Podzielone Stany Zjednoczone
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 15 listopada 2020
Zapraszam do śledzenia artykułów z serii „Podzielone Stany Zjednoczone” poświęconych Ameryce! Znajdziecie tu zarówno podsumowania bieżących wydarzeń, jak i teksty poświęcone kulturze oraz społeczeństwu Stanów Zjednoczonych.
Zacznijmy od tematu, którym przez ostatnie tygodnie żyła nie tylko Ameryka, ale także cały świat, czyli amerykańskich wyborów prezydenckich 2020. Dokładnie tydzień temu, 7 listopada, media ogłosiły zwycięstwo Joe Bidena w stanie Pensylwania. Od dnia wyborów – wtorku 3 listopada – w poszczególnych stanach były liczone głosy, oddane zarówno osobiście, jak i korespondencyjnie. Trzeba przyznać, że kandydaci szli łeb w łeb i wszystko było jeszcze możliwe. 20 głosów elektorskich przypisanych Pensylwanii sprawiło, że Biden znacznie przekroczył tę magiczną granicę 270 głosów elektorskich, potrzebnych, aby wygrać wybory.
Wybór Joe Bidena przez Amerykanów jest niewątpliwie wyborem historycznym – to dopiero drugi w historii prezydent należący do Kościoła katolickiego, a startująca z nim Kamala Harris jest pierwszą kobietą, Afroamerykanką oraz osobą o pochodzeniu południowoazjatyckim na stanowisku wiceprezydenta USA. Do tego frekwencja wyborcza okazała się być największa we współczesnej historii! To zwycięstwo nie było jednak takie oczywiste. Amerykańscy obywatele zagłosowali niemal równomiernie na obydwu kandydatów (na chwilę obecną różnica wynosi ok. 5 mln głosów, przy oddanych prawie 150 milionach), co wskazuje na ogromną polaryzację polityczną widoczną w tym społeczeństwie. Faktem jest natomiast, że głosów na Demokratę było więcej, co przełożyło się na wygraną właśnie w takich stanach jak Pensylwania czy Arizona. Mimo że liczący na reelekcję Donald Trump nadal wypiera informacje o swojej przegranej i nie chce publicznie oświadczyć, że ustępuje z urzędu, nie ma wątpliwości, że został on po prostu pokonany.
Jednak 3 listopada Amerykanie nie wybierali jedynie kolejnego prezydenta. Odbyły się również wybory do Kongresu, i jako że zostały one niemal całkowicie przyćmione wyborami prezydenckimi, postanowiłam przybliżyć kilka ciekawych osobowości wybranych zarówno do Senatu, jak i Izby Reprezentantów. W Stanach Zjednoczonych wybory do Senatu odbywają się co dwa lata. Podczas nich wymienianych jest 35 ze 100 senatorów, kończących swoją 6-letnią kadencję. Wybory do Izby Reprezentantów również odbywają się co dwa lata, jednak w tym przypadku obsadzanych jest wszystkie 435 miejsc, a kadencja każdego członka tego organu trwa 2 lata. Wiemy już prawie na pewno, że Demokratom nie uda się „odbić” Senatu i pewną większość zachowają w nim Republikanie. Jest to niezbyt dobra wiadomość dla nowego Prezydenta, który może mieć duże trudności, jeśli chodzi o wprowadzanie zmian w kontrze do poprzedniej administracji. Podobnie większościowo konserwatywny Sąd Najwyższy USA, do którego prezydent Trump nominował w czasie swojej kadencji aż trzech wyraźnie konserwatywnych sędziów, może stanowić swego rodzaju przeszkodę dla działalności Biedna.
Skupmy się jednak na wybranych na nowe kadencje członkach Kongresu, ponieważ prezentują się oni bardzo ciekawie. Oto niektóre wybory Amerykanów:
- stan Delaware zagłosował na kandydatkę do Senatu z ramienia Demokratów, 30-letnią adwokatkę oraz aktywistkę Sarah McBride, która została pierwszą w historii transpłciową senatorką. McBride jest zaangażowana w walkę o prawa społeczności LGBT+, przypisuje się jej między innymi zaangażowanie przy uchwaleniu legislacji przeciwko dyskryminacji ze względu na identyfikację płciową właśnie w stanie Delaware.
- w stanie Missouri miejsce w Izbie reprezentantów wygrała polityczka i aktywistka Black Lives Matter Cori Bush, która jest pierwszą czarnoskórą kongresmenką wybraną w tym stanie.
- W Oklahomie kongresmenką została wybrana Mauree Turner, dwudziestosiedmioletnia aktywistka walcząca o prawa dla imigrantów i czarnoskórych. Jest ona pierwszą osobą identyfikującą się jako niebinarna oraz pierwszą muzułmanką z tego stanu wybraną do Izby Reprezentantów.
- W Nowym Jorku do Izby Reprezentantów zostali wybrani Mondaire Jonse oraz Ritchie Torres – pierwsi w historii dwaj czarnoskórzy kongresmeni identyfikujący się jako osoby homoseksualne i otwarcie mówiący o swojej seksualności.
Wszystkie te wybory są na swój sposób historyczne i wskazują na zmianę społeczeństwa amerykańskiego, które coraz bardziej otwiera się na kandydatów z mniejszości rasowych oraz seksualnych. Widać wyraźnie, że walka o prawa człowieka, a w szczególności prawa mniejszości, jest obecnie dla dużej części Amerykanów bardzo ważnym tematem i próbują oni wybierać przedstawicieli, którzy są w nią zaangażowani. Wybór tych kandydatów przyczyni się do zwiększenia reprezentatywności organów ustawodawczych, dając głos również przedstawicielom wcześniej pomijanych społeczności.
Źródło: CNN
Agata Drabek