Jak dobrze Was znowu widzieć! – LGBT+ Film Festival 2023
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 30 kwietnia 2023
Nana: 14 kwietnia rozpoczęła się kolejna, już 14-sta edycja LGBT+ Film Festival i po raz kolejny mieliśmy szczęście zobaczyć wspaniałe międzynarodowe kino w wielu miastach Polski, w tym w naszym Krakowie, aż do 20 kwietnia! Jako Wasz ukochany (i najlepszy!) Brokat w Eterze nie mogliśmy sobie odmówić wybrania się do Kina Pod Baranami, żeby zanurzyć się w nowych filmach queerowych. Mieliśmy okazję zobaczyć trzy pokazy, w tym jeden wspólnie!
Ola: LGBT+ Film Festival to takie święto, którego nawet ja – osoba, która nie widziała połowy filmów z kategorii „must see” i zazwyczaj przesypia sezon nagród – nie mogła przegapić! W końcu trudno odpuścić sobie okazję do zobaczenia reprezentacji queerowej na dużym ekranie, a przy tym odkrycia nowych, cudownych twórców i zakochania się w kolejnych historiach. Tak więc z radością i niecierpliwością zasiadałam na widowni Kina Pod Baranami.
„Chrissy Judy”
Nana: Ja wiem, że nie wyglądam, ale kocham starą muzykę i filmy czarno-białe. Te stroje, ten klimat, te głosy! To wszystko i o wiele więcej dało mi „Chrissy Judy”. Film w reżyserii Todda Flaharty’ego (który również jest odtwórcą jednej z tytułowych ról) w swoim dziele zaczarował mnie na cały czas trwania tego widowiska z pierwszego zdarzenia. Ale od początku.
„Chrissy Judy” opowiada o losach dwóch nowojorskich drag queens – duetu wieloletnich przyjaciółek Chrissy oraz Judy, które w swoich występach odwołują się do takich gwiazd, jak Diana Ross (scena z „Remember Me” sprawiła, że wracałam do domu cała rozśpiewana!). Obie królowe próbują lawirować w świecie dragu, ale również w przyjaźni i miłości, szczególnie kiedy Chrissy decyduje się na zawieszenie peruki na manekinie i porzucenie Nowego Jorku na rzecz miłości w Filadelfii, zostawiając Judy samą w mieście.
To niezwykła podróż przez czas, miejsce i emocje – Judy odkrywa, że nie daje sobie rady sama i musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, potykając się po drodze o niestabilne relacje, problemy z imprezowaniem i własną wartością. W międzyczasie mierzy się również z trudnościami na scenie dragu, oczekującej od drag queens nowocześniejszych kawałków oraz tańca, które nie grają w duszy Judy, a to wszystko w momencie, kiedy ta musi sobie poradzić z samotnością nowego życia, bez swojej najbliższej przyjaciółki.
Ten film to była prawdziwa uczta dla oczu, serca i przede wszystkim uszu! Niesamowity soundtrack, idealny dla fanów amerykańskich diw, wzrusza i bawi i wspaniale komponuje się z samym filmem. Cały czas widać, słychać i czuć, jak ogromne serce do utworów mają wszyscy zainteresowani projektem, od aktorów, przez reżyserię i scenariusz, po muzyków, operatorów i wielu, wielu innych! Razem z naszymi bohaterami śmiałam się i płakałam, a na sam koniec miałam ogromną potrzebę przedzwonienia do wszystkich moich przyjaciół i znajomych, żeby powiedzieć im, ile dla mnie znaczą. Bo ten film nie jest tylko o byciu drag queen. To film o przyjaźni, o tym, że relacje międzyludzkie nigdy nie są proste i że czasem trzeba się od siebie oddalić, żeby się do siebie zbliżyć.
„Ukraine Is Queer”
Ola: „Ukraine is Queer” to blok ukraińskich filmów krótkometrażowych. W trakcie seansu zaprezentowane zostały cztery produkcje – „I am Michelle” (reż. Olena Siyatovska), „Homo Deus. Divine Human.” (reż. Julia Deglina), „Pride is not available in your region” (reż. Yura Dvizhon) oraz „Ukrainian Queer Fighters For Freedom” (reż. Anzhelika Ustymenko). W tym zestawieniu mieliśmy do czynienia zarówno z filmami fabularyzowanymi, bardziej obyczajowymi (dwa pierwsze tytuły), jak i dokumentami, odnoszącymi się do życia osób queerowych od rozpoczęcia inwazji rosyjskiej na Ukrainę.
To, co zdecydowanie warte podkreślenia, to wachlarz emocji, który towarzyszył mi podczas oglądania filmów. Krótki metraż to format, w którym trudno jest o przywiązanie do bohaterów czy rozbudowanie ich psychiki bądź linii fabularnej. Potrzeba dobrego wyważenia i odpowiedniej estetyki, aby wpłynąć na widza i utrzymać jego uwagę. Zarówno „I am Michelle” jak i „Homo Deus. Divine Human.” poradziły sobie z tym znakomicie.
