„Vampire in the Garden” – a da się to jakoś wyplewić?
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 7 czerwca 2022
Naświetlmy sytuację
Nowa produkcja studia Wit pojawiła się w maju na platformie Netflix jako tytuł ekskluzywny. Wraz z nią dodano film Bubble, którego jeszcze nie miałem czasu nadrobić. Oba tytuły spotkały się z dość pozytywnym, lecz nieprzesadnie hurra-optymistycznym, przyjęciem ze strony fanów. Było to dość ciekawe, jako że studio odpowiadające za oba te dzieła miało w niedawnej przeszłości niesamowicie dobrą passę, a każda kolejna animacja od nich była oceniana bardzo wysoko. Wiedziony ciekawością postanowiłem więc sprawdzić tę krótką, zaledwie pięcioodcinkową historię.
Wianeczek z czosnku
Fabuła opowiada o dwóch dziewczynach. Piewsza, Momo, żyje w ludzkim mieście i nie może przystosować się do bezdusznych zasad, mających na celu jedynie przetrwanie. Co więcej, jej matka, która zajmuje wysoką pozycję w wojsku, zmusza ją do zaangażowania w konflikt z wampirami. Z kolei Fine jest członkinią królewskiego rodu potworów, walczących z ludźmi. Nie jest jednak zainteresowana wojną i swój czas spędza na zabawach i bankietach, rozpamiętując przy tym tragiczną przeszłość. Obie bohaterki przypadkiem trafiają na siebie, gdy próbują uciec przed swoimi zobowiązaniami. Zaczynają wspólnie podróżować, uciekając przed pościgiem zarówno ze strony ludzi, jak i wampirów.
Jak widać, zaledwie po tym króciutkim opisie, anime jest napakowane wieloma wątkami. Każdy motyw sam w sobie może być interesujący, a to kwestie koegzystencji dwóch gatunków, toksyczna relacja córki z matką, więź i być może romans pomiędzy protagonistkami, opowieść drogi czy kwestie wojny. Mógłbym tak jeszcze trochę wypisywać, bo tematów poruszonych przez serial jest naprawdę bardzo dużo. Niestety w połączeniu z dość krótkimi pięcioma epizodami jasne staje się, że twórcy nie mają szans żadnego z tych zagadnień dogłębnie przeanalizować. Widz musi więc zadowolić się jedynie pobieżnym pochyleniem się nad tymi problemami.
Mam też sporo zarzutów względem logiki świata, a konkretnie zakazów i praw nim rządzących. Zdaję sobie sprawę, że anime nie miało czasu wchodzić w detale, ale nawet niektóre z głównych osi fabularnych zdają się naciągane. Dlaczego właściwie Fine ma zasiąść na tronie, czy chodzi wyłącznie o jej siłę i rodowód? Dlaczego w mieście nie można posiadać przedmiotów wywołujących hałas, skoro maszyny czy rozmowy i tak powodują wrzawę, a wampiry już znają pozycję ludzkiej osady. Po seansie zostałem zostawiony z wieloma wątpliwościami tego typu.
Nie do końca podobał mi się też upływ czasu, a zwłaszcza w trakcie podróży bohaterek, których wzajemnemu poznawaniu siebie i zaprzyjaźnianiu nie mam nic do zarzucenia – to był jeden z najlepszych aspektów Vampire in the Garden. Ich wędrówka jednak zaburzyła moje poczucie czasu i przestrzeni do tego stopnia, że momentami nie byłem pewien, ile czasu wewnątrz świata przedstawionego minęło pomiędzy dwiema scenami następującymi zaraz po sobie.
Czuję, że przynajmniej część z tych wad można by poprawić, wydłużając anime do klasycznych 12 odcinków. Pozwoliłoby to chociażby na rozwinięcie świata i wytłumaczenie widzom niejasnych kwestii fabularnych. Moglibyśmy też spędzić więcej czasu w podróży z Momo i Fine, które – jak wspomniałem – dość dobrze do siebie pasowały.
Kołkiem go
Złego słowa nie powiem o kwestiach audiowizualnych. Muzyka nawet w fabule odgrywa istotną rolę, a Wit od czasu Vivy pokazuje, że na soundtracku zna się wyśmienicie. Nie gorzej prezentuje się wizualnie – przede wszystkim urokliwe krajobrazy i zimowe pustkowia wyglądają przepięknie. Na pochwałę zasługują także detale i przywiązanie do wnętrz i architektury. Jako ogromny wielbiciel serii osadzonych w mroźnych klimatach doceniam więc szatę graficzną i klimat.
Nie ma też co ukrywać, że serial celuje w wielbicieli/ki gatunku yuri (czyli miłości damsko–damskiej). Jako tego typu produkcja jest w porządku, choć ponownie brakowało mi mocniejszego wejścia i skupieniu się na tej relacji.
Vampire in the Garden posiada zaskakująco dużo scen akcji, co więcej, są one zaanimowane naprawdę świetnie. Tytuł ten nie stroni od ukazywania krwi, a sceny batalistyczne o większej skali są naprawdę imponujące. Nie wiem jednak, czy mogą służyć za dostateczny pretekst do seansu, jako że nie jest to mimo wszystko poziom rozlewu posoki jak chociażby w Hellsingu.
Na koniec warto powiedzieć parę słów o zakończeniu, którego początkowo nie byłem fanem, ale im więcej o nim myślałem, tym bardziej doceniałem jego nieoczywistość i fakt, że kończyło ono całą opowieść, tworząc z niej zamkniętą historię. Nie mogę powiedzieć więc, że lubię ten finał, ale na pewno jest on inny i dzięki temu ciekawy.
Krzyżyk na drogę
Koniec końców chyba zgadzam się z pozytywnym, lecz nieprzesadnie pochwalnym odbiorem Vampire in the Garden. Była to krótka i przyjemna seria, która pomimo wad i problemów przedstawiła mi zamkniętą opowieść opakowaną w przecudowną szatę graficzną. Jak na niedługi seans z umiarkowanymi oczekiwaniami to serial ten był po prostu, tylko i aż w porządku. A Wy zamierzacie się wgryźć w to anime?
Patryk Długosz