,,Gdzie mi się podziewa mój miły?” – warsztaty śpiewu białego w MOSie
AutorstwaRedakcja UJOT FMna 5 października 2022
25 i 26 września odbyły się warsztaty ,,O podły losie, czemu coś mnie ściska w głosie?” w Małopolskim Ogrodzie Sztuki, prowadzone przez Joannę Świrską z AST we Wrocławiu. Miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w zajęciach i odkurzyć trochę struny głosowe, fantastycznie się przy tym bawiąc!
Na początku się trochę rozgrzaliśmy. Nie będę ukrywać: mimo tego, że całkiem przyjemnie spędziłam wakacje, wrzesień nie był spokojnym miesiącem i aż sama się zdziwiłam, jak bardzo spięta byłam. Na całe szczęście szybka rozgrzewka rozluźniła mi mięśnie i dała ukojenie moim myślom. Cieszę się tylko, że nikt nie nagrywał naszej szybkiej przebieżki, bo musiałam wyglądać skrajnie komicznie. Cóż, może i śpiewanie idzie mi przyzwoicie, ale sportowca ze mnie nie będzie.
Zaczęliśmy od prostych ludowych przyśpiewek. Nigdy więcej tego nie powiem, ale kocham ludowe piosenki! Uważam, że mają ogromną duszę i strasznie cieszyłam się ze wszystkich, które poznawaliśmy. Każda następna była ciut trudniejsza, a ja nie mogłam uwierzyć, ile radości daje mi możliwość uczestniczenia, śmiania się ze wspólnych omyłek i próbowania znowu i znowu, póki nie nauczymy się całości. Muzyka łączy ludzi, szczególnie taka, która powstała w ścisłej wspólnocie, jako ulga od pracy i trudów życia. Przez te kilka godzin, które spędziłam zasadniczo w gronie osób, których nigdy wcześniej nie spotkałam, poczułam się jak w domu, jak w takiej małej rodzinie. Zauważyliśmy to sami w trakcie rozmów podczas przerw na złapanie oddechu – szkoda, że ta tradycja wspólnego śpiewania zanika. Każda okazja jest dobra, by uruchomić struny głosowe i połączyć się z obcymi ludźmi w tak prostym, a wyzwalającym geście. Ta ludzka wspólnota, która budzi się poprzez wspólne wydawanie dźwięków to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie można przeżyć.
Warsztaty zostały poprowadzone nie tylko w bardzo profesjonalny, ale też ciepły sposób. Mimo naszej pierwotnej nieśmiałości Joasia dała radę ,,wyciągnąć” nas ze skorupy. W przeciągu pół godziny już chętnie odzywaliśmy się i radośnie uczestniczyliśmy w zajęciach. Charakter Asi popchnął nas do przekraczania swoich granic i uwolnił głosy, które popadły w zapomnienie.
Idąc na zajęcia spodziewałam się odświeżenia głosu i krótkiego treningu, którego mi bardzo brakowało. Ale dostałam coś więcej – odpoczynek dla głowy, ciała i duszy, poczucie przynależności i masę dobrej energii przed rokiem akademickim. Dopóki mamy nasz głos (dosłownie czy w przenośni) możemy wiele. Tylko czasami trzeba sobie o tym przypomnieć. Można na przykład tak jak ja, radośnie (i głośno!) zakrzyknąć Oj! Jasiecku!
Nana Asante