Izolacja na płótnie – jesteśmy dziś jak z obrazu
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 16 listopada 2020
W zeszłej epoce przelał na płótno naszą dzisiejszą rzeczywistość. Mowa o Edwardzie Hopperze (1882-1967), słynnym nowojorskim artyście XX wieku. Dziś jesteśmy jak z jego obrazów.
Opustoszałe ulice, puste wnętrza restauracji i kawiarni, zamknięte sklepy czy miejsca wszelakich zabaw. Obecna sytuacja sprawiła, że od dobrych kilku miesięcy tkwimy w pewnego rodzaju zawieszeniu. Schowani w domach. Zatrzymani jak w obrazie. Izolacja, ograniczony kontakt z rodziną bądź przyjaciółmi, homeoffice, nierzadko niepewność jutra. Ciężko odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Hopper przedstawia ludzi nam obcych, zupełnie losowych i anonimowych, w pozornie błahych sytuacjach, lecz dziś tak bardzo podobnych do nas samych. Bohaterzy dzieł to ludzie klasy średniej (inspirowali go mieszkańcy portowego miasteczka, z którego pochodził), przedstawiani są w swoich własnych domach, pogrążeni w myślach i prywatnych światkach. Sceny, które uwieczniał, to również puste ulice, pojedynczy przechodnie, widoki z okien mieszkań czy kafejek, samotność w wielkim mieście. Wybiera najprostsze z pozoru tematy, w których przemyca głębokie, skrywane znaczenia i uczucia. Nostalgia, bezruch, pozorny spokój. Niektóre przypominają zdjęcie czy kadr z filmu.
Ludzie cenią sobie sztukę wywołującą emocje, z którymi mogą się utożsamić. Dziś sceny z dzieł Edwarda Hoppera są nam niezwykle bliskie. W pandemicznej rzeczywistości wybrzmiewają w nowy sposób. Hopper zostawia nam pole do interpretacji, wszystko, co maluje, wydaje się być niedopowiedzeniem czy tajemnicą, którą każdy zrozumie po swojemu. Ciekawa jest aktualność dzieł Hoppera. Mimo że powstały nawet 90 lat temu, wpisują się w aktualny nastrój w kraju i na świecie. Być może dlatego, że czas i miejsce nie grają w nich roli, są tzw. pejzażami wewnętrznymi. Niosą znaczenia alienacji czy marazmu. My użyjemy nadużywanego dziś już słowa – izolacji.
Zuzia Matysiak