Wakacyjne cebulactwo
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 8 sierpnia 2022
Lato – prażące z góry słońce, chłodne napoje gazowane, lody na patyku, niedające spać w nocy upały, rzężąca klimatyzacja w autobusie, przerwa wakacyjna dla uczących się i wiele, wiele innych. Każdemu letnie miesiące mogą kojarzyć się z czymś innym, ale w tym roku zdecydowanej większości Polaków czerwiec, lipiec i sierpień przywodzą na myśl trwający od wielu miesięcy konflikt w Ukrainie, pomruki koronawirusa z ryzykiem ponownego wprowadzenia obostrzeń i przede wszystkim inflację.
O inflacji mówią wszyscy, bo i dotyka ona wszystkich. Tempo wzrostu cen w Polsce jest najwyższe od 25 lat. Przez drożejącą ropę naftową i gaz ziemny paliwa podrożały przez rok o blisko 47 proc., energia zdrożała o 35 proc., w tym opał o wywołujące zawroty głowy 122 proc. Inflacja konsumencka w czerwcu wzrosła w naszym kraju do 15,5 proc. z 13,9 proc. w maju. W walce z nią mają pomagać tzw. tarcze antyinflacyjne, ale generalnie każdy radzi sobie z drożyzną jak tylko może. Internet zalewają domowe sposoby na oszczędzanie [tu wpisz cokolwiek] oraz obniżenie kosztów podróży i utrzymania czy pomysły skąd wytrzasnąć dodatkowe pieniądze. Niewątpliwymi przodownikami w udzielaniu porad są politycy:
Minister Przemysław Czarnek radzi, by jeść „trochę mniej”.
Premier Mateusz Morawiecki zachęca, by „ocieplać domy”.
Prezydent Andrzej Duda zaleca „zaciskać zęby”.
W cieniu tych rozświetlających drogę, błyskotliwych porad z góry, niezależnie funkcjonuje sobie tzw. cebulactwo.
Polaki cebulaki
Z tym określeniem z pewnością spotkała się większość z nas. Taki cebulak to ten jegomość, który stojąc w kolejce w sklepie jednej z sieciówek z owadem w nazwie werbalnie jasno daje znać, że najlepiej się zna na [tu wpisz dowolną dziedzinę], jego żona to w ogóle nic nie wie, bo przecież to się da taniej kupić i w ogóle co to za ceny i czemu ta kolejka taka długa. Na jego stopach niezmiennie znajdziesz skarpetki i sandały, a w kieszeniach darmowe próbki rozdawane na ulicy przed sklepem. Standardowo, byle kupić jak najwięcej i jak najtaniej albo załatwić coś jak najszybciej i po linii najmniejszego oporu.
Cebulak jest takim uosobieniem zwierzyńca – gromadzi dobra jak wiewiórka, upiera się przy swoim jak osioł, przełoży coś czasem w inne miejsce jak sroka, jak go coś poruszy to zareaguje jak osa, a jak nie daj Boże ktoś mu weźmie sprzed nosa ostatnie sztuki gazowanego napoju na promocji 2 + 2 gratis, to zacznie ujadać jak pies.
Gdzie szukać cebulactwa
Można powiedzieć, że wszędzie. Złośliwi powiedzą, że taka jest natura Polaków i choć przesadą jest uogólnianie zachowań jednostek na cechę narodu, to coś w tym jest. Wróciłam niedawno z dwutygodniowego obozu, na który (wraz z kilkoma innymi wychowawcami) pojechałam ze sporą grupą dzieci w różnym wieku nad morze. To nie pierwszy nasz wyjazd i nie ostatni, jeździłam tak w różne zakątki Polski i w tych wielu odmiennych miejscach spotkałam się ze wspomnianym cebulactwem w przeróżnej formie.
