Okiem Syguły
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 19 listopada 2020
Recenzja Call of Duty: Black Ops Cold War
To najtrudniejsza w ocenie odsłona popularnej serii strzelanek od dawna. Są tu elementy wręcz perfekcyjne, świeże, jak i takie, które przypominają zgniłego kotleta na szkolnej stołówce. Zapraszam na moją ocenę najnowszej produkcji Treyarch & Raven, i poniekąd powrotu do korzeni serii Black Ops.
Lata 80-te, flashbacki z Wietnamu – o kampanii słów kilka
Na początek powiem Wam parę słów o trybie single player. W tym roku jest to najlepszy element, całej gry. I w ogóle, to odważna teza – ale najlepsza kampania w serii ever.
Fabularnie przenosimy się do lat 80-tych, widmo wojny atomowej wisi w powietrzu, a amerykański wywiad zaczyna dostrzegać wpływy tajemniczego radzieckiego agenta Perseusa, o którym ostatni raz słyszano w kontekście działań w Wietnamie. Skoro więc wrócił, nie ma on dobrych zamiarów… Cała historia trzyma w napięciu, od początku do samego końca. Dużo tu nowości, bardzo trafionych. Zacznę od tego, że tworzymy własnego bohatera. Jasne, było to już w Black Ops III, tu jednak to żaden pic na wodę. Wybieramy przeszłość naszej postaci, umiejętności itd., a nawet imię i nazwisko. To wszystko wpływa na przebieg historii. Na stałe przypisana jest tylko ksywka „Bell”.
Przygodę zaczynamy w Amsterdamie. W knajpie, której scena wprowadzająca jest jednym wielkim easter eggiem do podobnego ujęcia z pierwszego Black Opsa (misja na Kubie). Od razu więc wspomnę – ta gra to jedno wielkie puszczenie oka do fanów, zwłaszcza miłośnicy BO1 będą wniebowzięci, jest to bezpośrednia kontynuacja klasyka sprzed 10 lat. Wraca Mason, Woods, Hudson. Wiele scen nawiązuje do oryginału. Tylko zamiast Kennedy’ego mamy Reagana. Do tego wreszcie seria wiąże się z uniwersum nowego Modern Warfare przez obecność paru postaci. Kwestia unifikacji pod Warzone robi swoje. Jeśli chodzi nowe kreacje – tutaj pokochałem agenta Adlera, będącego wręcz kopią postaci granych przez Roberta Redforda; idealnie siedzi w klimatach lat 80-tych.
Gra jest bardzo nieliniowa jak na standardy serii. Mamy wybory w dialogach, które prowadzą do różnych rozwidleń historii, a nawet innej misji końcowej. Także i nasze działania podczas rozgrywki wpływają na przebieg fabuły. Są również misje poboczne, w których polujemy na ważne postaci Perseusa. Nie jest to jednak takie proste. Najpierw musimy zbierać dowody w różnych misjach, dokonać dedukcji, połączyć fakty, by zdjąć odpowiednie osoby.
Jeśli idzie o lokacje odwiedzane w fabule – skaczemy tu po całym świecie, trafimy m.in. do Moskwy, Berlina Wschodniego, czy Wietnamu. Te dwie pierwsze lokacje to mistrzostwo świata. W Moskwie mamy okazję infiltrować siedzibę KGB pod przykrywką. Mamy kilkanaście kombinacji działania, troszkę z takim vibem Hitmana. Oczywiście, i tutaj możemy wejść w słowne interakcje między postaciami. I pamiętać, by rozsądnie odpowiadać.
Trzeba w ogóle pochwalić wzorowe odwzorowanie klimatu epoki. Przeskakując tunelem z Berlina Zachodniego do Wschodniego możemy poczuć ciary, widząc następnie mur. A dookoła pełno strażników, zatrzymań itd. Nie zabrakło tu także „black-opsowych” motywów choroby psychicznej. Nic więcej nie zdradzę, ale sceny przypominające psychozy po prostu ryją mózg.
