Impresja i minimalizm
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 19 kwietnia 2020
Recenzja płyty ,,E„ Ecco2k
Jest coś specyficznego w skandynawskiej scenie muzycznej, co sprawia, że tamtejsi artyści są jakby z boku obowiązujących trendów, jednocześnie stanowiąc ich swoistą forpocztę, awangardowe skrzydło przełamujące kolejne granice gatunkowe. Nie inaczej jest ze szwedzkim środowiskiem hip-hopowym, którego najbardziej znany przedstawiciel, Yung Lean, wprowadził scenę w świat rozpłyniętego, narkotycznego cloud rapu. Pobratymcy Leana z kolektywu Sadboys nie pozostawali wobec swojego założyciela dłużni i w przeciągu ostatnich kilku lat, z lepszym lub gorszym skutkiem, starali się przesuwać granice hip-hopu w coraz bardziej artystyczną, przesiąkniętą wokalnymi efektami i eksperymentalną elektroniką stronę. Zdecydowanie najlepiej z tego rozdania wychodzi Zak Arogundade, znany szerzej jako Ecco2k, który swoim debiutanckim E rozbił bank art popowych inspiracji i stworzył album nowatorski, poruszający i emocjonalny.
Minimalistyczny tytuł oraz okładka bardzo dobrze oddają muzyczny charakter albumu. Minimalizm jest tu obecny wszędzie. Instrumentale, tworzone między innymi przez Guda, Whitearmora czy Yvesa Tumora, odbiegają od struktury typowego rapowego podkładu, często pozbawione charakterystycznych bębnów (Fruit Bleed Juice, Don’t Ask), niemalże ambientowe (Fragile), skrzą się od syntetyzatorów. Mistrzowskie wydaje się tutaj Peroxide, które rozwija się powoli, od nisko zawiedzonego basu, potem dorzuca trapowe cykacze, by wystrzelić dropem wraz z wokalem i narzuconymi w tle efektami, które brzmią niemalże satyrycznie (rwane słowa crash czy damn). Gdy już na albumie pojawiają się hip-hopowe układy perkusyjne, producent używa ich bardziej jako bazy do zbudowania czegoś ciekawszego, a nie jako głównego elementu utworu. Melodia pełni na E o wiele większą rolę niż rytm.
Kolejnym wyrazem minimalizmu są wokale i konstrukcje poszczególnych numerów. Dość wspomnieć, że na otwierającym AAA Powerline Ecco2k tak naprawdę powtarza w kółko cztery linijki. Numer znakomicie sprawdza się w roli intro, nie zasypując nas przesadnie treścią skupia się na rozbudowanej formie. Arogundade kombinuje z wokalem, daje się ponieść autotune’owi, buduje jednostajną, ale konsekwentną melodię, która wraz ze zmianami intrumentalu nabiera nowego wydźwięku.
Mało tu tak naprawdę rapu. Jedynym numerem, który wprost mogę nazwać hip-hopowym, jest agresywne Time z wbijającymi się w głowę, krzyczanymi wersami refrenu. Nawet tam jednak nie możecie się spodziewać typowych raperskich szesnastek – prosta, ośmiowersowa zwrotka jest nawinięta takim samym flow jak refren, budując tym samym specyficzną dynamikę utworu.
Tematem przewodnim Time jest upływający czas i niemożność zatrzymania się w danej chwili, motyw momentów przepływających przez palce. Z resztą ten wątek przewija się przez cały album i ma też wpływ na teksty Zaka – bardzo impresjonistyczne, skupiające się na pewnych odczuciach zmysłowych, drobnych elementach rzeczywistości. I muszę wam powiedzieć, że chyba nikt nigdy tak pięknie i poetycko nie pisał o braniu narkotyków, co rzecz jasna nie oznacza, że teksty Ecco2k są tylko o tym – Peroxide porusza bliski raperowi temat rasizmu (Arogundade ma nigeryjskie korzenie), Fragile opowiada o wrażliwości emocjonalnej, a Blue Eyes skupia się na odrzuceniu i poczuciu wyobcowania.
Ten ostatni numer, który zresztą zamyka nam album, to chyba jeden z najbardziej ciekawych brzmieniowo kawałków na E. W zaledwie półtora minuty Ecco2k i Gud, który zajął się tu produkcją, tworzą wielowarstwową, niebywale emocjonalną kompozycję. Z pozoru to dość typowy emo rap, jednak szybko głos Zaka załamuje się, przechodząc niemalże do growlu, a Gud dorzuca w tle obłąkańcze krzyki. W połączeniu z bardzo wysokim, brzmiącym jak napięta do granic możliwości struna, dźwiękiem syntezatorów, tworzy to nawiedzoną i psychotyczną atmosferę. Blue Eyes brzmi jak emo rap przepuszczony przez filtr percepcji szaleńca.
Zaletą albumu zdecydowanie jest jego długość – w zaledwie pół godziny Ecco2k zdołał przekazać wszystko to, o co na E chodziło. Gdyby silił się na 40 minut czy nawet godzinę, mogłoby niestety dojść do przerostu formy nad treścią, niepotrzebnego przedłużenia niektórych kompozycji. Zak tego nie robi – zaledwie jeden numer trwa dłużej niż 4 minuty, Ecco2k kondensuje formę do minimum, jednocześnie nie próbując na siłę wcisnąć do dwu-, trzyminutowych kompozycji zbyt wiele elementów. Wszystko jest minimalistycznie poukładane, nacisk stawia się na impresjonistyczne odczucia i emocje, które przecież trwają tylko chwilę, są ulotne. Dokładnie tak jak utwory na E.
Mamy tu do czynienia z materiałem dojrzałym i dopracowanym. Ecco2k wyrasta na artystę ze spójną wizją, który wie, co chce przekazać i jakich środków do tego użyć. Jednocześnie nie sili się na zbytnią gatunkowość, po prostu używa tego, czego akurat mu potrzeba. Agresywne, leanowskie refreny (Time), sigur-rósowa ambientowość (Fragile) czy przebojowość najlepszych, szwedzkich EDM-owych producentów (Calcium) – Ecco2k pokazuje, że żadna z tych stylistyk nie jest mu obca, jednocześnie nie rozdrabniając się i każdej z nich nadając swój własny, minimalistyczno-impresyjny charakter.
Tekst: Maciej Bartusik