Wielkanocne kopanie. Podsumowanie 29. kolejki ekstraklasy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 20 kwietnia 2022
Ekstraklasa nie przestała grać, nawet kiedy cała Polska skupiona była na świętach wielkanocnych. Gdzieś między bieganiem po całym mieście za barankiem cukrowym (znalazłem go dopiero w 13. sklepie, licząc targowisko jako jeden), a poniedziałkowym barszczem, udało mi się jednak zajrzeć na polskie boiska. Trójka z przodu tym razem nie zawiodła i, pomimo perturbacji w meczu Pogoni, pozgarniała komplety punktów. Nie lada psikus zrobił Górnik Łęczna, który spisany już przez wszystkich na straty, pokonał u siebie Radomiaka i pozostał w grze o utrzymanie. Odbyło się również ważne dla układu środka tabeli starcie pomiędzy Legią a Piastem. Najważniejsze jednak jest to, że nikt nie wygrał dostatecznie przekonywająco w poniedziałek. W innym wypadku, środowisko sportowe zalałaby fala niesamowicie oryginalnych i prześmiesznych tytułów o poniedziałkowym laniu, jakie drużyna A sprawiła drużynie B. Upiekło nam się w tym roku.
*****
W poniedziałkowe popołudnie Górnik Zabrze gościł u siebie Lechię Gdańsk. Zabrzanie kiepską formą w ostatnim czasie już wypisali się z walki o wysokie cele, ale do końca sezonu pozostało jeszcze trochę czasu i z pewnością drużyna Jana Urbana pragnęłaby przynajmniej utrzymać pozycję w górnej dziewiątce. Lechia natomiast również mierzy się z problemami, ale wskutek niezłego dorobku z pierwszej części sezonu i beznadziejnej gry Radomiaka na wiosnę, wciąż utrzymuje czwartą pozycję, dającą już na 100% prawo do gry w pucharach w przyszłym sezonie. Margines błędu stał się jednak bardzo mały i Gdańszczanie muszą liczyć się z tym, że każde ich potknięcie zostanie wykorzystane przez Piasta Gliwice. Zapowiadało się dobrze.
Mecz od początku nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Przez pełne 90 minut oglądaliśmy starcie, w którym dwa zespoły regularnie atakowały i kontratakowały się. Nikt nie odstawiał nogi, ale nie zobaczyliśmy rzeźni, jak w przypadku Niecieczy z Łęczną w listopadzie. Zamiast tego było dużo strzałów i pełno indywidualnych akcji, choć należy przyznać, że wkradła się całkiem pokaźna dawka chaosu, objawiająca się w licznych stratach przy rozegraniu, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony.
Wynik otworzył już w 11. minucie Ilkay Durmus. Dynamiczny Turek dopadł do pozostawionej po zablokowanym strzale przed polem karnym piłki niczyjej i precyzyjnym uderzeniem w lewy dolny róg, dał Lechii prowadzenie. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od słupka. W moim lokalnym kółeczku okołopiłkarskim utarło się mówienie, że w takiej sytuacji bramkarz jest bez szans.
Paradoksalnie to Górnik złapał po tym golu większy wiatr w żagle. Piłkarze Jana Urbana regularnie atakowali bramkę Lechii, dochodząc przy tym do naprawdę niezłych sytuacji. Co jednak z tego, jeśli w Zabrzu postanowili nie trafiać w światło bramki. Rezultat był taki, że Górnik oddał 9 strzałów i żadnego celnego. Petardy z dystansu posyłał jak zwykle Podolski, ale tym razem kupon Zabrzan na darmową bramkę z niczego nie zadziałał. Ten mecz w wykonaniu Higinio Marina przejdzie do historii jako jeden z najgorszych indywidualnych występów w tym sezonie. Hiszpan miał problemy z utrzymaniem się przy piłce czy pokazaniem się na pozycji, a kiedy futbolówka trafiła pod jego nogi, to marnował świetne sytuacje w fatalny sposób, jak ta z 21. minuty, kiedy otrzymawszy patelnię na 5. metr, tak niefortunnie trafił w piłkę, że zagrał ją z powrotem do podającego Cholewiaka. Kuriozum.
Lechia miała niezłe sytuacje po stałych fragmentach, ale wynik w pierwszej połowie już się nie zmienił.
Na drugiej połowie zaprezentowała się już trochę inaczej. Przeszła na oddanie pola Górnikowi, twardą defensywę i kontratakowanie. Od razu po przerwie dwie znakomite sytuacje sam na sam miał Diabate, ale za pierwszym razem przytomnością wykazał się broniący Bjelica, natomiast w drugim przypadku Zabrzan uratował słupek.
