O ADDAMSACH SŁÓW KILKA(SET)
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 4 grudnia 2022
Tydzień temu podzieliłem się z Wami moją entuzjastyczną opinią na temat serialu Mroczne materie oraz tym, dlaczego tak ochoczo wyczekuję 3. sezonu tej, moim zdaniem, fantastycznej produkcji. Z racji tego, że HBO Max cieszyło się przez ten artykuł chwilą atencji i, bądź co bądź, dostało trochę promocji ode mnie, to tym razem postanowiłem przyjrzeć się konkurencji i wyłapać jakiś interesujący tytuł (i nie, nie będzie to nic, co można znaleźć na Disney+, przepraszam wszystkich fanów Myszki Mickey, ale obiecuję, że na pewno się doczekacie). Jakiś czas temu na platformie Netflix sięgnąłem po serial, który miał dopiero co swoją premierę.
Jest to najnowsze dzieło niezwykłego wizjonera i prawdopodobnie największego ekscentryka w Hollywood – Tima Burtona, czyli Wednesday z Jenną Ortegą w roli głównej. Uprzedzając jednak, pragnę zaznaczyć, że nie widziałem jeszcze całego sezonu (biorąc pod uwagę tempo, w jakim zwykle oglądam seriale, zakładam, że skończę go oglądać przed świętami… wielkanocnymi!), dlatego też nie będzie to klasyczna recenzja. Pragnę raczej za pomocą tego artykułu wyrazić luźne refleksje na temat tego, co widziałem, ale przede wszystkim podzielę się swoim stosunkiem do nazwiska wspomnianego reżysera, a także przedstawię moją opinię o samej marce, którą stworzył w swojej głowie Charles Addams. Rozsiądźcie się wygodnie, weźcie duży łyk ciepłej kawy albo yerby i zapraszam do czytania.
Może to być odczytane jako zbyt duża deklaracja, ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że gdyby nie Tim Burton i jego twórczość, to prawdopodobnie nie zainteresowałbym się kinem w takim stopniu, w jakim ma to miejsce teraz. Oczywiście, w dzieciństwie często miałem styczność z rozmaitymi tekstami kultury i kinematografia również się do nich zaliczała. Miałem swoje ulubione filmy (jak kultowy już Shrek, zapierający dech w piersiach Park jurajski czy ubóstwiana przeze mnie seria o Harrym Potterze) oraz aktorów, jednak dopiero zetknięcie z dziełami Tima Burtona coś we mnie zmieniło. Bardzo możliwe, że to przez kontakt z jego twórczością dowiedziałem się, czym jest styl reżysera. Zacząłem wtedy patrzeć na filmy nie tylko przez pryzmat fabuły i postaci, ale również przez cechy charakterystyczne danego twórcy. W tym przypadku osoba Burtona jest bardzo dobrym przykładem filmowca dla osób, które dopiero odkrywają w sobie pasję do sztuk audiowizualnych. Przez swoją fascynację gotyckim kinem oraz niemieckim ekspresjonizmem, których cechy zamieszczał w dziełach, wytworzył bardzo rozpoznawalny dla niedoświadczonego widza styl. Sam mogłem na początku przygody z kinem zauważyć, że takie produkcje jak Alicja w Krainie Czarów, Frankenweenie, Charlie i fabryka czekolady czy Edward Nożycoręki są tworami tego samego artysty.
Burton wybierał na swoich protagonistów outsiderów; ludzi niepasujących do klasycznego świata; ekscentryków, którzy stale muszą liczyć się z ostracyzmem ze strony społeczeństwa. Bardzo często reżyser umieszczał w ich osobie samego siebie, co było również podkreślane wyglądem bohaterów (szczupła sylwetka, blada cera oraz podkrążone oczy, które są spowodowane bezsennością Tima Burtona). Posiadający skromną paletę bieli i czerni, fascynujący świat głównego bohatera jest często konfrontowany z kolorowym, ale jednocześnie nudnym i sztampowym światem reszty postaci. Reżyser ten sprawił, iż zacząłem wnikliwiej sprawdzać to, kto stworzył dany film, a także zaraził mnie pasją do samego kina. Potem pojawili się oczywiście kolejni twórcy, których filmografię łatwo można rozpoznać, tacy jak Quentin Tarantino, Stanley Kubrick czy Woody Allen, ale to już historie na inne artykuły.
Wracając do serialu Wednesday. Sam nie dowierzałem, że taki reżyser jak Tim Burton dopiero teraz zabrał się za tę markę, która wydaje się wprost stworzona dla niego (głównie przez swój mroczny klimat, ekscentryzm postaci i czarny humor). Jako ciekawostkę podam, że nosił się on już od dawna z zamiarem zrealizowania Rodziny Addamsów w wersji animowanej, korzystając z najbardziej lubianej przez siebie techniki poklatkowej. Z powodu prac nad innymi filmami oraz bezczynnością wytwórni w sprawie realizacji tego projektu, stale przesuwał swoją premierę. Ostatecznie animacja ujrzała światło dzienne w 2019 roku, jednak bez Tima Burtona na stołku reżyserskim i wykonana w technice komputerowej. Udało się jednak w porozumieniu z Netflixem stworzyć serial o następnym pokoleniu tej szalonej, ale kochającej się rodziny. Taki wybór moim zdaniem był dobrym posunięciem. Dlaczego?
