Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Popkultura musi sprawiać przyjemność

Autorstwana 17 czerwca 2023

Nie lubię podziału na kulturę wysoką i popularną, ale jeśli już takowy jest, to ogłaszam: popkultura jest lepsza. Nie mówię tego nawet przez to, że w moim pokoju wisi wielki plakat z Doktorem Who. Mówię tak, bo cel popkultury jest znacznie cięższy do osiągnięcia. Jeśli zapytacie jakiegoś miłośnika teatru i zbyt grubych książek, jaki jest cel „sztuki”, to odpowie, że jest to wywołanie emocji. Paradoksalnie jest to proste do zrobienia. Powiesisz banan na ścianie, wszczepisz sobie krew konia albo zaczniesz rozdawać alkohol uzależnionym – brawo wywołaliście w ludziach emocje, jesteście artystami. Jeśli mi nie wierzycie, wszystkie te wymienione akcje istnieją i omawiałem je na studiach.

Pozwólcie mi na przyjemność

Popkultura z drugiej strony walczy o coś innego, trudniejszego do uzyskania: przyjemność. Nie mówię tu nawet o wartości artystycznej, bo to dwie różne rzeczy, które czasem wręcz się wykluczają, po to ukuliśmy termin: guilty pleasure. Przyjemność jest ciężka do uzyskania; to niemożliwa do opisania mieszanka ekscytacji, jakości i pewnej uniwersalności dzieła.

Paradoksalnie jednak mam wrażenie, że twórcy często nie wierzą w siłę przyjemności. Wstydzą się jej i prezentują coś, co jest bardziej artystyczne, bardziej jakościowe, a jednocześnie mniej pobudzające. Oczywiście piszę to wszystko, dlatego że mam w zanadrzu przykład, który ilustruje moje trzy wyznaczniki. Czytałem sobie mangę: Vinland Sagę, skuszony wizją brutalnych nordyckich wojowników, podbijających każde miejsce na ich drodze.

Pierwsze tomy dokładnie to mi dały, zaoferowały też głębię psychologicznych przeżyć postaci, która puentowana była świetnymi walkami. Autor jednak uznał, że nie ma tego dobrego. Główny bohater porzucił miecz i z przygód krwawych wojowników zamieniło się to w moralizatorstwo o kwestii przemocy i czerpania z niej (nomen omen) przyjemności.

Zrozumieć przyjemność

Wydaje mi się, że tu jest pewien paradoks, którego ludzie nie zauważają. Czerpanie przyjemności nie jest równe gloryfikowaniu. Podobała mi się przemoc w sadze Winlandzkiej i w wielu innych tekstach kultury. Jednocześnie mogę wyjść i moją pacyfistyczną gębą tłumaczyć wam, czemu przemoc jest zła. Ja to rozumiem. Paradoksalnie uważam, że jeśli ma się jakiś temat, który chce się obrzydzić odbiorcom, nie ma sensu go im zabierać. Trzeba sprawić, by byli nim przejedzeni. Jedną z najlepszych opowieści pacyfistycznych jest dla mnie Far Cry 3, w której główny bohater zatacza się w krąg przemocy, gdzie pod koniec gry zarówno on, jak i gracz, czują się jak ćpun, który przedawkował brutalność.

Natomiast wstyd nad przyjemnością nie zamyka się tylko na kontrowersyjnych kwestiach. Musimy wrócić też do aspektu mitycznej wartości artystycznej. Wielu artystów buduje ją, poświęcając wiele ciekawych aspektów. Ile widziałem horrorów, które nie chciały rozwijać paranormalnych aspektów i zamiast tego prezentowały dramaty rodzinne, pokroju chłop zdradza żonę.

Wartość artystyczną dla mnie nigdy nie była jakaś myśl do przekazania, było nią nieuchwytne „coś więcej”, które po prostu się wytwarza, gdy zgra się nasze zaangażowanie emocjonalne i talent artysty. Piękny dla mnie był moment, gdy oglądałem Diamond is Unbreakable i czułem się członkiem szalonej, queerowej społeczności w letnim, upalnym miasteczku. Oglądałem to zimą.

Słowem wyjaśnienia

Jeśli komuś sprawiają przyjemność, wszystkie elementy, które wymieniłem, nie krytykuje tego. Chciałem jedynie wskazać na ten dziwny trend, który paradoksalnie odbiera nam wartości artystycznych i działa na niekorzyść sztuki.

Szymon Stankiewicz

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close