system, w którym liczą się głównie pieniądze, a nie wola obywateli.
Główną zaletą tej książki jest fakt, że Terris nie próbuje przedstawiać lobbystów jako postaci jednoznacznie negatywnych, lecz raczej jako skomplikowanych graczy w grze politycznej, którzy balansują na cienkiej linii między tym, co legalne, a tym, co moralnie wątpliwe. Choć warto jednak wspomnieć, że na pierwszych stronach odnieść można wrażenie, że stawia się po jednej ze stron opcji politycznych. Rozmawiając z wieloma osobami reprezentującymi światek lobbingu pokazuje, że są to nie tylko osoby, które mają pieniądze i władzę, ale także specjaliści, którzy znają system od podszewki i wiedzą, jak wykorzystać jego luki na swoją korzyść. Z Waszyngtońskiej gorączki wyłania się świat pełen dynamizmu i interesów idących żwawo z zaciekłą rywalizacją, co sprawia, że lobbing staje się nie tylko narzędziem w rękach wielkich korporacji, ale także formą sztuki politycznej, czy nawet artylerii.
Terris zwrócił w swojej książce również uwagę na problematyczność braku przejrzystości w systemie lobbingu. Mówi o sytuacjach, w których wpływowe grupy interesów skutecznie omijają przepisy dotyczące jawności i etyki, a ich działania często nie są dostrzegane przez opinię publiczną. To prowadzi do wniosku, że polityka amerykańska (analogicznie myśląc jestem pewna, że nie tylko ta) w dużej mierze jest pod kontrolą tych, którzy potrafią inwestować w politykę, a nie tych, którzy faktycznie wybierają swoich przedstawicieli. Czyli kolokwialnie mówiąc, tradycyjnie pieniądz kręci światem. Raczej nie będzie to dla Was żadnym spojlerem i już przed sięgnięciem po tę książkę mogliście się tego domyślić. Jednak jak się okazuje to nie wszystko. Dziennikarz ukazał złożoność funkcjonowania zawiłego procesu jakim jest wpływ lobbystów na polityczne decyzje, szczególnie w kontekście ustawodawstwa. Dokładnie opisuje, jak lobbystom udaje się przełamać opór polityków wobec niektórych regulacji, a także jak efektywnie potrafią oni przeciwdziałać inicjatywom, które mogłyby zagrozić interesom ich klientów. Opisane zostały tu zarówno praktyki lobbingowe w kontekście konkretnych projektów legislacyjnych, jak i mechanizmy funkcjonowania całego systemu lobbystycznego.
Książka jest także swego rodzaju nietuzinkowym portretem samego Waszyngtonu, czyli miejsca, które według Terrisa jest przepełnione sprzeczności. Z jednej strony jest to miasto o wielkich ambicjach politycznych, będące sercem amerykańskiej demokracji, z drugiej – miejsce, gdzie politycy i lobbyści często funkcjonują w symbiozie, co prowadzi do korupcji i cynizmu. Autor przedstawia ten stan jako „gorączkę”, w której walka o władzę nie ustaje, a myślenie w kategoriach zatroszczenia się o wielkie postulaty taki jak chociażby dobro publiczne, jest często mgliste i trudne do uchwycenia. Jednak mimo to, że sfera lobbingowa jest dość integralną częścią miasta jakim jest Waszyngton, Terris podkreśla, że dla przeciętnego obywatela ten obszar jest nadal niemal całkowicie nieprzejrzysty.
Miałam jednak w pewnym momencie również poczucie nieprzejrzystości, jednak ze zgoła innego problemu. Stawała się dla mnie coraz bardziej nużąca ze względu na maniakalne powracanie przez autora do tych samych postaci i w kółko podobnych wątków. Miałam wrażenie, że autor zbyt dużo wziął na siebie wątków i każdy z dziennikarską rzetelnością chciał przedstawić. Doceniam, ale uważam, że przez to wkradał się gdzieniegdzie chaos i czytelnik mógł chwilami poczuć się zagubiony w gąszczu amerykańskiej polityki. Pomimo to jest to jednak zrozumiałe, ze względu na zawiłość omawianego przez niego zagadnienia.
