„Pewne rzeczy powinno robić się publicznie” – klub audiofila w krakowskim TU i Ówdzie
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 3 marca 2022
Dnia 4 lutego w krakowskim klubie TU i Ówdzie, w którym, po przeprowadzce z ulicy Dajwór na ulicę św. Katarzyny, zaczęły dziać się rzeczy niesłychanie ładne, odbyło się nietuzinkowe spotkanie! Marcin Świetlicki (którego chyba przedstawiać nie trzeba nikomu) wraz z kolekcjonerem i właścicielem sklepu płytowego Arkadiuszem Jurkiem (zwanym przewrotnie „Łysym”) postanowili założyć coś w rodzaju „klubu audiofila” i co miesiąc spotykać się w celu publicznego odbywania rozmów o rzeczach najważniejszych, czyli o płytach oczywiście. Na pierwszy ogień poszedł debiutancki album Pink Floyd – Piper at the gates of dawn.
„Pewne rzeczy powinno robić się publicznie” – tak na samym początku powiedział pan Marcin, po czym wręczył 150 zł „Łysemu” i z zadowoleniem odebrał wyjątkowy (francuski!) egzemplarz płyty, która była przedmiotem spotkania. A potem było już tylko lepiej. Rozpoczęła się zagorzała dyskusja na temat owej płyty oraz postrzegania całokształtu dorobku legendarnych Floydów przez obu panów. Świetlicki dał się poznać jako zwolennik pierwszego okresu działalności zespołu. Wskazywał na wyjątkową wrażliwość Syda Barreta, pierwszego lidera. Stwierdził także, że owa płyta ma w sobie dużo punkowego szaleństwa, nieszablonowego podejścia do budowania kompozycji, a jemu samemu, jak wiadomo, postawa punkowa jest dużo bliższa, niż progresywna wirtuozeria. O utworach powstałych na kanwie problemów Rogera Watersa wypowiadał się raczej jednoznacznie niepochlebnie. Arkadiusz Jurek z kolei wyrażał aprobatę zarówno dla psychodelicznego debiutu, jak i późniejszych wirtuozerskich albumów nagranych pod dyktando Watersa. Bardzo wartościowe są takie dyskusje, w których ścierają się różne podejścia i perspektywy. Słowem – działo się! Na szczęście w wyniku sporu nikt nie ucierpiał, a nawet przeciwnie – można było poczuć się taką dyskusją wysoce usatysfakcjonowanym. Przy okazji przybliżone zostało też tło albumu oraz wiele anegdot związanych z jego powstaniem.
Poza samą rozmową spotkanie obfitowało w wiele atrakcji. Przede wszystkim Świetlicki wykonał krakowską wersję piosenki Astronomy domine, która otwiera Piper at the gates of dawn. Odczytał fragment legendarnej książki O czym szumią wierzby Kennetha Grahame’a, która inspirowała Syda Barreta podczas tworzenia płyty, a na gitarze akompaniował Michał Dymny. Ponadto pan Marcin założył czapkę Ropucha, jednego z bohaterów książki Grahame’a. Takich wykonań i kreacji można doświadczyć wyłącznie w TU i Ówdzie, gwarantuję! A jeśli jeszcze Wam mało, drodzy Czytelnicy, nadmienić trzeba, że po wszystkim odbyła się licytacja rzeczonego debiutu Floydów w specjalnej edycji z okazji Record Store Day, nieodpakowanej i czekającej, by tylko wpaść w ręce odpowiedniego słuchacza. Wszystko to przy dźwiękach obracającego się w gramofonie winylu.
Powyższe słowa napisałem krótko po samym spotkaniu, jednak publikuję je dopiero teraz, żebyście Wy, Czytelnicy, nie zapomnieli, że takie spotkania istnieją i warto na nie przychodzić. Zwłaszcza że najbliższe już niebawem. 8 marca o godzinie 20.00 panowie zejdą się ponownie, by porozmawiać o płycie Transformer, będącej drugim solowym albumem Lou Reeda. Taką informację 2 marca udostępnił klub TU i Ówdzie, w którym od koncertu Morświna 21 stycznia pojawiło się więcej światła! A jeśli w dobie Polskiego Ładu posiada się prąd, tym bardziej powinno to ludzi zachęcić do przybycia na ulicę św. Katarzyny 4. Chętni niech przynoszą gotówkę, może akurat uda się wylicytować jakiś drogocenny egzemplarz Transformera. O licytacji co prawda nie napisano, ale nie należy wykluczać, że takowa się odbędzie. Wiadomo na pewno, że jakieś płyty kupić będzie można.
Świetny klimat, świetne rozważania, świetna muzyka – niemalże jak audycja na żywo, w dodatku z obrazem! Bardzo aprobuję tę inicjatywę, brakuje mi takich form prezentowania muzyki. Wraz z redaktorem Rogalskim z Trzeciej Strony Płyty na pewno będziemy się temu bacznie przyglądać.
Mateusz Sroczyński