Według mnie Wednesday jest jedną z najciekawszych postaci tej franczyzy. Jestem jej miłośnikiem od czasu, gdy zobaczyłem kreację Christiny Ricci w filmie Barry’ego Sonnenfelda z 1991 roku. Ten kultowy już film jest moim zdaniem najlepszą adaptacją Rodziny Addamsów, jaką kiedykolwiek wyprodukowano (wiem, mocna teza, ale chyba nie taka odważna). Wpływ na to miała niesamowita obsada, szczególnie jeśli chodzi o postacie Festera, Morticii i Gomeza. Kocham szaleństwo w grze aktorskiej Christophera Lloyda, zachwyca mnie kreacja Anjeliki Huston, a Raúl Juliá moim zdaniem grał w tym filmie swoją życiową rolę. Jednak dorośli aktorzy, w mojej najszczerszej opinii, musieli oddać palmę pierwszeństwa dziecięcej odtwórczyni postaci Wednesday. Młoda aktorka nadała tej bohaterce cechy sadyzmu i apatii wobec cierpienia, które we wcześniejszych wersjach nie były w taki sposób eksponowane. Obecnie taki sposób obrazowania córki Morticii i Gomeza jest w zasadzie kanoniczny i nie podlega znaczącym zmianom. Na uwagę zasługuje to, że Christina Ricci, jako jedyna z sonnenfeldowej obsady, wystąpiła w netflixowym serialu Burtona, przekazując niejako pałeczkę swojej następczyni. A jak wypada nowa aktorka w tej roli?
Jenna Ortega z całą pewnością jest dopiero na początku swojej kariery aktorskiej i tak naprawdę największe role jeszcze są przed nią. Nie da się jednak ukryć, że jak na dwudziestoletnią osobę stworzyła bardzo przekonujący portret Wednesday Addams. Widać, że bardzo dużo czerpie z interpretacji Christiny Ricci. Jednak bohaterka przez nią grana jest na zupełnie innym etapie życia niż w wersji z filmu Sonnenfelda. Jest ona starsza i mniej w niej dziecka, a więcej nastolatki, która stara się żyć samodzielnie i samostanowić o sobie. Również świat, w którym żyje jest znacznie nam bliższy, a daleki od rzeczywistości początku lat dziewięćdziesiątych. Ta współczesność wydaje się niezwykle ważna dla reżysera, gdyż już w pierwszym odcinku często ją podkreślał. Bohaterowie stale przywołują różne serwisy społecznościowe, blogi czy aplikacje na urządzenia mobilne (takie jak np. Uber).
Wednesday jest osobą naszych czasów (mimo iż jako postać została stworzona w ubiegłym wieku), chociaż przez swoją odrębność i wyjątkowość wydaje się nie pasować do czasów, w których przyszło jej żyć (staroświecki sposób ubierania się czy używanie na maszyny do pisania). Brak wpasowania się w rzeczywistość, którą reprezentują inni bohaterowie, jest przedstawiany przez Tima Burtona poprzez wyróżnienie Wednesday z reszty tłumu. Widać to zwłaszcza po ubiorze, gdyż protagonistka jako jedyna jest ubrana w czarny mundurek (również w scenie walki szermierczej, w której wszyscy noszą białe kostiumy, córka Addamsów przywdziała czerń). Reżyser wskazał też kontrast między nią a jej współlokatorką poprzez przeciwstawienie kolorowego świata z tym mrocznym i ponurym. Ortega w moim odczuciu wypada wyśmienicie w tej roli i z całą pewnością będę śledził dalszą jej karierę (zaobserwowałem ją już na Instagramie, skoro już była mowa o socialach).
Drugi plan reprezentuje się naprawdę okazale, jednak z racji tego, że za wiele nie widziałem, ograniczę się tylko do tej krótkiej pochwały. Mogę jedynie odnieść się do wyborów castingowych postaci Morticii i Gomeza Addamsów. W serialu tym wcielili się w nich Catherine Zeta-Jones oraz Luis Guzmán. Wiele osób krytykowało wybór tych aktorów na rodziców Wednesday, a zwłaszcza największa fala negatywnych komentarzy wylała się na Guzmána. Głównym argumentem (chociaż ciężko to nazwać jakąkolwiek konstruktywną krytyką) było to, że nie są oni podobni do swoich odpowiedników z filmu z początku lat dziewięćdziesiątych. Ja osobiście nie widzę powodów, by mieli choćby w najmniejszym calu przypominać swoje postacie z dzieła Sonnenfelda. Każdy aktor zawsze chce dać coś od siebie i samemu pozostawić na postaci jakiś trwały ślad. „Argumenty” są w mojej opinii o tyle bezsensowne, że zarówno serialowy Gomez, jak i Morticia, wyglądają dokładnie tak samo jak ich pierwowzory komiksowe autorstwa rysownika Charlesa Addamsa. Dla mnie jest to na plus, gdyż patrząc na obecność tej rodziny w mediach na przestrzeni kilku dekad, wydaje się to najwierniejszym oddaniem tych bohaterów ostatnich lat.
To tyle moich przemyśleń. Wiem, że trochę się rozpisałem, ale temat jest mi tak bliski, że nie mogło być inaczej, a przynajmniej sam bym się wtedy trochę zdziwił. Ja tymczasem wracam do nadrabiania odcinków najnowszego serialu mistrza Burtona i być może podzielę się w przyszłości swoją opinią na temat całego dzieła (chociaż niczego nie obiecuję). They’re all together ooky, The Addams Family. Pstryk, pstryk!
Autor: Bartłomiej Misiuda
PS: Jestem zakochany w scenie gry Wednesday na czarnej wiolonczeli. Co chwila wracam do niej i nie mogę przestać oglądać.