Czy 70 złotych za książkę to dużo?
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 20 listopada 2020
Dzisiejszy tekst został zainspirowany przez Wydawnictwo SQN, które na swoim Facebookowym profilu zamieściło powyższe pytanie i infografikę przedstawiająca rozkład kosztów za pojedynczą publikację. Warto się głębiej przyjrzeć temu zagadnieniu, ponieważ chyba nie każdy zwraca na to uwagę.
Tak więc: czy 70 złotych za książkę to dużo czy mało? To zależy od bardzo wielu czynników. Głównie chodzi o grubość i zawarty tekst lub teksty. Z tym związana jest kwestia, czy dana pozycja jest powieścią/zbiorem opowiadań, czy publikacją naukową. Oczywiście nie należy mierzyć tych rodzajów książek jedną miarą, ale na ich przykładach widać chyba najwyraźniej największy przestrzał cenowy. Te ostatnie wymagają większego nakładu pracy i często długo przeprowadzanych badań, aby w ogóle mogły się ukazać. Dodatkowo dochodzi kwestia ilustracji i obrazków wykorzystywanych w poszczególnych książkach. Jest jeszcze pewnie jakiś milion czynników, które w mniejszym lub większym stopniu wpływają na ostateczną cenę danej książki. SQN do nich zalicza takie elementy, jak: dystrybutora/ księgarnię, reklamę/promocję, wydawnictwo, czy odpowiednia gaża dla autora (który przecież nie tworzy tylko po to, by zwiększyć swój dorobek).
Ciekawym rozrzutem cenowym jest porównanie (a przynajmniej próba) cen i wysiłku włożonego w napisanie powieści i książki naukowej. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że bestsellery są banalne do „wytworzenia”, wystarczy tylko mieć ciekawy pomysł, a potem zasiąść przed komputer/kartkę i długopis/maszynę do pisania (niepotrzebne skreślić) i napisać porywającą historię, która sprzeda się w milionowym nakładzie. Tylko, że są też thrillery medyczne bądź sądowe, które wymagają znajomości specjalistycznego słownictwa i znajomości danego środowiska, potrzebnych do opisu kolejnych zdarzeń fikcyjnych. A jeżeli autor sam na co dzień nie zajmuje się tymi kwestiami, to będzie potrzebował pomocy konsultanta w celu wyjaśnienia palących kwestii. A konsultantowi też trzeba zapłacić… I tak praca i koszty wzrastają.
Natomiast jeżeli chodzi o książki typowo specjalistyczne, to tutaj sprawa trochę się komplikuje. Głównie ze względu na fakt, iż nakłady takich publikacji są zdecydowanie mniejsze od powieści, przez co ich koszt musi być wyższy, aby wszyscy mogli zarobić i każdy był zadowolony. W przypadku prac naukowych często spotyka się specyficzny, bardziej śliski rodzaj papieru (niestety nie wiem, jak się to mądrze nazywa, a nie chce mi się szukać nazwy). Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi. Inną sprawą jest to, że książki popularnonaukowe są produkowane w dość nietypowych formatach, które ciężko tak po prostu czyta się, stojąc w komunikacji miejskiej.
Ale, ale, powiecie, przecież jak ktoś nie chce wydawać niebotycznych sum na książki z księgarni, to może skorzystać z biblioteki, ewentualnie pogrzebać w koszach znajdujących się w dużych dyskontach. Tylko że tam nie zawsze znajdują się nowości, a jak są to albo trzeba się zapisywać na długie listy oczekiwania albo są w zbliżonych księgarskich cenach. A kupując książkę w prawilnej księgarni wspieracie zarówno te miejsca, jak i macie możliwość zapoznania się ze specyficznym klimatem danej placówki (księgarnia Tak Czytam na Szewskiej w Krakowie zawsze będzie mieć specjalne miejsce w moim serduszku). Tak więc wspierajmy kulturę, zwłaszcza tą mniejszą, bez której szara rzeczywistość mogłaby być zdecydowanie gorsza.
Podsumowując, ostateczna cena książki od zawsze była kwestią sporną i chyba nigdy nie zostanie złagodzona. Z drugiej strony inwestowanie w droższe książki może być wyrazem pewnego szacunku względem pracy autora (-ów) i wydawcy (-ów), którzy wyłożyli dużo pieniędzy na druk i promocję. Do tego jest to wspieranie legalnej kultury, która ostatnimi czasy przeżywa duży kryzys. Ale czy ten kryzys zostanie zażegnany wymaganiem od czytelników, aby ci płacili niebotycznie wysokie kwoty za książki? Czas pokaże…
Tekst: Iwona Dominiec