Pod względem czystych mechanik FPS-a – strzela się tu przyjemnie, nawet bardzo, gra jednak najbardziej błyszczy podczas misji skradankowych, szpiegowskich, a tych – mamy sporo. Z innych plusików – możemy nawet pograć na automatach gier Activision z lat 80-tych, które są rozlokowane w trakcie misji. Reżyseria ogółem każdej z nich jest na bardzo wysokim poziomie. Średnio zbalansowany jest poziom trudności. Grałem na weteranie, i w sekwencji, w której musiałem bronić się bez możliwości leżenia, oraz gdy zmuszony byłem strzelać odsłonięty z granatnika, ginąłem na hita X razy. To i tak drobnostka… Kampania jest przemyślana, pełna pasji, klimatu, wciąga jak diabli (te 6-7 godzin singla zaserwowałem sobie za jednym podejściem) – i gdybym ocenić miał tylko jego, Cold War dostałby ode mnie 9.5/10. I za to brawo dla studia Raven, bo to oni opiekowali się singlem.
Downgrade w multi… Względem zarówno Black Ops 4, jak i Modern Warfare
Niestety, reszta gry zrobiona przez Treyarch wypada już znacznie bladziej. Tak, wiem, że gra pierwotnie miała bardzo duże problemy z developmentem, o czym donosiło Kotaku (Treyarch ratował projekt, mając 1.5 roku de facto) – ale na litość boską! Przeciętny gracz, wydając 359 zł za wersję next-gen, ma to gdzieś. I liczy, że dostanie przynajmniej tyle samo, ile od bogatego w pomysły i innowacje ubiegłorocznego Modern Warfare.
Zacznę od multika. Najsłabszego elementu zestawu. Gram w Call of Duty co roku, po kilkaset godzin najczęściej. Wiem, z czym to się je. Nie skreślałem multi w tej części tylko dlatego, że wyglądała ona już w alphie i becie graficznie biednie przy Modern Warfare. Nie odrzucałem, widząc powrót do klasycznego stylu „run & gun” (sam tak gram, i wkurzałem się w poprzedniej części CoD-a na kamperów niemiłosiernie, muszę jednak oddać – że różnorodność playstyle jest bardzo ważna), biedniejsze animacje broni, dźwięków, ale… To co się dzieje po premierze multika, to jest jakaś porażka.
Po pierwsze – liczba map. Jakiś niesmaczny żart. Ledwo kilka lokacji do trybów 6vs6, z czego kilka z nich to recykling lokacji z kampanii bądź nieco większych trybów, troszkę imitujących mode „Wojny” z Modern Warfare. Wiem, że dzięki systemowi sezonów, jak w MW/Warzone, gracze dostaną wiele darmowych lokacji. I super, za to już teraz wielki plus, bo Activision czuje, jak biznesowo ogarniać CoD-a obecnie. Ale takiej biedy na premierze nie było nigdy. Poza tym – jestem pewien, że Treyarch słucha społeczności, to studio ma zawsze takie podejście. Jednak na premierze też się popisali miejscami niezłą chałą…
Mapy – poprzedni Black Ops miał ich prawie dwa razy więcej (wiem, że wycięli tam singla, i to jest rzeczywiście argument)… Cały schemat multika przypomina nieco Frankensteina. Z jednej strony, sporo inspiracji skillowym-arcade znanym z BO4, z drugiej realistycznego MW. To miejscami wyszło komicznie. A to wszystko w znacznie gorszej oprawie audiowizualnej.
A balans… O kolegooooooo! Dramat! 3, 4 graczy biega z MP5, które dalej nie dostało nerfa, i zabija na dwa hity. W ogóle liczba broni jest bardzo słaba. Dwie strzelby? Słabizna… Jeśli idzie o poszczególne giwery – niby strzela się spoko, TTK jest skillowe (dłuższe niż w MW), ale TTD moim zdaniem mocno się glitchuje.
Skoro o błędach mowa. Najbardziej kocham, gdy ta gra po załadowaniu mapy… Po prostu mi wyłącza konsolę. Albo zniknie mi broń. Tudzież wezwany przeze mnie streak, helikopter, lewituje i nie strzela do ludzi nawet na otwartej przestrzeni.
Przebudowano tu też system nagród, mamy scorestreaki wymagające dynamicznej gry, by je zdobyć. A po śmierci nie resetuje się licznik postępu w jego wbijaniu. Na plus. Tego samego nie można powiedzieć o systemie progresji. O ile implementacja sezonowa, która pojawi się od 10 grudnia (plus połączenie z Warzone, i poziomami z Modern Warfare, w które grając będziemy mogli wbijać tiery battle-passa do BO Cold War), brzmi spoko, i nie mogę się jej doczekać, dobrze jest też z powrotem prestiży w pewnym sensie, tak ta gra… To jeden wielki grind! Bronie levelują się zdecydowanie za wolno. Można usnąć, zanim odblokujemy wymarzony dodatek do broni. Na uwagę teoretycznie zasługuje nowy tryb Dirty Bomb (kilka drużyn atakuje cele na dużych mapach – są tu kevlary, skrzynki) ale nietrudno oprzeć się wrażeniu, graniczącemu z pewnością, że to po prostu beta-test wycinków nowej mapy do Warzone.
