Rozprawa nad muzeum
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 4 grudnia 2020
Sposób spędzania wolnego czasu przez przeciętnego Europejczyka nie jest specjalnie trudny do ustalenia. Kochamy wszystko co bawi, relaksuje i pozwala na chwile zapomnienia. Oczekujemy oderwania się od codzienności, nadmiaru pracy i wszechobecnego stresu. Jak wygląda więc droga do swoistej nirwany, którą w związku z tym podjąć decyduje się przeciętny Kowalski? Co oferuje nam bogaty świat kultury, a z czego nie umiemy nadal należycie korzystać? Według badań przeprowadzonych w 2016 roku przez CBOS jedną z najchętniej wybieranych form spędzania wolnego czasu jest sen. Taką odpowiedź deklaruje aż 22% naszych rodaków. Woody Allen mówi: Dobrzy ludzie śpią lepiej od złych, ale ci drudzy bawią się znacznie lepiej, kiedy nie śpią. Jak widać, nie każdy bierze sobie do serca rady mistrza.
Jak na tym sennym tle wypada kultura? Jedynie 7% ankietowanych wspomina o kinie czy teatrze. Co ciekawe, w ankiecie ani razu nie użyte zostało słowo muzeum. Staje się ono bowiem powoli pojęciem… muzealnym. Choć z raportu Narodowego Centrum Kultury wynika, że liczba owych pozycji na mapie Polski nieustannie rośnie, nie sposób nie dostrzec pewnych zależności. Podczas gdy w Polsce na 100 tysięcy mieszkańców przypada 2.2 muzea, w krajach skandynawskich liczba ta kształtuje się w przedziale od 2,5 do aż 19,42. Chcąc jednak postępować zgodnie z dewizą, iż dla chcącego nic trudnego, również napotykamy na trudności. Oprowadzenie osób indywidualnych gwarantuje bowiem jedynie 68% muzeów, rodzin 50,4%, a seniorów jedynie 46%. Cieszyć może natomiast fakt, że aż 96% muzeów oferuje oprowadzanie grup.
Jednoznacznie wskazanie przyczyny tak małego udziału muzeów w życiu Polaków okazuje się niemożliwe. Spośród grona podejrzanych skreślić należy na pewno monotonię. Muzea historyczne, sztuki, antropogeniczne czy archeologiczne i wiele innych – wszystko to bez większego problemu znaleźć możemy w każdym większym mieście. Oczekując czegoś więcej… Zadziwiać mogą niecodzienne projekty, jak rzeszowskie muzeum dobranocek czy warszawskie neony. Jak widać kojarzenie muzeum jedynie ze ściśle rozumianą nauką i edukacją znacznie ogranicza horyzonty.
Co więcej, czy wolimy godzinami tułać się po zatłoczonych muzeach, słuchając niestety nieraz równie nieurodziwego, co i schematycznego przewodnika, gdy po stronie opozycji staje wygodny fotel kinowy, średni popcorn i humor prosto z amerykańskiego sitcomu? Bezkrytycznie przyjmujemy to, co oczywiste, proste, banalne. Nie oczekujemy zbędnej aktywizacji, a wygody. Jesteśmy społeczeństwem zakupów online, awizo i diet pudełkowych. Idealnie przystosowanym do pędu życia i bezwzględnie wykorzystującym jego najdrobniejsze ułatwienia. Muzeum okazuje się być więc wyraźnym dysonansem w tej jakże komfortowej sytuacji. Często powielanym błędem jest również wiara w mit o postrzeganiu muzeów jako kultury wysokiej, zanadto wysokiej. Nie znam twórczości francuskiego malarza z okresu rewolucji, nie słyszałam nigdy o bitwie nad Sobem, więc muzea nie są dla mnie. W wyniku tak absurdalnie i pochopnie wysuwanych wniosków pozbawiamy samych siebie szans na poznanie.
Myślę, że warto czasem w ramach odmiany sięgnąć do czegoś, co nie zamyka się w 90-minutowej fabule. Sztuka, historia czy warszawskie neony – wszystko to rozwija wyobraźnię, pobudza do kreatywności. Francuska aktorka Jeanne Moreau powiedziała kiedyś: Starzejący się człowiek jest jak muzeum, nieważna jest fasada, ważna jest zawartość. Idąc za głosem Jeanne, zacznijmy pozwalać sobie na odkrycie tej zawartości.
Szukając inspiracji w zwyczaju mamy wkraczanie na nowe, nieznane ścieżki. Postarajmy się w podobny sposób urozmaicać nasze sposoby spędzania wolnego czasu. Nie dla każdego nową ścieżką okaże się wystawa prac Beksińskiego, ale dlaczego by nie spróbować. Po pełnym wrażeń seansie życia codziennego każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Jedynym warunkiem jest szczera chęć odkrycia czegoś nowego.
Aleksandra Rajzer