Mała perełka, czyli recenzja ,,Jakby coś, kocham was”

Autor: dnia: 21 listopada, 2020

Jakby coś, kocham was jest to krótkometrażowa animacja, która niedawno wylądowała na serwisie Netflix. Produkcja trwa 12 minut, jest z napisami, i absolutnie nie widzę żadnego powodu, by na nią tych kilku chwil nie poświęcić, bo jest fantastyczna, ale po kolei.

O samym projekcie dowiedziałem się przez przypadek, przeglądając zapowiadane produkcje, i zarówno kreska – bardzo minimalistyczna, przypominająca rysunek na kartce – oraz tematyka, czyli opowieść o rodzicach, którzy stracili swoją córkę podczas strzelaniny w szkole, mnie zwyczajnie zaintrygowała. Zapowiadał się ciekawy dramat, poruszający niełatwy i ważny problem dzisiejszego świata. Bałem się jednocześnie, bo łatwo w takich sytuacjach o pretensjonalny wyciskacz łez, i mimo że parę łez się pojawiło, w tym przypadku nie ma mowy o pretensjonalności.

Największą zaletą tej krótkometrażówki jest uniwersalizm. Tak naprawdę do ostatnich minut nie przywoływany jest tu temat strzelaniny, dzięki czemu widzimy to przede wszystkim jako opowieść o żałobie. Wybrzmiało to tak dobrze dzięki temu, że twórcy nie pokazali swoich bohaterów jako wręcz ogarniętych żalem, jak ma to w zwyczaju mainstreamowe kino, tylko jako ludzi chcących pójść dalej, pragnących normalności, zamkniętych w swojej stracie i bliznach. Oddano tu też niezręczność wykonywania codziennych czynności w czasie żałoby, kiedy wszystko wydaje się nie na miejscu.

Jeśli zaś chodzi o sam moment wprowadzenia wątku strzelaniny, to miałem gulę w gardle. Było to swoiste patrzenie na tykającą bombę z przeświadczeniem, iż nie można nic zrobić, tylko obserwować, choć w tym przypadku jedynie słuchać. Jest tu też wielopoziomowa gra z nadzieją u widza, który mimo że zna los dziewczynki, mimowolnie tę nadzieję ma. Jest ona podsycana zarówno przeciąganiem samej sceny śmierci, czy samym tytułem z bolesnymi słowami „jakby coś”.

Na moje zachwyty zasługuje też warstwa audiowizualna, w której kluczem jest minimalizm. Brak jakichkolwiek dialogów, intensywnej muzyki czy nawet ostrych kolorów sprawia, że oglądanie ma nawet warstwę medytacyjną i paradoksalnie nadaje doświadczeniu znacznej intensywności. Dzięki temu miałem też bardzo miłe skojarzenia z animacjami, które o tej porze roku oglądałbym na festiwalu Etiuda i Anima, a to jest naprawdę dobra pochwała.

Na zakończenie powiem szczerze, że zdziwiłem się, iż był to short, że w ogóle Netflix postanowił zasilić swoją platformę krótkim metrażem. Nawet jeśli im się to zdarza, to zwykle były one w pakietach antologii, jak w przypadku Miłość, śmierć i roboty. Może Netflix stanie się platformą, gdzie artyści festiwalowi będą mieli szansę trafić do szerszej publiki i dostać za swoją pracę lepszą gratyfikację. Nie miałbym nic przeciwko.

Ocena: Moje łzy na 10

Stankiewicz Szymon

Audycje: 

ReAnimowany
Nagi Lunch (zawieszony)

Otagowane jako

Aktualnie gramy

Tytuł

Artysta

Audycja on-air

Background