Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Bordowy świat niedopowiedzeń

Autorstwana 22 września 2022

Artyści dnia siódmego, którzy tworzą muzykę do nieistniejących filmów – tak pisze o sobie w manifeście artystycznym krakowska grupa Bordo. Powstała w okolicach 1995 roku formacja, dzisiaj funkcjonująca jako duet, jest zespołem niezwykle osobnym na skalę nie tylko kraju, ale i miasta. Uparcie kroczą własną ścieżką od początku istnienia i wymykają się wszelkim gatunkowym klasyfikacjom, grając na nosie recenzentom. Tworzą swoją muzyką świat odrealniony, pełen niedopowiedzeń. 24 września zagrają w TU i Ówdzie, promując swój ostatni album, wydany w lipcu Posłuchasz to zobaczysz. Koncert ten jest również okazją, by przypomnieć także wcześniejszą płytę Nie słuchasz mnie z 2020 roku, której przez czas pandemii łatwiej było umknąć uwadze słuchaczy.

Posłuchasz to zobaczysz

(Rozdawnictwo Jasłoń 2022)

Tytuł tej płyty jest w sumie doskonale pasującym do Bordo stwierdzeniem. I to niezależnie od wydawanego w danej chwili materiału. Trudno o ich twórczości pisać na tyle ostrożnie, by nie zdradzić zbyt wiele i jednocześnie nie powiedzieć za mało. Zacznijmy od tego, że Bordo działa obecnie w składzie dwuosobowym. Rysuje się on następująco: Robert Stobbe jako basista i wokalista oraz Michał Bogacki grający na elektronice, klawiszach i sitarze. Pierwszy z nich jest głównym autorem tekstów.

Patent niepokoju Stobbe odkrywa już w początkowym utworze Bordowy, który zaczyna się od słów nie oddychamy tym samym światłem. Instrumentarium tutaj to orientalne rytmy połączone z syrenimi wokalizami i industrialnym, bzyczącym brudem klawiszy. Rozwija się, narastając, by potem zadziwić słuchacza nieoczywistą zagrywką i rozpłynąć się w szumie morza. Sami widzicie więc, że dziwność to coś, z czym Bordo się nie kryje, ale z czego korzysta ze smakiem. A niepokój? Cóż, proszę bardzo: podniosłem z podłogi szmatę / wycisnąłem z niej kilka uśmiechów – tak deklamuje Stobbe w Nowym porządku, w którym więcej już motywów tanecznych, a kolorowa elektronika jest bardziej śmiała. W tle odzywa się z patosem Michał Bogacki, któremu wtórują bardzo jasne wokalizy kobiece z wygładzającymi głos efektami.

Pojawiają się i mantry, choćby złożony z jednostajnej perkusji, melancholijnej partii klawiszy i płaczącego sitaru Gong. Następujący po nim Wilkoń jest także mantrą, lecz tą z gatunku przerażających. W drugiej połowie świetna warstwa instrumentalna po kilku nawiedzonych zwolnieniach przeradza się w triphopowy podkład. Tekst Wilkonia jest zdecydowanie najstraszniejszym momentem lirycznym Roberta Stobbe na obu recenzowanych przeze mnie płytach. Jest naturalistyczny i dziki. Tym bardziej dziwi, że tak łatwo przechodzi w utopijne Lato z sielankowymi klawiszami o skrzypcowym brzmieniu i ironicznym tekście o korporacyjnym kulcie pracy, który od początku uderza poczuciem humoru autora: na plecach mam garb / taki garb to skarb. Później otrzymujemy zupełnie dla mnie niezrozumiałe przejście, w którym tekst próbuje wyśpiewać głos budzący skojarzenia z jakimś… zagranicznym syntezatorem mowy?

Teksty na tej płycie są jakby bardziej śmiałe i łatwiejsze do odczytania niż na poprzednim albumie duetu. Jednocześnie mrok na niej zawarty jest dużo bardziej wprost, czy to lirycznie, czy instrumentalnie. Muzyka jest jeszcze bardziej eksperymentalna, szczególnie swą dziwnością uderzają wokalizy w tle mniej więcej połowy utworów. Kompozycje są wieloczęściowe, przechodzą kilka transformacji, jak we wspomnianym Lecie, ale też w Nie, w którym tych części wyróżnić można aż trzy! A to wszystko w niecałe sześć minut. Zmiana jest też zauważalna w samej konstrukcji płyty – utwory są krótsze i jest ich mniej. Ledwie osiem, do tego trzy remiksy w wersji bez wokali. Słyszę w tym albumie odejście od sterylnej atmosfery Nie słuchasz mnie. Jest tu kilka słabszych momentów, szczególnie Lato. Niektórych nie rozumiem w kontekście całości. Ale płyta mimo wielu różnic od poprzedniczki trzyma poziom. A dwa ostatnie utwory… hoho, najlepsze panowie zostawili na koniec. Proszę posłuchać, to zobaczycie.