Ale do rzeczy. Waszyngtońska gorączka ostatecznie (myślę, że w sposób jak najbardziej skuteczny) demaskuje mechanizmy rządzące amerykańską polityką w kontekście lobbingu. Ben Terris ma do zaoferowania swoją książką czytelnikowi naprawdę wiele. Przede wszystkim wgląd w uniwersum, w którym polityka jest kształtowana przez pieniądze, wpływy i złożoną sieć powiązań, a nie przez zużyte i nikomu niepotrzebne idee czy programy wyborcze. Czyli nie mydli nam oczu, ale decyduje się na przedstawienie brutalnej prawdy. Na szczególny podziw zasługuje niesamowita praca dziennikarza włożona w tę książkę oraz wnikliwość w skompletowaniu nie tylko barwnej plejady ciekawych i różnorodnych rozmówców, ale również zrobienia znakomitego researchu.
A zatem, ten, kto chce zrozumieć, dlaczego system polityczny USA nie zawsze (prawie nigdy) działa na korzyść zwykłych obywateli, a także jak potężne interesy mają wpływ na kształtowanie prawa niech przeczyta tę pełną zawiłości i intrygujących nowinek książkę. Jednocześnie i tradycyjnie jest to książka, która skłania do głębszej refleksji nad etyką i przyszłością współczesnych demokracji, gdzie lobbing staje się jednym z kluczowych elementów gry o władzę. Ale bądźmy szczerzy – mało kogo, a już szczególnie polityków, interesują takie rozterki etyczne. Biorąc jeszcze pod uwagę taką opcję, że jakiś lobbysta sięgnie po tę pozycję i stwierdzi „Ojej, nie wiedziałem/-am, że jest aż tak źle. Od dzisiaj zmieniam świat!”. Nikła szansa. Nawet ekscentryczny i nieco chwiejny w nastawieniu do Terrisa Robert Stryk, lobbysta, który pojawił się w książce, bez wahania stwierdził, że cel uświęca środki. Najważniejsze jest to, aby zarobić mnóstwo pieniędzy, a nie roztkliwiać się nad takimi głupotami jak moralność.
Rzecz jasna, nie zabrakło również uwzględnienia wątku wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, czy chociażby wojny w Ukrainie. Niezwykle ciekawym było dla mnie poznanie perspektywy amerykańskiej, szczególnie w kontekście drugiego aspektu. Jest to kolejny powód, aby sięgnąć po tę książkę z racji obecnej w naszej przestrzeni medialnej i bliskiej nam, Polakom, tej wojny. Ponadto, na docenienie zasługuje fakt, iż Ben Terris postanowił znaleźć, zaraz obok lobbingu i polityki, przestrzeń na dyskusję o nierównościach na tle rasowym, wyznaniowym czy tych dotyczących orientacji seksualnej. Mimo wszystko polityka to ludzie. Bez ludzi nie ma polityki. A zatem, uwzględnienie wątku ludzkiego w tym całym wirze politycznych układów i gierek, gdzie wszystko jest pozbawione człowieczeństwa, a wszystko i każdy jest tylko pionkiem, wzbogaciło, czy nawet ,,uczłowieczyło” narrację, jaką chciał przekazać autor.
A zatem, idźcie i rozkoszujcie się lekturą. A nuż czasem zapragniecie zostać lobbingowymi lwami, wręcz cwaniakami niczym z waszyngtońskich dzielnic. Choć prędzej będziecie obrzydzeni zgnilizną obowiązujących tam praktyk. W imieniu Terrisa gwarantuję Wam uniknięcie zawodu czytelniczego i z całego serca polecam Wam tę pozycję. Nie zawiedziecie się.
Karolina Harchut