„I am Michelle” to ukazanie codzienności transpłciowej dziewczyny mieszkającej w Kijowie. Widzimy jej próby zbudowania kariery modelingowej oraz społeczności na swoim Instagramie, udział w proteście czy powrót do rodzinnej wsi, gdzie wraz z bliskimi wspomina swoją drogę. To film niezwykle szczery, napełniający nostalgią, nagrany jakby „z ręki” – i niezwykle przyjemny w odbiorze.
„Homo Deus. Divine Human.” jest produkcją utrzymaną w zupełnie innej estetyce. Tutaj kadry są o wiele bardziej otwarte, całokształt eteryczny i wypełniony refleksją, a to wszystko z niezwykłą muzyką w tle. Obserwujemy trójkę bohaterów – Ulyę, Nazara oraz chłopaka, którego ratują przed samobójstwem. Para zajmuje się ocalonym, a czas ten spędzają na rozmowach, rozmyślaniach i przede wszystkim nauce bliskości i czułości wobec siebie, a także szukania drogi do cieszenia się nimi. To film uderzający w wrażliwość człowieka najbardziej wtedy, kiedy nie padają w nim żadne słowa. I chociaż widz spędza z nim zaledwie dwadzieścia minut, to zostaje on z nim na o wiele dłużej.
Oczywiście, zupełnie inne podejście i oczekiwania miałam do filmów dokumentalnych. One również zostały zrobione na dwa odmienne sposoby. „Pride is not available in your region” to dosłownie trzyminutowy spot, wspominający momenty z performance’u Reyvakh Pride, który odbył się w 2021 r. w Kijowie w celu zwrócenia uwagi opinii publicznej na brak bezpieczeństwa oraz praw osób LGBT+. Wydarzenie miało być cykliczne, co pokrzyżował wybuch wojny – kijowska parada równości odbyła się w ubiegłym roku w końcu w Warszawie – spot nawołuje więc do pamięci o tym, że czasami sposoby wyrażania dumy mogą zostać nam odebrane.
Z kolei „Ukraine Queer Fighters For Freedom” oddaje głos osobom queerowym. To opowieści o tym, jak zmieniło się ich życie od rozpoczęcia inwazji rosyjskiej na Ukrainę. To historie osób walczących na froncie, zmuszonych do ucieczki z kraju, tych, które ciągle martwią się o to, czy oni i ich rodziny dożyją następnego dnia i czy będą mieli dokąd wrócić. Osoby występujące opowiadały chociażby o tym, jak wygląda sytuacja osób queerowych w wojsku czy też z jakimi dodatkowymi problemami muszą mierzyć się w tym już wystarczająco trudnym czasie – ale też o tym, jak często nieoczekiwanie otrzymują otuchę i wsparcie. Był to zdecydowanie najbardziej poruszający z czterech filmów, które miałam okazję zobaczyć w ramach bloku, i nie żałuję żadnej minuty spędzonej na oglądaniu go – istotnym tematom należy oddawać głos.
Szorty „Ukraine is Queer” dostępne będą także w edycji online LGBT+ Film Festival, która odbędzie się na platformie Outfilm w dniach 8-22 maja. Oczywiście zachęcam Was do zapoznania się ze wszystkimi – otrzymacie cały wachlarz emocji oraz historie, które zostaną z Wami na długo.
Jako redakcja Brokatu w Eterze oczywiście łączymy się całym sercem z Ukrainą.
„Breaking The Ice”
Nana: Musiałyśmy na to iść! Outfilm Breaking The Ice”, film austriackiej reżyserki i scenarzystki Clary Stern opowiada o, uwaga, kobietach na lodzie! Film śledzi losy Miry, kapitanki zespołu hokejowego Dragons, która próbuje pogodzić ze sobą obowiązki wobec drużyny, problemy rodzinne (związane z rodzinnym biznesem, winiarnią, chorującym dziadkiem, brakiem ojca, zapracowaną i zagubioną matką i zaginionym bratem) oraz drogę do odkrywania swojej tożsamości, a to ostatnie sprowokowane zostało rodzącą się fascynacją nowej zawodniczki, Theresy.
Film jest fantastyczny! Uczucia, które targają naszą bohaterką są tak żywe i niemal namacalne, a emocje sięgają zenitu nie tylko na lodzie. Nie jestem znawcą hokeja, ale aż sama zapragnęłam pójść na mecz albo nauczyć się w końcu jeździć na łyżwach. Dodatkowo podobało mi się, że Mira nie jest jednowymiarową bohaterką, a prawdziwą postacią z krwi i kości – w trakcie trwania filmu zżywamy się i zaczynamy utożsamiać z bohaterką, szczególnie jeżeli tak jak ja mieliście kiedykolwiek problemy z pogodzeniem spraw rodzinnych, hobby/pracy i życia miłosnego. Widziałam siebie w Mirze, która gubiła się w meandrach relacji i własnym życiu, próbując być świetna we wszystkim, co doprowadziło ją tylko do frustracji.
