Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Koniec jesiennego grania. Podsumowanie 17 kolejki Ekstraklasy

Autorstwana 16 listopada 2022

Wielkimi krokami zbliża się Mundial w Katarze, a następnie święta i styczeń, co oznacza dłuższą przerwę od rozgrywek Ekstraklasy. Piłkarze po raz ostatni w tym roku wybiegli na boiska, nie licząc zaległego meczu Lechii z Górnikiem Zabrze, którego widokiem 18 listopada będą mogli się jeszcze pocieszać niepocieszeni separacją z polską piłką miłośnicy futbolu. Separacja ta, choć przykra, z pewnością nie będzie nudna.

*****

Lech Poznań to jedna z najmocniejszych drużyn Ekstraklasy od co najmniej dekady, ale wyjazdów do Białegostoku jak nie lubił, tak nie lubi. Ostatni raz Mistrz Polski zwyciężał tu w 2013 roku! Teraz w ostatniej kolejce przed mundialową gorączką Kolejarz przyjechał oszukać przeznaczenie do stolicy Podlasia i zapewnić sobie świetną pozycję wyjściową do pogoni za podium w rundzie rewanżowej. Zwycięstwo dodałoby smaku również podpisaniu nowego kontraktu przez Mikaela Ishaka. Jagiellonia tułająca się nad strefą spadkową nie zamierzała jednak tego Lechowi ułatwiać, gdyż dla zespołu z dolnej połówki tabeli każdy punkt ma gargantuiczne znaczenie.

Już na początku mecz musiał zostać dwukrotnie wstrzymany z powodu dymu towarzyszącego oprawie Jagielloni. Były to najbardziej emocjonujące momenty pierwszych trzydziestu minut gry. Obie drużyny konstruowały powoli niezbyt żywe ataki pozycyjne. Zwykło się mówić w takich sytuacjach, że rywale „badają” się nawzajem, by nadać takiej grze fachowego sznytu i nie przyznawać, że z boiska wieje nudą.

Potem niby obie drużyny zaczęły mocniej kontrować i nieco się uaktywniły, lecz była to aktywność na alibi, gdyż nie zwieńczona żadnym konkretem. Nie mówię tu broń Boże o bramkach, ale brakowało nawet groźnych strzałów, gdyż zarówno u jednych jak i u drugich kulało ostatnie podanie w sytuacjach równowagi między broniącymi i atakującymi. Ostatecznie jednak udało się rozwiązać worek z bramkami w doliczonym czasie pierwszej połowy. Rozpaczliwą wrzutkę na prawy słupek Imaza skierował ładnie głową do bramki były zawodnik Lecha, ściągnięty na Podlasie w tym sezonie, Mateusz Skrzypczak. Piłka przy tym strzale leciała i płakała, ale uderzenie było na tyle dokładne, a Jan Bednarek tak daleko od lewego słupka, że mógł jedynie spojrzeć, jak futbolówka figlarnie odbija się od trawy i słupka, po czym kręci się w siatce.

To wydarzenie otrzeźwiło również Poznaniaków, którzy z większym zapałem zabrali się rozpracowywania cofniętej już defensywy Jagielloni. Z powodu przerw na początku spotkania czasu doliczonego było aż 8 minut. Bramkę w 46 minucie zanotował Skrzypczak, a już 5 minut później odpowiedział mu, również strzałem głową, Mikael Ishak. Autorem ładnej wrzutki na środek pola karnego był Murawski. Przy tej akcji Skrzypczak wyraźnie zaspał i jedyne co zdążył zrobić, to upaść rejtanem obok wyskakującego szwedzkiego napastnika. Pomimo małej ilości okazji na koniec pierwszej połowy na tablicy widniał wynik 1:1.

