Chwile (nad)zwyczajne – teatr ciała na deskach Opery Krakowskiej
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 27 lutego 2019
„Opowiemy państwu o życiu pewnej pary, a konkretnie nas samych. Życiu pełnym chwil zwyczajnych i nadzwyczajnych jednocześnie”. Tymi słowami Marie-Claude Pietragalla i Julien Derouault zachęcali polskich widzów do obejrzenia ich spektaklu „Spotkanie z Tobą było moim przeznaczeniem” na deskach Opery Krakowskiej. W ramach 5. edycji festiwalu Materia Prima Théâtre du Corps przedstawił widzom spektakl niezwykły, zarazem jednak – niezwykle trudny.
Z teatrem ciała miałam do czynienia po raz pierwszy. Zdecydowanie prościej jest odebrać i zrozumieć przedstawienie, w którym mamy zarysowany pewien kontekst, w którym, choć niekoniecznie wszystko wyłożone jest na tacy, pojawiają się przynajmniej dialogi. „Spotkanie z Tobą było moim przeznaczeniem” to spektakl, w którym – mimo że jest oparty przede wszystkim na tańcu – pojawiają się słowa. Jednak dla widza, który języka francuskiego nie zna – bo Théâtre du Corps to teatr francuski, mający swoją siedzibę w Alfortville pod Paryżem – nie są one zbyt pomocne. Spektakl Pietragalli i Derouaulta to przede wszystkim ruch. Ruch, taniec, ekspresja i „poezja gestu”, jak opisał to sam choreograf.
Od pierwszych minut przedstawienia, kiedy artyści wkroczyli na scenę, w głowie huczała mi tylko jedna myśl: jak oni się ruszają! Składam wielki ukłon w stronę duetu Pietragalla-Derouault. „Spotkanie z Tobą było moim przeznaczeniem” to 80 minut tańca na najwyższym, światowym poziomie (co wcale nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że ona jest główną tancerką Opery Paryskiej, a on – byłym solistą marsylskiego Baletu Narodowego). Z oglądania ich starannie przygotowanej choreografii spijałam przede wszystkim dwie rzeczy – intymność i pasję. Intymność, bo wszak o miłości jest całe to przedstawienie. Pasję, bo oglądając Pietragallę i Derouaulta na scenie, widz jest pewien, że to, co mu przekazują, jest prawdziwe i przynosi im radość i spełnienie.
W życiu prywatnym Pietragalla i Derouault to małżeństwo. Wiedząc o tym, prezentowane przez nich sceny wydawały mi się jeszcze bardziej autentyczne. Szczególniej jedna ze scen, w której Marie-Claude biega po scenie z odkurzaczem, Derouault spokojnie popija herbatę przy stole, a następnie z głośników rozbrzmiewa Frank Sinatra ze swoim „L.O.V.E.”. Czy to są te sceny z ich życia „zwyczajne i nadzwyczajne jednocześnie”, o których mówił Derouault w nagraniu promocyjnym? Ja odniosłam właśnie takie wrażenie. Te chwile (nie)zwyczajności przeplatają się wciąż gdzieś w trakcie tego półtoragodzinnego spektaklu. Artyści raz są razem, raz osobno. W jednej chwili dopuszczają nas do oglądania najintymniejszych scen, w których stanowią niemalże jedność, w drugiej widzimy na scenie ludzi samotnych, pozostawionych samym sobie (w jednej z takich scen nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że Julien Derouault wygląda i porusza się jak grecki bóg). Choć w niektórych momentach zdecydowanie brakowało mi płynności w przechodzeniu ze sceny w scenę i z tematu w temat, nadrabiała to intymność i relacja między artystami. Co najważniejsze, autentyczna.
Jak napisałam na początku, z teatrem ciała miałam do czynienia po raz pierwszy, teraz myślę również, że na pewno nie ostatni. „Spotkanie z Tobą było moim przeznaczeniem” o spektakl trudny, w moim przekonaniu wymagający zarówno zrozumienia intencji twórców, jak i własnej, wewnętrznej interpretacji. A jeśli o twórców chodzi: mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane obejrzeć duet Pietragalla-Derouault na scenie, bo przecież – jak oni się ruszali!
Autor: Aleksandra Mysłek