Na plus poczucie dynamicznej gry, bez safe space’ów, claymorów itd., ale to wszystko teoria. Bo goście z MP5 w kącie czają się na potęgę. Na ten moment produkcja ta za multika otrzymałaby ode mnie w porywach – 7/10. Zarówno Modern Warfare, jak i Black Ops 4 o klasę lepsze. Wierzę jednak, że będzie z tym lepiej. Wszak ubiegłoroczna odsłona premierowo też miała dużo problemów z balansem, mapami, a ostatecznie był to świetny rok dla Call of Duty.
Zombieeeeeee, i inne sprawy
Niespodzianka! Tym razem, przenosi nas do akcji… w PRL-u! Do miejscowości Morasko, obecnie części Poznania, gdzie rozbił się metoryt. A w bunkrach przetrwał nazistowski wirus zombie. Ten tryb kooperacyjny jest tu naprawdę przyjemny. Takie the best of. Dużo dodatkowych zadań, świetny klimat (tęcza na pierwszym napotkanym bunkrze, to piękny easter-egg dla dzisiejszej Polski) i przyjemne strzelanie do nieumarłych. Jest jednak jeden poważny problem. Matchmaking, a to samo tyczy się multi. Długie dobieranie, wybijanie z meczów, a w kontekście trybów rywalizacyjnych – SBMM, które dobiera graczy po umiejętnościach. Nic w tym złego, ale jeśli cała profesjonalna scena CoD-a ma co najwyżej K/D 2.0, a większość osób koło 1.0 (bo ciągle gramy z osobami na identycznym poziomie) – to też odbiera radość z zabawy. Niemniej, jest to tryb na 9/10 – o ile tylko mamy zgrany, coopowy zespół. Bo jestem pewien, że więcej map pojawi się w aktualizacjach sezonowych.
Jeśli idzie o sterowanie na konsolach – kolejna popsuta sprawa. W kampanii, jak i w zombie mamy asystę celowania, nakierowującą na wrogów. I działa tu wszystko okej. W multi natomiast, teoretycznie jak zawsze, jest opcja delikatnej pomocy przy namierzaniu wroga. Tym razem coś się jednak popsuło. I działa ona… randomowo! Nagle zmienia Ci celownik na kamień. Tego typu kwiatki. W ogóle graficznie nie ma szału – na Xbox One S gra wygląda znacznie gorzej od poprzedniczek, na nowej generacji podejrzewam, że i tak słabiej od Modern Warfare. Pochwalić muszę za to soundtrack i voice acting (oryginalny, bo polski dubbing przemilczę…) – muzyka pasuje do ukazywanych scen, menu theme jest przyjemny, a aktorzy dobrani dobrze. Chociaż skoro to nie reboot, jak Modern Warfare ubiegłoroczne, to nie rozumiem, czemu zmieniono kultowych aktorów grających Woodsa i Masona. Grę czekać ma też implementacja z Warzone (od 10 grudnia bronie, już teraz skiny), co też można policzyć tytułowi na plus, jeśli jesteście fanami tego battle royale.
Krótko podsumowując: przed premierą Black Ops Cold War jarałem się, że po świetnym MW, ale jednak często promującym kamperkę czy battlefieldowe granie, powrót do klasycznego biegania i strzelania będzie bardzo przyjemny. I taki rzeczywiście był w kampanii i trybie zombie. Dostałem nawet więcej niż się spodziewałem. Tryb multi jednak, a nie ukrywam, że jest on dla mnie najważniejszy, to podstawa mojego grania w CoD-a, rokrocznie – wypada co najwyżej nieźle. I stąd moja końcowa ocena 8/10. Ponarzekałem, popastwiłem się, ale to dalej kawał solidnego FPS-a, choć jednak sieciowy downgrade względem BO4 i MW, plus słabiutka strona techniczna sprawia, że ocena nie może być wyższa. Za kampanię jednak czapki z głów, rewelacja! Tak, czy siak – będę grał, i wierzę, że Treyarch multi jeszcze mocno podkręci.
Ocena 8/10
Autor:
Radosław Syguła
Audycje:
Kulturalnie przez gry
TAK BYŁO
Młodzi Zakochani