Druga połowa była dużo lepsza i to nie tylko przez to, jak nisko była zawieszona poprzeczka po pierwszej. Ataki szły naprzemiennie z jednej i drugiej strony, choć to Lech dłużej był przy piłce i dyktował tempo. Gra zyskała dużo chaosu oraz niedokładności, ale mnożyć się zaczęły sytuacje i strzały. Zmorą Jagielloni było ostatnie podanie przy kontrach, Lech nie popisywał się w wykończeniu. Z dystansu regularnie swoich sił próbowali Skóraś z Murawskim. Dużo dały Lechowi zmiany. Pojawienie się na boisku Szymczaka i Marchwińskiego dodało grze Kolejarza dynamizmu. W 65 minucie gra ponownie została przerwana z powodu rac.

Na decydujące trafienie kibice musieli czekać aż do doliczonego czasu gry. W 91 minucie po odegraniu Ishaka z piłką przy nodze znalazł się w polu karnym Szymczak. Młodzieżowiec Lecha nie raz i nie dwa zawodził w tym sezonie w dogodnych sytuacjach, ale tym razem wykorzystał szansę i pewnym uderzeniem obok wychodzącego z bramki Alomerovića ustalił wynik spotkania na 1:2 dla Lecha.

Kolejarz przełamał klątwę białostockiej twierdzy i dzięki temu zwycięstwu wskoczył na szóste miejsce w tabeli, z jednym zaległym meczem i 4 punktami straty do drugiej Legii. Zważywszy na to, jak w poprzednich latach polskie kluby łączyły grę w europejskich pucharach z lokalnym podwórkiem jest to wynik więcej niż przyzwoity. Kiedy van den Brom przychodził do Lecha musiał wejść w naprawdę duże buty, które zostały po Macieju Skorży. Holender jednak nie tylko wypełnił powierzony sobie plan dobrej gry w Europie i lidze, ale również zaszczepił w drużynie z Poznania swoją własną filozofię gry. 

*****

W niedzielę na stadion Lechii Gdańsk, której niedawno udało się wygramolić serią zwycięstw ze strefy spadkowej przyjechał Piast Gliwice, czyli drużyna, która właśnie zajęła opuszczone przez Gdańszczan miejsce pod kreską. Jako że oba kluby dzielił tylko jeden punkt, a była to ostatnia jesienna kolejka to stawką tego meczu było to, kto będzie zimował na bezpiecznej pozycji. Trzeba jednak pamiętać o tym, że 18 listopada Lechia zagra jeszcze zaległy mecz z Górnikiem Zabrze, więc nawet zwycięstwo nie da Piastunkom pewności co do zajmowanego miejsca. Zarówno jedna jak i druga drużyna gra w tym sezonie poniżej oczekiwań narzuconych im przez kibiców, zarząd, własne konto bankowe i skład, więc zapowiadało się ciekawe spotkanie, mające szanse zadziwić poziomem pomimo niskich dorobków punktowych obu zespołów.

Początek meczu był ospały i dość wyrównany, chociaż należy przyznać, że płynniej wyglądały ataki konstruowane przez Piasta. Nie przełożyło się to jednak na dobre okazje, a jedynie na nieco wyższe posiadanie piłki na poziomie rywali niż w przypadku gospodarzy. Ładnie wyglądała współpraca między pomocą i atakiem Piastunek. Lechia mogła odpowiedzieć jedynie rajdami Conrado na lewym skrzydle.

Impas został wreszcie przełamany w 44 minucie przez Michała Chrapka, choć to nie jemu została przypisana bramka. Potężne uderzenie pomocnika Piasta z dystansu uderzyło w poprzeczkę, a odbita od obramowania piłka trafiła interweniującego pechowca, Dusana Kuciaka, w ramię i wpadła do bramki. Na przerwę goście schodzili z prowadzeniem 0:1, mimo tego, że żadna z drużyn nie stworzyła sobie klarownej okazji. Do Piasta uśmiechnęło się jednak szczęście.

