„Super Croocks” wcale nie jest super
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 30 listopada 2021
Netflix chciał mieć swoją odpowiedź na The Boys od Amazonu. Wydał więc produkcję na podstawie komiksu Marka Millera i Franka Quitely, zatytułowanego Dziedzictwo Jowisza. Serial okazał się jednak spektakularną klapą. Został więc skasowany po zaledwie jednym sezonie. Wydawało się, że zniknie z pamięci widzów i zatonie w przepastnej bibliotece serwisu. Pojawiło się jednak Super Croocks – spin-off serii w formie anime, skupiający się na postaciach złoczyńców istniejących w tym uniwersum. Jako fan komiksów superbohaterskich, uzbrojony w wiarę w studio Bones (znane chociażby z Boku no My Hero Academia) usiadłem do seansu.
Elektryzujący brak emocji
Akcję serialu obserwujemy z perspektywy Johnego Bolta, super łotra posiadającego moc kontroli elektryczności. Show próbuje wmówić widzom, iż jest on charyzmatycznym bohaterem. Wskazywać na to miał design jego postaci, ironiczne komentarze, fakt, że podpala papierosy pstryknięciem palców. Problem jednak w tym, że Johny w praktyce jest denerwującym i głupkowatym protagonistą. Często podejmuje irracjonalne decyzje i pakuje się w problemy, których uniknąłby jakikolwiek myślący człowiek. Dodatkowo jego akcje sprawiają, że widz co jakiś czas chce się pacnąć ręką w czoło.
Uciążliwe są także postaci drugoplanowe. Z reguły są to jednowymiarowe kalki, mające służyć pchnięciu fabuły lub jednemu żartowi. Cała ekipa zbierana na przestrzeni pierwszej połowy sezonu wydaje się obecna wyłącznie dlatego, że scenariusz jej to nakazywał. O wiele lepsza dynamika zachodzi między Johnym i jego kumplami, niestety są oni jedynie czymś na zasadzie powracającego żartu.
Inaczej prezentuje się wątek romantyczny między bohaterem a jego dziewczyną Kasey, która przynajmniej początkowo nieco ratuje serial. Niestety i ona w drugiej połowie zatraca wiele interesujących cech, a jej flashbacki były tak oklepane i schematyczne, że szkoda nawet je komentować.
Uderzenie sprawiedliwości, które chybiło o kilometr
Serial usiłuje się także podpiąć pod modną w ostatnim czasie dekonstrukcję obrazu społeczeństwa superbohaterskiego. Nie robi jednak w tej kwestii niczego rewolucyjnego i w zasadzie jest odtwórczy względem innych tekstów kultury. Same pojedynki i sceny akcji wyglądają w porządku, animacja jest płynna, a samo show ma specyficzną kreskę przypominającą mi komiksy lat 70./80. Nie nazwałbym jej ładną, ale przynajmniej jest jakaś.
Z kolei warstwa dźwiękowa to koszmar i nie przypominam sobie, bym przy jakimkolwiek innym anime tak szybko wciskał przycisk „pomiń czołówkę”.
Fabuły nie chcę zdradzać, by nie odbierać Wam „przyjemności” jej poznawania. Powiem tylko skrótowo, że opiera się ona na dwóch skokach i nawiązuje do stylistyki heist movie. Kluczowe więc będzie zebranie drużyny, a po drodze bohaterów czekać będą drobniejsze starcia i problemy. Do tego przez cały serial będziemy mieć do czynienia z wcześniej wspomnianym wątkiem romantycznym, który generalnie oceniałbym na plus, gdyby nie sztuczna drama z nim związana.
Ucieczka z miejsca zdarzenia
Mimo wielu gorzkich słów, nie mogę jednak Super Croocks określić anime szczególnie beznadziejnym. Nie robi bowiem jakiś spektakularnych błędów. Nie jest wykonane po kosztach, a fabuła ma jakiś sens. Problemem tego serialu jest przede wszystkim to, że jest diabelnie nudny. Widz nie dba o postaci, bo się do nich nie przywiązuje, a sama akcja i sceny walki nie są wystarczającym powodem na ten 13 odcinkowy seans. Większość elementów wykonanych jest tu co najwyżej poprawnie i nie potrafię wyobrazić sobie osoby, która miałaby wybrać ten tytuł zamiast np. Tiger and Bunny, One Punch Man, czy choćby My hero Academia. Generalnie, jeśli planowaliście seans to polecam zerknąć na te tytuły, zamiast męczyć się z Super Croocks.
Patryk Długosz