Właśnie gramy

Tytuł

Wykonawca


Film „Jednym cięciem” jako hołd dla ekipy filmowej

Autorstwana 7 listopada 2020

Rodzaj filmu, jakim jest parodia horroru świeci pewne triumfy głównie na gruncie kina amerykańskiego. To właśnie stamtąd docierają do Polski produkcje w prześmiewczy sposób ukazujące niezrozumiałe i często idiotyczne decyzje bohaterów. Jednakże czasami zdarzają się perełki, pochodzące spoza kręgu anglosaskiego. Jedną z nich jest japońskie Jednym cięciem.

Dzieło Shinichiro Uedy z 2017 roku pokazuje małą ekipą filmową, która kręci program o zombie, idący na żywo w telewizji w środku nocy. Produkcja dzieli się na dwie części: pierwsza jest gotowym zapisem dzieła, jakie zostało wyemitowane. Natomiast druga skupia się na jego stworzeniu.

Powyższe zadanie jest dość proste: ekipa ma trzydzieści minut, podczas których muszą stworzyć horror o grupie ludzi walczących z nieumarłymi. Oczywiście, nic nie idzie po myśli twórców: a to jeden aktor upił się butelką sake, drugi dostał biegunki, dwójka bohaterów nie dojechała na czas i trzeba było ich zastąpić kimś innym… W ogólnym rozrachunku postaci muszą przez większość czasu improwizować i odchodzić od scenariusza. Powoduje to ogrom zabawnych sytuacji, dzięki którym poziom filmu staje się jeszcze lepszy.

Film otwiera jedno ponad 30-minutowe ujęcie. Jest to przedsięwzięcie bardzo trudne do zrealizowania bez względu na gatunek czy kraj produkcji. Kamerzyści i aktorzy muszą dokładnie wiedzieć, co następuje po czym, a także znać cały scenariusz na pamięć, aby wszystko wyszło idealnie. Dzięki zaangażowaniu poszczególnych osób można stworzyć coś, co zostanie zapamiętane na długo. Każdy musi znać swoje miejsce, żeby w trakcie filmowania nic nie przeszkodziło odpowiedniemu zaaranżowaniu kolejnych scen.

Jednym cięciem

Jednym z niewielu mankamentów Jednego cięcia jest widoczna sztuczność aktorów podczas niektórych zachowań bohaterów, która może wybijać widzów z seansu. Innym minusem jest to, że akcja programu telewizyjnego odbywa się w nocy, natomiast zdjęcia odbywają się w środku dnia. Albo to jest wyraźny błąd twórców, albo to mnie coś umknęło podczas oglądania i nie zrozumiałam, o co dokładnie chodzi.

Z jednej strony jest to hołd stworzony dla filmów o zombie, gdzie bohaterowie zachowują się w mało logiczny sposób i leją się hektolitry krwi. Natomiast, jak dla mnie, jest to wyraz ogromnego szacunku dla tych wszystkich ludzi, których nie widać, a mają ogromny wpływ na produkcję danego działa. Dzięki kamerzystom, charakteryzatorom, scenarzystom, a także ogromnej ilości ludzi współpracujących przy produkcjach filmowych widzowie mają możliwość oglądać ukończone filmy. Takie dzieła opowiadające o robieniu innych dzieł szanuję w opór i podnoszę ocenę (jeżeli, oczywiście, zostały zrobione na odpowiednim poziomie). 

Japońska produkcja doskonale pokazuje kreatywność twórców w momencie, gdy nic nie idzie po ich myśli. W przypadku, kiedy trzeba improwizować, żeby chociaż trochę uratować projekt, pojawiają się najlepsze pomysły na realizację. Warto o tym pamiętać w momencie, gdy przemysł kinematograficzny leży i płacze przez ciągłe przenoszone premiery filmów. To nie tylko gwiazdy srebrnego ekranu sprawiają, że jakaś produkcja staje się wielkim hitem. To także niezmierzona rzesza techników, dźwiękowców, oświetleniowców, charakteryzatorów i innych ludzi budujących dany świat przedstawiony od podstaw. Warto mieć z tyłu głowy ich wkład, ponieważ bez ich ciężkiej i czasem nie do końca dowartościowanej pracy, nie moglibyśmy oglądać ruchomych obrazów na małym czy dużym ekranie.

Ocena: 8/10 z serduszkiem

Tekst: Iwona Dominiec

Oznaczono, jako

Kontynuuj przeglądanie

Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Do jej poprawnego działania wymagana jest akceptacja. Polityka cookies

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close