Druga połowa zaczęła się dość spokojnie, zdawać by się mogło, że dalej jest 0:0.W 53 minucie pierwszą groźną okazję po rzucie rożnym miała Lechia Gdańsk, ale mocny strzał głową wyśmienicie wybronił czujny Plach. To zdarzenie nieco otworzyło grę, Lechia zaczęła odważniej wychodzić do przodu, a Piast kontrował z pozycji kogoś, kto już nic nie musi, a wszystko może. 

Lechia jednakże dość szybko została sprowadzona na ziemię. Wszelka ułańska fantazja została w niej przytłumiona, kiedy w 61 minucie sędzia podyktował rzut karny po faulu na Kądziorze. Do jedenastki podszedł Patryk Dziczek i dokładnym uderzeniem, które po drodze jeszcze dotknął bliski wybronienia karnego Dusan Kuciak, umieścił piłkę przy prawym słupku, powiększając przewagę Piasta do dwóch goli.

Potem Lechia miała jeszcze kilka okazji, głównie po stałych fragmentach gry, ale Plach był tego dnia znakomicie dysponowany. Sama obrona Piasta też grała dobrze, choć dało się wyczuć pewną nerwowość przy wyprowadzaniu piłki czy właśnie stałych fragmentach. W 87 minucie udało się jednak gospodarzom złapać kontakt. Plach odbił wówczas uderzenie z dystansu Kubickiego, a do dobitki popędził Michał Nalepa, który bez większych problemów umieścił piłkę w siatce z odległości kilku metrów. Zapowiadały się wielkie emocje w końcówce spotkania.

Ostatecznie serce mogło zabić mocniej jedynie po uderzeniu sprzed szesnastki Terrazzino z 95 minuty, które przełamało koszyczek Placha. Słowacki bramkarz dał jednak radę złapać uciekającą piłkę przed linią bramkową. Chwilę później, już w 97 minucie na 1:3 podwyższył Chrapek, korzystając z rozciągnięcia linii Lechii Gdańsk. Szczególne wrażenie zrobił spokój, jakim wykazał się środkowy pomocnik Piasta, kładąc na ziemi trzech zawodników gospodarzy.

Piast przełamuje tym zwycięstwem serię 9 meczów bez ligowej wygranej. Kibice Gliwiczan z nieco większym optymizmem mogą teraz patrzeć na batalię o utrzymanie, mając już za sobą ten mecz o 6 punktów, nawet jeśli Lechia zapunktuje w zaległym meczu.

*****

Warta Poznań zremisowała u siebie 1:1 ze Stalą Mielec. Mimo przewagi gospodarzy przez cały mecz to Stal prowadziła od 66 minuty po golu Hamulića. Wyrównującą bramkę zdobył dopiero w doliczonym czasie gry Jan Grzesik po pięknym uderzeniu głową.

Wisła Płock otrząsnęła się po pogromie sprawionym jej przez Raków i pokonała na własnym stadionie 1:0 Cracovię. Jedyną bramkę zdobył niezawodny w tym sezonie Rafał Wolski.

Korona Kielce uległa 0:1 Widzewowi Łódź. Kielczanie mieli okazje wyjść w drugiej połowie na prowadzenie, ale karnego podyktowanego w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach wybronił znakomicie Henrich Ravas.

Górnik Zabrze został rozniesiony 0:3 przez Miedź Legnica. Czerwona latarnia ligi zalicza w ten sposób drugie zwycięstwo z rzędu i daje tym samym do zrozumienia, że nie składa jeszcze broni i zamierza walczyć o byt na wiosnę.

Zagłębie Lubin przegrało 1:2 z Rakowem Częstochowa. W ten sposób Medaliki powiększyły swoją przewagę nad drugą w tabeli Legią, która zremisowała bezbramkowo ze Śląskiem Wrocław.

Radomiak Radom uległ Pogoni Szczecin 1:2, za to wygrał w ilości czerwonych kartek 2:0. Do szatni wcześniej zeszli Rossi i Cichocki. Zwycięską bramkę dla Pogoni strzelił w 90 minucie Damian Dąbrowski potężnym uderzeniem sprzed pola karnego.

Jan Woch

Oznaczono, jako

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close