Recastować czy nie recastować, i dlaczego to pierwsze
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 16 stycznia 2021
W 2020r jedną z wielu przygnębiających wiadomości, które do nas docierały, była ta o śmierci Chadwicka Bosemana, aktora wcielającego się w rolę Czarnej Pantery, jednego z najważniejszych bohaterów filmowego uniwersum Marvela. Poza oczywiście smutkiem oraz ogólną melancholią wieść ta wywołała wśród fanów pytanie: Co dalej? Co się stanie z postacią odgrywaną przez Bosemana, bo oczywistym jest, że jego historia będzie kontynuowana, tylko pozostaje kwestia jak? Pojawiały się propozycje użycia CGI i odtworzenia komputerowego twarzy aktora, oraz by postać Czarnej Pantery zabić poza ekranem i w tym wszystkim pojawił się głos, by zwyczajnie zatrudnić innego aktora do tej roli.
Ten tekst nie jest o przypadku Chadwicka Bosemana, jest o tym, że współcześni fani popkultury boją się recastingów i o tym, że (moim zdaniem) nie powinni. Ja osobiście jestem wielkim zwolennikiem tego, by naturalnie zatrudniać wielu aktorów do jednej roli i postaram się wytłumaczyć, dlaczego.
Rozumiem, że przypisanie jednego aktora do jednej roli buduje poczucie spójności oraz tworzy jednolitą markę wokół danej postaci, ale też osoby która się w nią wciela. Dodatkowo niektórzy mogą dostrzegać zagrożenie zmieniania aktorów na tańszych, mniej doświadczonych, w imię cięcia kosztów – całkowicie to rozumiem. Tylko że dla mnie to za mało.
Osobiście lubię dyskusję typu „który Joker jest najlepszy”, który Bond, który Dracula, itd. Pokazuje to, jak dana postać mogłaby mocniej rezonować z innymi ludźmi, gdyby zmienić szczegóły w niej, zatrudniając innego aktora. Oczywiście istnieje ryzyko, czy zmiana będzie na gorsze, ale czy chcemy by popkultura istniała pod znakiem bezpieczeństwa? Jestem tu bardzo nieuczciwy, bo wychowywałem się na Doktorze Who – serialu, który słynie z regularnego zmieniania obsady. Mimo moich ogromnych obiekcji, przy każdej zmianie prawie zawsze kolejny odtwórca roli tytułowej okazywał się lepszy niż poprzednik, wystarczyło dać im szansę.
Patologiczne przywiązanie roli do aktora sprawia, że ci mogą w niezdrowy sposób szantażować firmę i wymuszać wyższe stawki kontraktowe, bo przy nieprzyzwyczajonej do recastu publice studio nie będzie miało innego wyjścia, jak zatrudnienie aktora. Jednak przypisywanie jednego aktora do jednej roli jest szkodliwe też dla samych aktorów. Dostają oni łatkę jednej postaci, która rzutuje na całą ich karierę i utrudnia rozwój artystyczny. Dodatkowo takie podejście promuje mocniej same postacie niż gwiazdę. O tym problemie mówił m.in.: Anthony Mackie twierdząc, że to nie on jest gwiazdą tylko postać, w którą się wciela Falcon.
Warto też wspomnieć o kwestii odtwarzania komputerowo zmarłych aktorów, bądź tych którzy są za starzy do swoich ról sprzed lat. Pojawia się głos o nieetyczności takich zachowań względem odtwarzanych osób, że jest to szastanie ich wizerunkiem. Rozumiem ten argument, natomiast w dobie photoshopa i deepfake ciężko jakkolwiek ingerować w manipulacje wizerunkiem celebrytów. Ja zwyczajnie się zastanawiam, czemu nie dać szansy komuś innemu? Jeśli nie będziemy tworzyć nowych nazwisk, dając szanse nowych osobom, stworzymy zamkniętą bańkę największych aktorów, gdzie ci sami będą grali tych samych tak samo.
Stankiewicz Szymon
Audycje:
ReAnimowany
Nagi Lunch (zawieszony)