Muzyka końca świata. Atol Atol Atol „Koniec sosu tysiąca wysp” – recenzja
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 28 września 2022
Znów dzieje się we Wrocławiu. Środowisko CRK Salka jest chyba bardziej płodne i żywotne niż kiedykolwiek, ponieważ po tegorocznych albumach Kurws, Przepychu i Zdroju otrzymaliśmy wydaną nakładem Gusstaff Records płytę kolejnego zespołu stamtąd, mianowicie debiutującego kwartetu Atol Atol Atol. Ich debiutancki krążek nagrany w kwietniu tego roku w Studiu Jama nosi tytuł Koniec sosu tysiąca wysp, a skład zespołu można nazwać małą wrocławską supergrupą.
„Wyspa koralowa w kształcie ciągłego lub przerywanego pierścienia otaczającego fragment morza zwany laguną; powstaje przez narastanie rafy koralowej wokół wyspy, gdy ta wraz z dnem oceanicznym ulega obniżeniu lub gdy podnosi się poziom morza; atole występują w strefie międzyzwrotnikowej, zwłaszcza Oceanu Spokojnego”. Taką definicję słowa atol znajdziemy w Encyklopedii PWN. Słowo to powtórzone trzy razy tworzy nazwę zespołu, w którego skład wchodzi Agata Horwat (wokal, klawisze, perkusjonalia), 2/3 Ukrytych Zalet Systemu – Łukasz Plata, będący także 1/3 Przepychu (bas, wokal, teksty, okazjonalnie gitara) i Artur Soszyński (perkusja) – oraz 1/3 Kurws, czyli Hubert Kostkiewicz (gitara). Za produkcję płyty odpowiedzialny jest znany z Wesela, Jesieni i Rozwodu Szymon Szwarc, który wyprodukował już inny tegoroczny krążek z Wrocławia – I inne zabawne rzeczy.
Tyle z wprowadzenia. Nazwiska, jakie stworzyły tę płytę, mówią same za siebie. Trudno nie odnieść wrażenia, że Koniec sosu tysiąca wysp jest wypadkową stylów Ukrytych Zalet Systemu i nieistniejącego już Przepychu. Jednak są to skojarzenia formalne, szczególnie w odniesieniu do drugiego z tych zespołów, ponieważ nie mamy ani trochę do czynienia z manifestowaniem maksymalizmu. Ba, jest tu sporo oddechu, przestrzeni. Nie ma poczucia, że każdy następujący po sobie dźwięk jest niewiadomą do odkrycia. Ponadto, jeśli wszystkie te odniesienia wyspiarskie w warstwie semantycznej towarzyszącej zespołowi powodują w odbiorcach równie wyspiarskie skojarzenia, to powinny to być raczej skojarzenia z atolem Bikini, na którym po II wojnie światowej USA przeprowadzało eksperymenty z bronią jądrową. Katastrofizm i schizofrenia przebijają się przez całe 35 minut trwania płyty. Weźmy, chociażby Gąsienice, czyli pierwszy utwór, jaki zespół postanowił pokazać światu. Muzycznie mamy do czynienia z poszarpaną, motoryczną kompozycją z delikatnie połamanymi klawiszami. Rozedrganie znane z Przepychu i Kurws, a jednak ubrane w nowe szaty – dużo bardziej postrzępione i oszczędne. Do tego niezwykle obrazowy tekst wyskandowany przez Platę i Horwat. Opowiada o ulepionej ze śmieci ziemi, którą toczy choroba i wewnątrz której dzieje się nieskoordynowany, psychodeliczny ruch. Ziemia ta jest „kolorowa jak test na daltonizm” – absolutnie genialne sformułowanie, Łukasz Plata w doskonałej formie.
Wraz z Agatą Horwat dzieli się Plata obowiązkami wokalisty, przez co w kilku utworach otrzymujemy mocno zwarte, zrytmizowane skandowanie słów przez tę dwójkę, co daje efekt mechanizacji przekazu słownego. Przykład? Atol atol atol, którego rytm płynie spokojnie do momentu, w którym pojawia się element niepokoju w postaci szorstkiej gitary. Kompozycja zwieńczona jest klawiszowym efektem syreny alarmowej, który w różnych formach pojawia się na przestrzeni całej płyty. Druga połowa zamykających krążek Napisów końcowych jest pulsującym w nieskończoność odliczaniem ku zagładzie, wyciszającym się ku końcowi. W utworze tytułowym pojawia się na chwilę przyspieszony alarm oraz wydobywany z klawiszy elektroniczny efekt zagrożenia. Numer ten odczytuję jako uświadomienie sobie nadciągającej katastrofy przez jednostkę. Indywidualne, a jednak zwielokrotnione doświadczenie pomnożone wymownie za pomocą nakładających się na siebie wokali. Koniec sosu tysiąca wysp nastąpi, ponieważ tych wysp już nie będzie. Jak na ironię, to jest najbardziej chwytliwy moment na płycie.