„Breaking The Ice” skupia się też bardzo na temacie wybaczania – sobie, rodzinie, znajomym i przyjaciołom. Film nie wciska jednak motywu znanego z filmów dla dzieci, która sprawia, że wybaczać należy wszystkim bez wyjątku. Nasi bohaterowie rozmawiają ze sobą, kłócą się i nie mają obowiązku zapominać krzywd – czasami trzeba zaakceptować, że nie wszystkie relacje mogą wrócić do tego, co było. Czasami zdarzyło się za dużo.
Bardzo polecam ten film wszystkim, którzy czasem tracą siebie w obowiązkach i w samym sobie – „Breaking The Ice” to próba odnalezienia siebie w swoim własnym życiu, o traceniu i odzyskiwaniu kontroli, ale też o akceptowaniu zmian i strat. To wielowątkowa opowieść, która rozgrywa się na równi na lodowisku i poza nim.
Ola: Chociaż nie jest to długa produkcja, to nie pozwala widzowi nudzić się ani przez moment. Wydarzenia zgrabnie przeskakują między sobą, uzupełniając się nawzajem i pozwalając na lepsze, dogłębniejsze poznanie postaci. Wielowątkowość historii sprawia, że widz jest w stanie znacznie lepiej utożsamić się z bohaterami. W końcu rzadko kiedy w prawdziwym życiu zajmuje nas tylko jeden problem naraz. Wieczne dzielenie czasu w życiu prywatnym, zawodowym, rodzinnym, próba pogodzenia wszystkich obowiązków oraz utrzymanie dobrych relacji z innymi przy jednoczesnym pozostaniu w zgodzie z samym sobą, to problemy bliskie niejednemu z nas. A czasem tego właśnie szukamy w mediach – kogoś, kto nas zrozumie, bo boryka się z podobnymi rzeczami.
Mimo swojej wielowątkowości, film nie boryka się z problemem zrzucenia na odbiorcę zbyt dużej ilości informacji czy zdarzeń. Chociaż w życiu bohaterek dzieje się zdecydowanie wiele – co znacznie zwiększa wiarygodność całokształtu – akcja jest tak dawkowana, że podczas oglądania nie jest się przemęczonym.
Film radzi sobie także świetnie z reprezentacją queerową. To produkcja, która, mimo wielu poruszanych problemów, nie czyni jednym z nich homofobii – zewnętrznej czy internalizowanej. Co prawda w tle wybrzmiewa nieustanne poszukiwanie siebie, mające odbicie chociażby w problemach tożsamościowych Miry, ale nie ma tutaj ogromnych coming outów czy wiecznego kwestionowania własnej orientacji; homofobia nie jest też głównym wrogiem. Po prostu obserwujemy rozwój relacji Miry i Theresy, bez większych fajerwerków, co pozwala na spore poczucie normalności i bezpieczeństwa.
„Breaking The Ice” jest historią, której nie chce się opuszczać. To świetna przygoda pod każdym aspektem – od bohaterów, przez wydarzenia, na estetyce kończąc – a dzięki wielości poruszanych zagadnień, jest to film, w którym będzie mogło odnaleźć siebie dużo grup. Zaczynając od osób nieheteronormatywnych, przez sportowców, osób skonfliktowanych z własną rodziną, aż po ludzi po prostu zagubionych i poszukujących własnej tożsamości. Każda z ukazanych na ekranie postaci czegoś poszukuje, a ich droga pozwala widzowi na refleksję dotyczącą wybaczania innym ludziom, a także samemu sobie. I zdecydowanie warto potowarzyszyć im w tej drodze. Chociaż nie jest to historia wesoła – a raczej słodko-gorzka – to potrafi dać widzowi poczucie, że nie jest sam. I robi to w bardzo podnoszący na duchu sposób.
Nana: Ja miałam ogromne szczęście uczestniczyć w LGBT+ Film Festival drugi rok z rzędu i kolejny raz mogłam usiąść w wygodnych fotelach Kina Pod Baranami i zapomnieć na chwilę o reszcie świata. Wam polecam śledzić Festiwal oraz kino, byście mogli dołączyć do nas już w przyszłym roku, a póki co możecie poczekać do 8 maja, kiedy to na platformę Outfilm.pl trafią niektóre filmy festiwalowe (w tym między innymi shorty „Ukraine is Queer”). Zapraszamy Was do obejrzenia i mamy nadzieję, że Wy również zakochacie się w filmach i festiwalu, oraz że zobaczymy się na sali za rok!
Ola: To również był mój drugi raz z LGBT+ Film Festival – i po raz kolejny mogę stwierdzić, że nie ostatni. Wszystkie filmy, które miałam okazję zobaczyć były na naprawdę dobrym poziomie i dostarczyły mi tego, czego zawsze wymagam od queerowych tekstów kultury, czyli świetnej reprezentacji oraz ogromnej gamy emocji. Zdecydowanie dołączam do zachęty Nany do śledzenia festiwalu podczas edycji zdalnej, a także, jeżeli nie jesteście z Krakowa, w innych miastach – tam wydarzenie potrwa aż do 22 czerwca.
Do zobaczenia za rok!
Nana Asante
Aleksandra Haberny