Nie słuchasz mnie

(Rozdawnictwo Jasłoń 2020)

Album Nie słuchasz mnie to ponadgodzinna surrealistyczna podróż. Przede wszystkim jest odejściem od stylistyki bliższej postrockowi, która przebijała się przez poprzednie wydawnictwa grupy. Tutaj także Bordo funkcjonowało już jako duet Stobbe/Bogacki. Teksty? Tutaj są to również bardzo charakterystyczne, oszczędne impresje, pełne niepokoju i z całą masą niedomówień. Tworzą klaustrofobiczną rzeczywistość, z którą kontrastują bardzo barokowe kompozycje. Już w pierwszym utworze Sklep z policjantami wokół słów mam dobry pomysł / na nieudaną chwilę wirują elektroniczne, lekko industrialne plamy dźwięku. Mechaniczne, przybrudzone trochę klawisze prą ku morzu możliwości prowadzone spokojnym basem i syntetycznym rytmem.

Rytm jest w ogóle elementem, z którego wychodzi cała muzyka Bordo. To mniej lub bardziej natchniona mantra. Podczas słuchania takich utworów jak Puknij się w łeb czy niezwykle mrocznym Żółta pieśń na koniec można odnieść wrażenie, że praca nad kompozycjami stanowiła swego rodzaju medytację. Medytację, która stoi w kontrze do tekstów takich jak fala obaliła mi córki / co spacerowały brzegiem nocy. To ze wspomnianej Żółtej pieśni na koniec, która zaczyna się wsamplowaną falą oklasków, a kończy emocjonalnymi klawiszami, które brzmią niczym płaczące skrzypce. Taki rodzaj dwubiegunowości jest słyszalny przez całą płytę. Kontrastów jest mnóstwo, przez co wzrasta poczucie zagubienia w tym Bordowym świecie. Mimo wszystko zabieg ten wygląda na celowy, uważam zresztą, że jest całkiem udany.

Pojawia się także patos w utworze Szyby, który to zadedykowany jest Czesławowi Niemenowi. Tekst Michała Bogackiego (jedyny na płycie) zaśpiewany przez niego z ogromnym natchnieniem jest kontrastem do wokali Roberta Stobbe, będących nierzadko na granicy szeptu oraz pełnymi apatii. Muzycznie Szyby są skonstruowane za pomocą śliskich klawiszy, brzmiących gładko i sterylnie, a jednocześnie naszpikowanych kwaśnymi, narkotycznymi efektami. Największą jednak ciekawostką na tej płycie jest obecność sitaru w Rockabilly. Obok fenomenalnie skonstruowanego Puknij się w łeb jest to mój ulubiony numer na Nie słuchasz mnie. Stobbe mruczy martwo: to ma być ładna, leniwa niedziela / śpiewak operowy / ziewnął i zamarł wpół słowa. A do tego orientalizujące perkusjonalia, kosmiczne klawisze przypominające organy kościelne i uduchowiony sitar. Ten numer ma wymiar niemal sakralny, liturgiczny. Instrumentarium jest bardzo jasne, kolorowe wręcz, w porównaniu do tekstu wyjętego żywcem z czarno-białego surrealistycznego filmu. Podobnie odbiera się tekst drażeń podrażniony / żuje dni w drażnietkach powtarzany ciągle w Drażeniu, w którym słychać daleko idące eksperymenty klawiszowe. Mnóstwo spiralnie brzmiących efektów i zniekształconych głosów w tle. Ponadto militarne motywy delikatnie w stylu słoweńskiego Laibacha okraszone grzmiącą syntetyczną perkusją i imitującą syreny alarmowe elektroniką…

Nie słuchasz mnie to płyta przedziwna. Panuje w niej atmosfera wszechobecnej klaustrofobii i niełatwych w odbiorze kontrastów. Jednocześnie przez warstwę tekstową wygląda na dzieło bardzo osobiste (plus jeden lakoniczny komentarz polityczny w Pierwszej pieśni rewolucyjnej). Stobbe intryguje zabawą słowem i filmową zgrabnością swoich oszczędnych tekstów. Warstwa liryczna tej płyty ma w moim odczuciu odcienie bardzo ciemne, ociekają poczuciem szarzyzny, ale nie są pozbawione dosadności. Z kolei kompozycje Bogackiego osaczają ją mnogością i bogactwem całej reszty barw. W efekcie dostajemy nietuzinkową propozycję artystyczną, z której sączy się repetytywna psychodeliczność z orientalną nutą.

***

Nikt w Polsce nie tworzy muzyki takiej jak Bordo. Tak bardzo niejednoznacznej gatunkowo i treściowo oraz wzbudzające tak niejednoznaczne odczucia. Intrygujące zjawisko, którego mózgiem od początku jest Robert Stobbe. Depresyjne miniatury poetyckie mieszają się ze sterylnymi, aczkolwiek mającymi w sobie przedziwny pierwiastek duchowy eksperymentami elektronicznymi Michała Bogackiego. To muzyka świadomie zakopana w głębokim podziemiu. Na żywo robią jeszcze lepsze wrażenie, niż na płytach. Miałem okazję się o tym przekonać w czerwcu w Scenie Supernova. Teraz zagrają w TU i Ówdzie 24 września. Wstęp wolny.

Mateusz Sroczyński

zdjęcie w tle: Gabriel Kutz


Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close