Osobny akapit poświęcę produkcji, bo duby w wykonaniu Szwarca są po prostu w punkt. Bas chrobocze doskonale, perkusja Soszyńskiego brzmi dosadnie. Nawet wokale postanowił Szwarc podkręcić – Sto nieodebranych połączeń zawiera bowiem Łukasza Platę, który brzmi jak… automatyczna sekretarka w telefonie. W Gdyby świat dowiedział się wcześniej mamy do czynienia z narastająco wwiercającymi się w głowę szumami, jakby dźwięki gitary zostały skręcone i zmielone w blenderze. Historie o tobie zaczynają się cudownym, nawiedzonym efektem. Z kolei dwuminutowy instrumental Atol Map Ref. 17°03’15.59″ E 51°07’11.28″ N to trzęsący się w posadach dub z plemienną perkusją i świdrująco-piaszczystą elektroniką. Pod koniec pojawiają się dzikie, zwierzęce świergoty – kolejne egzotyczne tropy. Z tym że, jeśli wstukamy w mapy podane w tytule współrzędne, możemy się nieźle zaskoczyć… Nie chcę zdradzać, o co chodzi, ale jest to całkiem zabawne.
Debiut zespołu Atol Atol Atol jest płytą udaną, jednocześnie słychać na niej poszukiwania i rozważania na temat tego, co można by było zrobić w ramach nowej formuły, jaką ta grupa niewątpliwie zaczęła eksplorować. Gatunkowo jest to wysokiej jakości no wave z twarzy podobne zupełnie do nikogo, jak pisze o sobie zespół w materiałach prasowych. Nie trafiły do mnie jedynie porównania do Minutemen. Uważam, że Atol Atol Atol jest bardziej osobnym muzycznym zjawiskiem i bezpieczniej jest szukać porównań w innych zespołach, z których wywodzą się jego członkowie. Hubert Kostkiewicz na przykład odkrywa tutaj wiele charakterystycznych dla siebie patentów brzmieniowych. Przenosi szorstkość z Kurws do tego zespołu w bardziej oszczędnej, jednak znajomo postrzępionej formie. Debiutująca tutaj Agata Horwat ma doskonałe dźwiękonaśladowcze wyczucie, wciąż nas te jej klawisze przed czymś ostrzegają. Muzycy Ukrytych Zalet Systemu dali sobie więcej swobody w konstruowaniu rytmu. Nie poruszają się po konwencji, tylko tworzą ją sami, korzystając mniej lub bardziej z mgliście zarysowanych ram. Trudno posądzić ich na Końcu sosu tysiąca wysp o bardziej klasycznie postpunkowe rozwiązania, które zaprezentowali na – znakomitych swoją drogą – płytach UZS. Tu się nie tańczy.
Sam Łukasz Plata w swoich tekstach w pewnym sensie wyszedł wpół kroku z dystopijnej przestrzeni miasta i narkotycznych obrazów właściwych Przepychowi. Przeplata egzotycznie ulokowany katastrofizm z indywidualnym, intymnym wręcz doświadczeniem czasu wolnego w centralnej depresji. Przy czym centralna depresja nie jest tu zjawiskiem tylko geologicznym, lecz także głęboko wewnętrznym. Określa stan ducha, który jest nieco inny, bardziej introspektywny od tego, jaki błąkał się z nim po ulicach Wrocławia, w których mógł osadzać wcześniej swoje teksty. Stąd ciekawi mnie bardzo, jaki będzie następny album Ukrytych Zalet Systemu, o ile się taki kiedyś ukaże.
Skład Atol Atol Atol wybrał sobie pozornie lekką otoczkę wyspiarską, by głośno mówić o tym, że koniec świata nadciąga z różnych stron jednocześnie. Chłód znany z poprzednich dokonań muzyków pozostał tylko w niektórych tekstach i mechanicznych wokalach. Klimat jest gorący od paniki syren alarmowych, nadmorskiego piasku i jądrowych detonacji na horyzoncie. Istne atomowe wakacje. I to wszystko pod nieprzyzwoicie piękną okładką, za którą odpowiada Ewa Głowacka z Przepychu. Ważna płyta, powinniśmy ich obserwować.
Mateusz Sroczyński
zdjęcie w tle: Maciej Bielawski