Górnikowi udało się doprowadzić do wyrównania w 58. minucie. Cofnięci obrońcy Lechii pozostawili za dużo miejsca przed polem karnym Bartoszowi Nowakowi i skrzydłowy drużyny ze Śląska oddał mocny strzał z okolic 20. metra w prawy dolny róg bramki. Pokonał przy tym nie byle kogo, bo Dusana Kuciaka, któremu jedyne co pozostało, to dać prawdziwie bałkańską burę linii obronnej.
Ostatnie pół godziny to w miarę wyrównana rywalizacja z lekkim wskazaniem na Górnik. Wydawało się, że w 78. minucie przewaga Zabrzan zostanie nagrodzona jedenastką, lecz po analizie VAR rzut karny został anulowany, z uwagi na wcześniejszy o kilkanaście sekund faul Jeana Julesa Mvondy. To musiało zaboleć rozpędzających się piłkarzy Górnika.
Jednak zawsze może być gorzej, o czym przekonała Zabrzan brutalna rzeczywistość już 4 minuty później. Przez proste nieporozumienie między Bjelicą a Szymańskim, ten pierwszy musiał ratować się faulem w polu karnym na Sezonience. Jedenastkę na gola zamienił Gajos w 83. minucie. Bjelicy do odkupienia połowicznej winy przy sprokurowaniu karnego, zabrakło dosłownie centymetrów.
Chwilę później Górnik mógł wyrównać, ale strzał Pawłowskiego na linii bramkowej zatrzymali na spółkę Stec i Nalepa. Nie minęło jednak wiele czasu, a już mieliśmy 1:3. Kontrę Lechii po rzeczonym ataku Górnika, z zimną krwią wykończył Durmus, który wykorzystał asystę Kacpra Sezonienki i skompletował dublet. Świetny mecz tureckiego skrzydłowego i świetne wejście polskiego młodzieżowca. Jeden i drugi zdecydowali tego dnia o tym, że trzy punkty pojechały do Gdańska, bowiem w tym meczu nic więcej się już nie wydarzyło. Zabrzańska Torcida w niezbyt przyzwoitych, lecz z pewnością stanowczych słowach, wyrażała swoje niezadowolenie oraz pragnienie lepszej postawy całej drużyny i sztabu w przyszłych spotkaniach.
Lechia poczyniła duży krok w kierunku czwartej lokaty na koniec sezonu, ale należy pamiętać, że ma przed sobą naprawdę napakowany terminarz (Pogoń i Raków w ostatnich dwóch kolejkach) i Piasta Gliwice w świetnej formie na plecach. Górnik natomiast zaliczył piąty mecz bez zwycięstwa (cztery porażki i jeden remis) i ulokował się na dobre w środku tabeli. Możemy zakładać, że w Zabrzu szykuje się tego lata umiarkowana rewolucja, bo drużyna gra lepiej niż rok temu, ale to wciąż daleko od potencjału zespołu z takimi liderami jak Nowak, Podolski czy Wiśniewski i z taką historią jak Górnik.
*****
Stal Mielec nie przestaje pikować w tabeli. Po porażce 0:1 z Wartą, zajmuje już 13. miejsce.
Górnik Łęczna był już składany do spadkowej trumienki, kiedy nagle wstał i jak gdyby nigdy nic ograł 1:0 Radomiaka po golu Śpiączki. Mają ciężki terminarz, a do bezpiecznego miejsca 5 punktów, ale wiadomo co i wiadomo które umiera.
Na ostatnim miejscu znajduje się teraz Termalica, którą bez większych problemów rozbił Raków Częstochowa 0:3.
Wszystkie serca w Szczecinie musiały się na chwilę zatrzymać, kiedy Jagiellonia wychodziła na prowadzenie, ale koniec końców to Pogoń wygrała 1:2 i wciąż pozostaje w wyścigu o mistrzostwo. Kolejny świetny występ Grosickiego, który zaliczył bramkę i asystę.
Lech bez fajerwerków, ale również bez specjalnego stresu pokonał 0:1 Wisłę Płock. Trzy punkty na ciężkim terenie wywindowały drużynę z Poznania u specjalistów od statystyk i w tej chwili, według większości z nich, to właśnie drużyna z Wielkopolski uświetni stulecie klubu mistrzostwem.
Cracovia wyszarpała jednobramkowe zwycięstwo z Zagłębiem Lubin. Gola zdobył Kamil Pestka.
Śląsk Wrocław zremisował 1:1 z Wisłą Kraków, Legia Warszawa uległa 0:1 Piastowi Gliwice.
W środę przedwcześnie rozegrane zostaną dwa mecze 31. kolejki, z uwagi na finał Pucharu Polski między Lechem i Rakowem. Jednym z tych spotkań będzie szlagierowe starcie Częstochowy i Pogoni w Szczecinie. Tu mogą się zdecydować losy mistrzostwa, bo zakładam, że jedni i drudzy wejdą va banque.
Jan Woch