Najsilniej widać je w gęsto uczęszczanych miejscowościach turystycznych. A to rozerwana zgrzewka napojów pod napisem „nie rozrywać, zakup TYLKO całego opakowania”, a to wepchnięta para spodni między stroje kąpielowe, a to odłożony na półkę z napojami wyskokowymi krem na słońce z promocji – to wszystko w samych tylko sklepach. Co poza nimi? Na plaży to te słynne działki parawanowe, zajmujące dla 4-osobowej rodziny powierzchnię dla grupy wycieczkowej; to rozrzucone wszędzie tylko nie do koszy na śmieci puste puszki, siateczki, rozerwane piłki; to przechodzenie przez tory w miejscu niestrzeżonym, bo szybciej i krócej. Na ruchliwym deptaku krzyczenie do oddalonego o 50 metrów szwagra, ciągnięcie walizki bez zachowania jakiejkolwiek odległości od stóp innych przechodniów, stawanie na środku alejki, żeby zrobić zdjęcie czemuś w gablocie sklepowej. Słowem, te wszystkie działania, które są zwyczajnie uciążliwe dla innych.
Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam
Wrócę jednak do mojego wyjazdu, na którym cebulactwa również nie zabrakło (ach to morze, może po prostu cebulaki ciągnie do wody?). Wejście na plażę, z którego wielokrotnie korzystaliśmy, przebiega przy dosyć popularnym szlaku rowerowym. O ile w tygodniu rowerzyści radzili sobie spokojnie z przestrzeganiem zasad, o tyle w weekend było już na co narzekać. Nagle przy drodze pojawiły się śmieci, a ostatnie metry przed właściwą plażą były zawalone rowerami, które ludzie zostawiali łamiąc jeden z naprawdę niewielu zakazów w okolicy:
Może te kilka metrów wcześniej płot nie był wystarczająco dobry dla ich dwukołowców.
Inna historia, już z naszego powrotu. Czekaliśmy na stacji kolejowej na nasz pociąg. Zostało jeszcze trochę czasu, a ponieważ padało, zdecydowaliśmy się zostać w poczekalni. Kilkadziesiąt dzieci w jednym miejscu, chwila do odjazdu pociągu i w końcu komuś zachciało się do toalety. Jak jedna osoba zapytała czy może iść, to naraz odezwał się chórek osób, że one też. No to bierzemy grupę, szukamy toalety i na drzwiach zastaliśmy karteczkę:
Moja pierwsza reakcja – jak to, od kiedy mamy nominał 3 zł w jednej monecie? Po chwili sprawdzamy i rzeczywiście, klamka otwiera się dopiero po wrzuceniu złotówki i dwuzłotówki. Pojawia się problem: nie każde z dzieci ma wyliczoną kwotę w portmonetce, toalety są zawrotne dwie, a najbliższa toaleta publiczna znajduje się w centrum miasteczka na tyle daleko, że przed odjazdem pociągu już nie zdążymy podskoczyć tam i z powrotem. Rozmieniliśmy z innymi opiekunami papierowe kwoty na monety, ale oczywiście nie starczyło dla wszystkich. Po krótkiej chwili przyleciała pani (toaletowa) ochroniarz i łypie, żebyśmy przez przypadek nie przytrzymali drzwi, żeby więcej dzieci skorzystało za te 3 zł z możliwości załatwienia potrzeby. Grzecznie pytamy czy możemy zapłacić za całą grupę w banknocie, bo my chętnie zapłacimy, ale już fizycznie nie mamy drobnych i też nie za bardzo mamy gdzie je rozmienić. A ona oburzona niemal odkrzykuje, że co my sobie wyobrażamy, że trzeba było pomyśleć wcześniej i pilnować dzieci, że to nie jej problem i jakoś musimy sobie poradzić sami, ale ona nie będzie zmieniała zasad, bo nam się sikać zachciało i w ogóle to żeby odsunąć się od drzwi, bo pewnie zaraz spróbujemy wepchnąć kilka dzieci na raz. Cebulowo zrobiło mi się na widok tych 3 zamiast 2 zł (czy już tam nawet 5 zł, może prościej by było je znaleźć), ale reakcja tamtej kobiety zostawiła mnie z prawdziwym niesmakiem.
Takich przykładów jest z pewnością więcej, coraz więcej jest też przykładów cebulactwa przy różnorodnym oszczędzaniu na kupowaniu w Internecie. Inflacja inflacją, ale cebulactwo (a także polactwo–cebulactwo) cebulactwem pozostanie. Takim, za które się wstydzisz, nawet jeśli nie ty jesteś powodem zgorszonych spojrzeń. Z jednej strony c’est la vie, a z drugiej – sami decydujemy, jak się zachowujemy, więc zastanówmy się kilka razy zanim podejmiemy jakieś działanie.
Marta Malczyk