Angielska Murawa #1 – Rozpędzone kluby zatrzymane zawieszeniem rozgrywek
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 20 marca 2020
W założeniu cykl felietonów „Angielska Murawa” ma odnosić się do najważniejszych kwestii dotyczących wydarzeń z życia angielskiej ekstraklasy, w myśl koncepcji, że i tak wszystko sprowadza się do tego, co dany klub, piłkarz, trener prezentuje czy prezentował na stadionowej murawie. Rozgrywki ligowe w Anglii zostały zawieszone tydzień temu, jak się jednak zdaje, ową decyzję można było podjąć zdecydowanie wcześniej. Niemniej, niezależnie od niekwestionowanej słuszności tejże decyzji, warto przyjrzeć się sytuacji drużyn, których zwyżka formy została zatrzymana przez pandemię koronawirusa.
Arsenal
Osoby związane z Londyńskim klubem z pewnością mają teraz ważniejsze rozterki, aniżeli sam futbol. W końcu to właśnie po informacji sprzed tygodnia o pozytywnych wynikach testów na obecność koronawirusa w organizmie Mikela Artety, włodarze angielskiej federacji podjęli swoje decyzje. Przykrym i krzywdzącym jest jednak fakt, że aby pójść po rozum do głowy, zwlekali oni do ostatniej chwili, jakby czekając na krzywdę jednej z osób tworzących futbol na wyspach.
„Kanonierzy” przed zawieszeniem rozgrywek radzili sobie naprawdę obiecująco. Ekipa z Emirates jest jedyną drużyną z angielskiej ekstraklasy, która nie przegrała spotkania na najwyższym szczeblu rozgrywek ligowych w Anglii w 2020 roku. Pomimo mocno rozczarowującego, dziewiątego miejsca w tabeli, Arsenal w końcówce sezonu mógł realnie powalczyć o występy w europejskich pucharach. Tak jak, wydaje się, w przypadku walki o rozgrywki Ligi Mistrzów znalazłoby się kilku poważniejszych kandydatów, tak strata do miejsca dającego grę w przyszłorocznej edycji Ligi Europy wynosi raptem trzy punkty, a warto zauważyć, że podopieczni Artety mają do rozegrania jeszcze jeden, zaległy mecz.
Manchester United
Podopieczni Ole Gunnara Solskjaera byli w ostatnich tygodniach po prostu fenomenalni. Jedenaście rozegranych spotkań, osiem zwycięstw i tylko trzy remisy. Dwadzieścia dziewięć strzelonych bramek i tylko dwie stracone. Liczby mówią same za siebie. „Czerwone Diabły” po dość mizernym sezonie oceniając jego całokształt, wreszcie nabrały kolorytu grając w piłkę na właściwym dla siebie poziomie. Przypieczętowaniem tej świetnej serii było zwycięstwo w ostatnim rozegranym ligowym meczu przez zespół w konfrontacji z Manchesterem City.
Poprawa gry w ostatnim czasie nie wzięła się znikąd. Olbrzymi wpływ na zespole wywarł sprowadzony w zimowym okienku transferowym Bruno Fernandes. Portugalczyk to prawdziwy czarodziej, który ożywił grę całego zespołu swoimi nieszablonowymi zagraniami oraz bardzo wysoką boiskową inteligencją. Trzy zdobyte bramki i cztery odnotowane asysty, to bilans pomocnika w raptem dziewięciu rozegranych meczach w barwach nowej drużyny. Strzał z dystansu, zabójcze egzekwowanie rzutów karnych, szukanie gry kombinacyjnej, świetny przegląd pola, to tylko kilka z cech, którymi Fernandes czarował w ostatnich tygodniach, wznosząc swój zespół na poziom wyżej.
Burnley
Sean Dyche, trener drużyny, został wybrany najlepszym menadżerem w lidze, uwzględniając wyniki z zeszłego miesiąca. Ciężko się tej decyzji dziwić. „The Clarets” nie przegrali żadnego ze swoich pięciu ostatnich spotkań, urywając w tym czasie punkty wyżej notowanym zespołom, takim jak Arsenal oraz Tottenham. W lutym ekipa z Turf Moor zdobyła dziewięć cennych punktów, które pozwalają puścić wodzy fantazji kibiców zespołu i wierzyć na powtórzenie sukcesu z sezonu 2017/2018, kiedy to zespół zakwalifikował się do gry w Lidze Europy po zajęciu siódmego miejsca w lidze.
Wczoraj zapadła decyzja ze strony angielskiej federacji o zniesieniu maksymalnych ram czasowych, w których musi zostać rozegrany sezon, stąd też można go będzie ewentualnie dokończyć później niż 1 czerwca. Czy i kiedy rozgrywki zostaną jednak wznowione to nadal jedna wielka niewiadoma. Również wczoraj przedłużono okres zawieszenia rozgrywek z 4 do 30 kwietnia. Presja ze strony angielskich klubów na dokończenie sezonu będzie na pewno duża, gdyż w grze są olbrzymie pieniądze i ewentualne, równie duże straty, jednak to temat na osobny felieton. Na razie jednak najważniejsze jest oczywiście zdrowie piłkarzy i wszystkich osób powiązanych z klubami.
Tekst: Aleksander Madej