Z dziennika M. – Prawa Internetu
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 1 grudnia 2020
Będąc kilka dni temu na spacerze, jak zwykle słuchałam Okuniewskiej. Jeśli jeszcze nie znacie Joanny, autorki podcastów Tu Okuniewska lub Ja i moje przyjaciółki idiotki, to polecam jak najszybciej nadrobić zaległości. Dzięki Joannie pokochałam tę formę przekazu. Aktualnie ma kilkumiesięczną przerwę, także jest to dobry czas na odsłuchanie starych odcinków, zanim w styczniu pojawią się nowe.
W jednym z jej podcastów padło pytanie: Dlaczego traktujemy ludzi jako produkt, do którego mamy dostęp? Zaczęłam się zastanawiać nad odpowiedzią i stwierdziłam, że będzie to kolejny temat poruszony w ramach przemyśleń z mojego dzienniczka.
Wydaje mi się, że świat uzurpował sobie prawo do internetowych twórców, do swobodnej oceny bez ponoszenia konsekwencji wypowiedzi, bo przecież w Internecie każdy jest anonimowy. Jak wiadomo, to jednak tylko powierzchowna bezosobowość. Osoby, które zdecydowały się na tworzenie w Internecie za pomocą YouTube, bloga, Instagrama czy innych aplikacji, dały się poznać szerszej publiczności. Ci ludzie robią to co lubią i dzielą się tym ze światem. Można to nazwać swego rodzaju rozrywką, bo rozrywka nie oznacza tylko rozśmieszających filmów. Jest to wszystko, co służy odprężeniu. Dla jednego widza to oglądanie podróży, czytanie wpisów o tej tematyce. Z kolei dla kogoś innego będą to filmy DIY. Możliwości jest wiele, bo każdy jest inny. Skoro wybór jest tak duży, to jaki jest sens wylewać jad na autora? Gdzie jest granica między prywatnością, a byciem rozpoznawalnym? Czy taka granica w ogóle istnieje? A może twórcy powinni pogodzić się z brakiem prywatności, skoro sami podjęli decyzję o internetowej działalności?
Tak, podjęli taką decyzję, jednak to są ludzie, którzy mają uczucia oraz życie poza Internetem. Może to być szokujące dla niektórych, ale tak, życie poza Internetem istnieje. Oczywiście część z autorów twierdzi, że nie przejmuje się komentarzami, bo ma tak stabilne poczucie własnej wartości, że opinie nieznajomych nie są w stanie tego zachwiać. Druga grupa już taka twarda nie jest i otwarcie mówi, że takie wiadomości są nieżyczliwe i bolesne. Czasami twórcy zgłaszają to odpowiednim służbom, bo nawet w Internecie nie ma miejsca na takie zachowanie. Od kilku już lat nie mogę zrozumieć, po co obserwować kogoś, kogo kontent nam nie odpowiada, i tracić czas na poznawanie takiej osoby i jej działalności. Sama przestałam obserwować twórców, którzy stali się słupami reklamowymi z kodami rabatowymi wszystkiego, albo nie podobało mi się ich zachowanie. Oczywiście, wiem tylko tyle, co jestem w stanie zobaczyć w Internecie, ale nie zmienia to faktu, że nie muszę lubić wszystkich, lajkować każdego zdjęcia. To do mnie należy decyzja, co chcę śledzić.
Jak daleko można się w takim razie posunąć względem twórców, skoro w Internecie „można wszystko”? Moim zdaniem granicę wyznacza szacunek do drugiego człowieka. Jeśli ktoś mówi otwarcie, że chętnie zawsze porozmawia, zrobi sobie zdjęcie, to można śmiało podejść. Jednak gdy nieznane jest stanowisko danej osoby lub wiadomo, że nie chce dzielić chwil spędzanych z rodziną/znajomymi także z odbiorcami, to należy to uszanować. Na rozmowy, zdjęcia, jest czas na eventach. No dobrze, z tym czasem to trochę kwestia sporna, bo często ilość obserwatorów jest niewspółmierna do czasu, jaki dany influencer poświęca na spotkanie. Jednak nie daje to prawa do traktowania ich jako produktów, do których ma się nieograniczony dostęp.
Sama kiedyś miałam swój mały kawałek w Internecie i tworzyłam. Moi znajomi, którzy to czytają, pamiętają pewnie jak przez cztery lata, z lepszą lub gorszą częstotliwością, dzieliłam się moimi przemyśleniami. Mimo wzlotów i upadków oraz brakiem systematyczności, pisałam, bo to jest czynność, która sprawia mi radość. Wiedziałam też, że są ludzie, którzy chcą przeczytać moje wypociny. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego w takim razie zrezygnowałam z tego i przestałam robić to, co sprawia mi przyjemność? Właśnie przez komentarze ludzi. Anonimy, które odnosiły się do mojego wyglądu nie były przyjemne, ale bardziej bolały komentarze „znajomych”. Nie chciałam być już oceniana, przynajmniej nie w tamtym czasie i nie w związku z blogiem. Jednak brakowało mi tego i postanowiłam spróbować w UJOT FM. I tak oto znalazłam się tutaj, znowu poddając się ocenie. Mam jednak ten komfort, że nie ma tutaj możliwości komentowania. Zawsze możecie mnie znaleźć w mediach społecznościowych… ups.
Magdalena Migas