Jojo jest dziwne, ale Netflix jeszcze dziwniejszy
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 28 lutego 2021
Recenzja „Thus Spoke Kishibe Rohan”
Thus Spoke Kishibe Rohan od prawie dwóch tygodni gości na polskim Netflixie, więc jest to idealny moment, by o tym zwariowanym anime porozmawiać oraz ponarzekać na dziwny system dystrybucji czerwonego N.
Jednak od początku: Thus Spoke Kishibe Rohan to spin off niezwykle popularnego (i aż do przesady wielbionego przez autora tego artykułu) Jojo’s Bizzare Adventure. TSKR skupia się na tytułowym Rohanie – autorze komiksów, który przemierza świat w poszukiwaniu inspiracji do swoich prac.
Uprzedzając wszelkie pytania: czy można tę serię oglądać, nie widząc wcześniej Jojo? Odpowiedź brzmi: jak najbardziej. Wszystko, co musicie wiedzieć przed przystąpieniem do pierwszego odcinka to to, że w tym świecie istnieją supermoce przypisane do niektórych ludzi, zwane standami. Nasz protagonista również taką posiada: potrafi on manipulować ludzkimi wspomnieniami i myślami. Jeśli byście chcieli później obejrzeć serię główną, też raczej nie natraficie na wielkie spoilery. Ta historia dzieje się maksymalnie na uboczu tego uniwersum.
Wyjaśniliśmy sobie, że możecie oglądać TSKR, ale czy powinniście? Odpowiedź też brzmi twierdząco. Jest to pełen absurdów, ale też głębokiego klimatu animowany thriller, a że jest to gatunek zagrożony, nie można przegapiać ostatnich sztuk.
Każdy odcinek opowiada osobną historię, które łączy tylko postać tytułowego bohatera. Sprawia to, że można w ich ramach zawrzeć fabułę z często nieoczywistym, otwartym zakończeniem i zaprezentować więcej pytań niż odpowiedzi. Ja, jako człowiek, którego tapeta komputera to screen z X-files, nie mogłem marzyć o niczym lepszym.
Dostajemy łącznie cztery odcinki, co przekłada się na cztery historie. Nie będę pisał, o czym opowiadają poszczególne z nich, powiem tylko, że mój ulubiony to odcinek czwarty, zawierający w sobie morderczy wyścig na bieżni.
No tak – wspominałem o absurdzie i proszę bardzo. TSKR ma w sobie takich perełek całkiem sporo, w końcu z tego słynęła seria główna. Jednak tu przekoloryzowane, podkręcone pojedynki nie wywołują śmiechu, tak jak to było w Jojo, a raczej swoisty surrealistyczny niepokój. Wszystko, począwszy od fabuły po muzykę, buduje zimny klimat enigmy. W takiej atmosferze nie kwestionowałem niczego – nawet walki o życie na bieżni.
Ale uwaga: seria jest brzydka, a przynajmniej według mnie. To był jeden z nielicznych razów, gdzie w anime naprawdę odrzucała mnie kreska, postacie wydają się wykrzywione i narysowane jako budżetowa wersja Jojo. I zapewne tym właśnie była, bo gdy porówna się Rohana z głównej serii i tego ze spin offu, to powstaje pytanie, gdzie podział się budżet na rysowników.
Zapewne poszedł do kompozytora. Muzyka bowiem jest świetna, przypomina mi utwory z Twilight Zone i wspomnianego już X-files. Świetnie buduje klimat i dopowiada opowieść tam, gdzie grafika zawodzi.
Na zakończenie jeszcze wspomniane narzekanie na Netflixa. Otóż Jojo jest serią podzieloną na części. Zachowana jest w tym świecie ciągłość fabularna, ale każdy sezon jest swoją oddzielną opowieścią z nowymi bohaterami. I właśnie jednym z takich nowych bohaterów jest Rohan, który zadebiutował w części czwartej. Piszę o tym dlatego, bo na polskim Netflixie… sezonów jest 3. Ja rozumiem kwestie kontraktów dystrybucyjnych, umów i tak dalej. Natomiast nie zmienia to faktu, że sytuacja jest co najmniej śmieszna. To też nie pierwszy raz, gdy ta platforma wydaje spin off bez głównej serii (Twin Peaks, *khe* *khe*). Kolejnym absurdem tej premiery jest też to, że samo Jojo ma ponoć niedługo w ogóle zniknąć z Netflixa.
To całe TSKR. Krótka seria idealna na mroczny nastrojowy wieczór, która niestety będzie traktowana jako marna nagroda pocieszenia przez ludzi, którzy czekają na kolejne części serii głównej.
Ocena: popcorn na 10
Stankiewicz Szymon
Audycje:
ReAnimowany
Nagi Lunch (zawieszony)