Z dziennika M. – czy to już starość?
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 10 marca 2021
Zaczynając moją przygodę ze studiami nie sądziłam, że tak szybko ten czas będzie mijał. Nim się zorientowałam byłam już po pierwszej obronie, a za niedługo czeka mnie kolejna. Kiedy sobie to uzmysłowiłam poczułam się… nieswojo. Jeszcze po drodze usłyszałam, że to już taki wiek, że zobowiązuje do myślenia o przyszłości, stabilizacji, własnym mieszkaniu. Czy tak właśnie powinno być? Czy powinniśmy zmieniać nasze plany, by podporządkować się wymaganiom stawianym przez rodzinę, znajomych czy społeczeństwo? A może nie ma w tym nic złego, bo przecież po studiach TRZEBA znaleźć pracę, wziąć ślub i mieć dzieci?
To wszystko spowodowało, że zaczęłam rozmyślać, gdzie w tym wszystkim jestem ja. Kiedy mówiłam, że studiuję, byłam postrzegana przez pryzmat typowego studenta, który „tylko imprezuje i spożywa napoje alkoholowe”. Gdy wspominałam już, że pracuję, to widziałam, że mój rozmówca zmienia zdanie o mnie. Nie wiem, kto i kiedy wprowadził klasyfikację na lepszych (pracujących) i gorszych (studiujących), bo to głupota, ale mimo to wolę mówić, że jestem studentką. Nie wiem, czy też tak macie, ale ja nie lubię myśleć, ile mam lat. Kiedy pojawiają się cyfry, to zaczyna się robić poważnie. Już wielokrotnie przekonałam się, że wiek to tylko liczba, która nie definiuje człowieka. Chociaż niektórzy są odmiennego zdania i za pytaniem o wiek pojawia się lawina kolejnych, które często nie powinny być zadane.
Moim zdaniem nie ma takiego wieku, w którym jesteśmy zobowiązani cokolwiek z powyższej listy realizować. Cieszę się ze szczęścia moich znajomych, ale nie traktuję tego jak presję. Chyba najgorsze co można sobie zrobić to właśnie zrobić coś, by zadowolić kogokolwiek, tylko nie siebie. Czy czuję się staro, kiedy patrzę na zdjęcia dzieci znajomych czy z ich ślubów? Nie, bo starość to nie wiek, ale stan umysłu. Jednak to nie oznacza, że nie ma momentów w moim życiu, gdy dochodzę do odmiennych wniosków. Szczególnie teraz, w czasie pandemii, widzę, że zrobiłam się strasznie leniwa i nie mam już takiej mobilizacji do działania. Ewidentnie ten czas pozwolił mi na więcej odpoczynku niż w ostatnich kilku latach. Gdy w głowie pojawiają się myśli „nie chce mi się wyjść z domu/pisać pracy, itp.”, w krzyżu boli, a śpiulkowóz* przyjeżdża o 22, to definitywnie czuję się staro.
Można nic nie zrobić i tkwić w przekonaniu, że tak właśnie musi być, bo przecież jest pandemia, a jak się skończy to nastąpi wielki powrót do normalności. Nie ma się jednak co oszukiwać – nie znamy terminu, kiedy to nastąpi, dlatego warto wykorzystać dobrze ten czas i nie „zdziadzieć w domu”. Spieszę ze sprostowaniem, nim ktokolwiek pomyśli, że zachęcam do wychodzenia z czterech ścian i najlepiej w sam środek tłumu i to bez maseczki. Zdecydowanie nie! Mam na myśli dobre wykorzystanie czasu tak, by samemu być zadowolonym ze zrealizowanych celów. Rozwijać się można układając puzzle, czytając książki czy rozwiązując sudoku. Nie chodzi tu o robienie tego, co wszyscy wokół, ale o własny rozwój, dzięki któremu dalej będziemy młodzi.
Tylko mózg nas ogranicza i to od nas samych zależy, czy będziemy tkwić w marazmie i patrzeć, jak mijają kolejne dni.
Magdalena Migas
*Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda śpiulkowóz to wejdźcie na Instagramie na konto @pjeskiniekreski i znajdźcie post z 12 lutego br.